W pierwszym i drugim dniu po śmierci ciała dusza ludzka może cieszyć się chwilową wolnością. W tych dniach może podróżować po świecie, odwiedzać miejsca, które były dla niej najdroższe i odwiedzać ludzi. Przez 3 dni dusza przenosi się do innych obszarów. W dniu 3 duch ludzki musi przejść przez legiony złych duchów.
Żywa wymiana myśli między Anselmem Grünem i Wunibaldem Müllerem, znakomitymi teologami, specjalizującymi się w poradnictwie duchowym, otwiera drogę do refleksji na temat nieśmiertelności duszy, funkcji jaką pełni ona w życiu człowieka, relacji między duszą i sumieniem oraz duszą i ciałem. Rozmówcy sięgają do Biblii, filozofii, poezji, korzystają ze znajomości różnych tradycji duchowych, psychologii głębi, a także odwołują się do doświadczeń z zakresu psychoterapii. W 1668 roku Angelus Silesius napisał: „Kto duszę swoją znaleźć chce, beze mnie straci ją. Kto dla mnie stracić się ją zda, do domu ją sprowadzi". W roku 1975 wydawcy modlitewnika Gotteslob uznali, że powinni się usprawiedliwić z powodu użycia słowa „dusza"; że powinno się mówić o „życiu". Słowo „dusza" nie przystawało już do duchowości lat siedemdziesiątych. Tymczasem, unikając tego prastarego słowa, zapominano również o wielu mądrościach, jakie od wieków język wiązał z duszą. Dzisiaj czujemy, że zapomnienie o duszy nie jest dla nas czymś dobrym. Kiedy dziś mówimy o duszy, nie wiąże się to już tylko z wyobrażeniem, jakie mieli o niej grecki filozof Platon czy filozofia tomistyczna. Mamy na myśli to wszystko, co wiąże z tym słowem filozofia, literatura, teologia, psychologia głębi, duchowość i mistyka. Dusza oznacza sferę, przestrzeń wewnętrzną człowieka, w której nawiązuje on kontakt ze swoim prawdziwym „ja", w której czuje coś z pierwotnego blasku swego człowieczeństwa. Mówienie o duszy uskrzydla nas, nadaje nam pewną lekkość. Teologia lat siedemdziesiątych była sceptyczna wobec duszy, ponieważ przeciwstawiała ją nadmiernie ciału. Obawiała się odwrócenia uwagi od całościowego charakteru człowieka, jego zbyt jednostronnego ukierunkowania - tego, że nastawi się on być może na wieczne zbawienie wyłącznie swojej duszy. Otóż dusza sięga oczywiście poza ten świat i ten czas. Ale właśnie to pozwala nam stać tutaj obiema nogami na ziemi, pracować nad ukształtowaniem tego świata, a zarazem wznosić się na skrzydłach duszy ponad to, co bezpośrednio istnieje, i uzyskać inne spojrzenie na rzeczywistość naszego życia. W tym dialogu pragniemy przyjrzeć się tajemnicy duszy, z którą spotykamy się w Biblii, w duchowej tradycji, w poezji, w psychologii głębi, w pracy psychoterapeutycznej i w konkretnych doświadczeniach naszego życia. Przy tym będziemy też stale mówić o charakteryzujących duszę dynamice i sile. Język zawsze wiedział, że nie obejdzie się bez słowa „dusza". Język jest bowiem pełen mądrości. Paul Celan powiedział kiedyś, że nie ma języka bez wiary ani też wiary bez języka. Języka nie możemy dowolnie zmieniać ani tworzyć go na nowo zza biurka. Język jest pełen mądrości i wiary. Dlatego chcemy pójść do szkoły języka i nauczyć się, co mówi on nam o duszy, czego uczy nas o tajemnicy naszego własnego życia. Dla nas obu: psychoterapeuty Wunibalda Mullera i mnicha Anselma Gruna, było niezwykle interesującym doświadczeniem rozmawiać o duszy, zapładniać się wzajemnie myślowo i wskazywać na coraz to nowe aspekty tego tematu. Mogliśmy się przy tym przekonać, że w tej wymianie myśli o duszy dusza nabywa wibracji, że żyje nie tylko w nas, lecz również pomiędzy ludźmi, którzy wstępują ze sobą w taką żywą wymianę - do tego stopnia, że czułki duszy jednego człowieka mogą dotykać duszy tego drugiego. Oby ta nasza rozmowa wprowadziła Czytelnika w wewnętrzny dialog z nami i otwarła mu oczy na tajemnicę jego duszy i jego życia oraz na tajemnicę Boga, który mieszka na dnie naszej duszy. Oby zachęciła go do ufności wobec swojej duszy, poddania się jej kierownictwu, aby w ten sposób siłę i dynamikę, jaka z niej wypływa, mógł uczynić płodną dla swego życia. Anselm Grün, Wunibald Müller WUNIBALD MULLER: Sigmund Freud porównał kiedyś duszę z ulubioną przez dzieci czarodziejską tablicą, na której można niezwłocznie wymazać to, co zostało napisane, ale na której coś w sposób prawie niewidzialny pozostaje. Również w naszej duszy zachowuje się, jego zdaniem, niejedno doznane kiedyś wrażenie, które zostało z naszej pamięci wymazane i którego zatem nie jesteśmy już świadomi. W myśl tego poglądu dusza byłaby niczym innym jak tylko miejscem zbiorczym przeżytych doświadczeń i doznanych wrażeń, które po części są dla nas trudno dostępne. Wydaje mi się to wyobrażeniem bardzo uproszczonym. Dla psychologa głębi Carla Gustava Junga dusza jest działającą w nas w sposób trudno dostrzegalny instancją uzdrawiającą, która przejmuje w naszym życiu kierownictwo, kiedy nasze świadome „ja" zawodzi. Nawiązuje ona odniesienie do naszego świata religijnego. Jung czyni to sam, analizując nazwy, pod jakimi w różnych językach występuje fenomen duszy. Uważa, że niemieckie słowo „Seele" pochodzi z gockiego „saiwala" i oznacza: „ruchome, barwne, błyszczące". Dusza jest „siłą poruszającą, pełną witalnej mocy". Grecka nazwa duszy, psyche, może znaczyć: motyl, pozostaje też jednak w związku ze słowem psycho, które znaczy: tchnąć, oddychać. Nazwa łacińska: anima, pochodzi z greckiego anemos - wiatr. Dusza jest zatem postrzegana zawsze w ścisłym związku z oddechem. Dla niektórych ludów jest po prostu niewidzialną formą oddechu. WUNIBALD MULLER: Ja kojarzę z duszą również głębię. W każdym z nas istnieje nieskończona głębia, na podobieństwo morza, którego wielkości nie jesteśmy w stanie zmierzyć. Pobrzmiewa to także w niemieckim słowie Seele: jest ono etymologicznie spokrewnione ze słowem See (morze) i jego podstawowe znaczenie brzmi: „to, co należy do morza" (die zum See Gehórende). ANSELM GRUN: Może to wskazywać, że dusza przed urodzeniem człowieka znajdowała się w morzu i że tam po jego śmierci powraca. WUNIBALD MULLER: A w morzu tym jestem z resztą ludzkości. Przez tysiące, a może miliony lat, od kiedy istnieją ludzie, zbierał się tam pewien kapitał, który należy do nas i który łączy nas z naszą przeszłością oraz z tymi, którzy byli przed nami. „Jesteśmy częścią zbiorowej pamięci, do której wszyscy sięgamy. Nieświadomie jesteśmy powiązani ze wszystkimi innymi", czytamy w pracy „Dusza jest polem" Ruperta Sheldrake'a i Matthew Foxa. Wizja nieskończenie głębokiego morza we mnie, poprzez które jestem w głęboki tajemny sposób powiązany z resztą ludzkości, fascynuje mnie. Kiedy zamykam oczy i poddaję się temu wyobrażeniu, czuję, jak staję się coraz bardziej „rozległy", jak w świadomości tego wymiaru moja podstawa poszerza się, rozprzestrzenia, staje się wręcz niezmierzona. Wprawdzie moje ciało wytycza mi wyraźne granice, zarazem jednak jestem w kontakcie z czymś wykraczającym poza to, co mogę widzieć, ogarnąć, czuć - w kontakcie z moją duszą jako głębią we mnie. W takiej chwili czuję tę moją duszę. Jung w swoim pojmowaniu duszy sięga stale również po jej wyobrażenia mitologiczne i religijne. Czyni to również w swojej pracy Einleitung in die religions psychologische Problematik der Alchemie. Mówi tam: Podobnie jak oko słońcu, tak dusza odpowiada Bogu. Nasza świadomość nie obejmuje duszy, i dlatego jest rzeczą śmieszną, kiedy tonem protekcjonalnym czy z lekka lekceważącym mówimy o sprawach duszy. Nawet wierzący chrześcijanin nie zna ukrytych dróg Boga i musi pozostawić Jego uznaniu to, czy zechce On oddziaływać na człowieka z zewnątrz, czy też od wewnątrz poprzez duszę. ANSELM GRUN: Przyglądając się dziejom religii, widzimy, że wyobrażenia o duszy opierają się na pragnieniu ekstazy - wyjścia ponad samego siebie - na tęsknocie do nieśmiertelności i na doświadczeniu, że istnieją jeszcze inne rodzaje poznania i widzenia niż rozum. W mitologii dusza przedstawiana jest często jako kobieta. Nie przypadkiem po łacinie nazwa jej brzmi anima, w przeciwieństwie do animus, które to słowo oznacza dzielność, siłę. Najwidoczniej postrzegano duszę jako coś subtelnego i cennego, czego należy strzec tak samo pilnie, jak kobiety, która w mitach jest wystawiona na rozliczne niebezpieczeństwa i zagrożona przez zbójców i tyranów. Kobieta pomaga mężczyźnie, który bardzo często porusza się tylko w sferze zewnętrznej i wdaje w zewnętrzne boje, nawiązać ponownie kontakt z własną duszą. W połączeniu z obrazem kobiety dusza oznacza subtelne myślenie - myślenie sercem - a nie tylko racjonalną, ale chłodną argumentację. Oznacza wyobraźnię, kreatywność, otwarcie na sferę boską, subtelne impulsy, spontaniczność, intuicję. WUNIBALD MULLER: Wiele miejsca zajmuje dusza w Pierwszym i Drugim, a więc Starym i Nowym Testamencie. Lubię bardzo Stary Testament również dlatego, że o duszy i sercu nie tylko jest tam tak często mowa, ale że w tekstach, w lekturze Psalmów czy modlitwie ich słowami czuję duszę, że słowa te jakby do niej przemawiają. Myślę tu na przykład o początku psalmu 63: Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało... Albo kiedy oblubienica w Pieśni nad Pieśniami mówi: „Umiłowany mój podał mi rękę przez otwór w bramie i nagle zadrżało wszystko w moim łonie". Oto porusza się moja najgłębsza istota, moja dusza, ożywia moją tęsknotę do Boga czy do człowieka, którego kocham ponad wszystko. ANSELM GRUN: Dla Starego Testamentu dusza jest tchnieniem życia, siłą witalną. Dopiero ona czyni człowieka w pełni człowiekiem. Hebrajskie słowo, które Grecy tłumaczą potem jako psyche, brzmi nephesz i znaczy pierwotnie: paszcza, gardziel. Dlatego Stary Testament łączy to słowo z pragnieniem, pożądaniem i usposobieniem jako miejscem emocji, albo też z oddechem, życiem, siłą witalną. Następnie dusza oznacza w Starym Testamencie otwartość człowieka na Boga. Człowiek jest „żywa duszą", czytamy w Księdze Rodzaju 2, 7. Z racji swojej istoty ma on odniesienie do Boga, które może przetrwać nawet śmierć. W Nowym Testamencie dusza (psyche) jest często rozumiana jako synonim ludzkiego „ja". Dzisiaj egzegeci tłumaczą częstokroć greckie słowo psyche jako „życie". Jest to w pewnej mierze uzasadnione. Jednakże na określenie życia Biblia zna jeszcze inne wyrażenia: zoe, bios. Dlatego byłoby ze wszech miar wskazane tłumaczyć ponownie słowo psyche jako „dusza". Z mówieniem o duszy wiąże się zawsze pewna nieostrość; pojęcia tego nie można jasno zdefiniować. Ale nie jest to wcale konieczne. Właśnie to, że mieni się ono różnymi barwami, pozwala wyczuwać bogactwo ludzkiej duszy. Heraklit, jeden z najwcześniejszych greckich filozofów, żyjący około roku 500 przed Chr., mówi o niej: „Granic duszy, wędrując po niej, nie zdołasz odkryć, choćbyś każdą drogę przemierzył". WUNIBALD MULLER: Ukazując różne znaczenia, jakie są duszy przypisywane, wychodzimy z założenia, że istnieje dusza, o której, jak czytamy w Lexikon jur Theologie und Kirche, można powiedzieć, iż jest ona „osobowym i egzystencjalnym ośrodkiem, stanowiącym wewnętrzne centrum przetwarzania, które sprawia, że zewnętrzne przeżycia stają się jak najbardziej własnymi doświadczeniami". Że stwarza, czytamy dalej, w wielu poszczególnych przejawach, składających się na historię życia, ukrytą, integrującą, niepowtarzalną tożsamość, „jaką człowiek sam pragnie się stać i której zarazem doświadcza jako danego mu przez Boga życiowego zadania". Jest to spojrzenie na duszę, którego wielu ludzi, w tym psychologów, przede wszystkim jednak przyrodoznawców czy lekarzy, nie podziela. Na przykład wybitny chirurg Bruno Reichardt w wywiadzie udzielonym w 2007 roku czasopismu „Zeit" na pytanie: „Gdzie Pańskim zdaniem znajduje się siedlisko duszy?", odpowiada tak: „Moim zdaniem oczywiście w mózgu. W każdym razie nie w sercu, jak to sugeruje wiele pięknych opowieści, wierszy i pieśni". Te dotyczące duszy wątpliwości nie są niczym nowym. Już w XIII wieku filozof Offroy de La Mettrie szydzi z wysiłków filozofów i teologów, pragnących objaśnić istotę duszy. Uważa, że nie istnieje nic takiego, co można by określić jako duszę. Zdaniem współczesnego filozofa Thomasa Metzingera takie istniejące przez setki lat pojęcia, jak „dusza" czy „boska iskra" są dziś pozbawione treści. „Powiem nawet: Nie ma nie tylko duszy; nie ma w ogóle żadnego substancjalnego elementu". Uważam, że do stanowiska przyrodoznawców w przedmiocie duszy należy podchodzić poważnie, że należy zajmować stanowisko wobec wyrażanych przez nich poglądów, zarazem jednak nie przywiązywać do nich nadmiernej wagi. Pomijając już fakt, że czasami dyskurs odbywa się tu na całkiem różnych płaszczyznach, które nie bardzo dają się ze sobą skoordynować. Jak się na to zapatrujesz? Co by było, gdyby wszystkie świadectwa doświadczania Boga w duszy, które miliony ludzi przez tysiące lat odbierały jako dialog z sacrum, miały zostać sprowadzone w laboratorium do procesów chemicznych? Co pozwala ci żywić przekonanie, że dusza istnieje i że przypada jej podstawowe znaczenie w ludzkim życiu? ANSELM GRUN: Według mnie badania nad mózgiem mogą jedynie opisywać działanie duszy, nic jednak nie są w stanie powiedzieć o jej istnieniu czy istocie. Kiedy przyglądam się rozmaitym filozoficznym i teologicznym wypowiedziom na temat duszy, przestaję w końcu dokładnie wiedzieć, czym ona jest. Tymczasem to, co nazywamy duszą, jest dla mnie rzeczywistością. Istnieje pewna wewnętrzna sfera człowieka. Istnieje wewnętrzne przeczucie, że jesteśmy czymś więcej niż tym oto ciałem. I istnieje dla mnie bogactwo duszy. Kiedy św. Augustyn mówi, że nie chciałby wiedzieć o niczym innym, jak tylko o Bogu i o duszy, to takie słowa bardzo mnie poruszają. Czuję, że w mojej duszy coś dźwięczy. Kiedy mówimy o duszy, chodzi według mnie o coś najbardziej intymnego, wewnętrznego, najbardziej cennego, co posiadam. Chodzi o moją osobę w jej relacji do Boga. I przy wszystkich racjonalnych wątpliwościach, które znam i traktuję poważnie, nie dam się od tego przekonania odwieść. WUNIBALD MULLER: Jestem świadom tego, że wszelkie rozważania i wypowiedzi na temat duszy są zaledwie próbą objaśnienia czy opisania czegoś, co tak naprawdę pozostaje nieuchwytne, trudne do opisania i w gruncie rzeczy niedefiniowalne, jakkolwiek by się człowiek o to starał. Swojej duszy nie mogę dotknąć. Nie wiem, gdzie ona we mnie „siedzi". Wiem tylko, czy też jestem o tym przekonany, czuję to, że istnieje we mnie pewna głęboka warstwa, którą wiążę z duszą. Mistrz Eckhart tak mówi o duszy: „Pewien mistrz, który najlepiej mówił o duszy, powiada, że cała wiedza ludzka nie może zgłębić tego, czym dusza naprawdę jest. Do tego, aby dowiedzieć się, czym dusza jest, potrzeba wiedzy nadprzyrodzonej". Innymi słowy oznacza to - jak komentuje te słowa Matthew Fox - że dusza jest czymś niewypowiedzialnym. „Jest ona tak głęboko, że nie sposób jej dosięgnąć - jest bezdenna".
To tutaj większość żołądka znajduje się normalnie (niewielka część znajduje się w okolicy nadbrzusza). Główne funkcje organizmu. Główna funkcja żołądka, trawienna, jest znana każdemu mieszkańcowi. Ma inne funkcje. Należą do nich: Nagromadzenie pokarmu pochodzącego z przełyku. Rozpad białek, zsiadłe mleko (w
Czym jest Dusza i jej symbiont? Nadal wielką tajemnicą, abstrakcją, czymś nieznanym. Definicji i sformułowań jest wiele. Dowodów, dających pewność o słuszności tych wszystkich stwierdzeń na temat Duszy, niestety nie ma. Zagadnienie, czym jest Dusza ludzka, od wielu wieków fascynuje, zarówno filozofów, jak i zwykłych zjadaczy chleba. Oto jak definiuje Duszę Wikipedia, w kontekście filozofii: „Dusza to pierwiastek życia, decydujący o tym, że osoba ludzka, zwierzę i roślina są bytami żywymi. W antropologii filozoficznej najczęściej przyjmuje się, że dusza rozumna jest, obok materialnego ciała, jednym z dwóch konstytutywnych elementów struktury bytu człowieka”. Na temat Duszy ludzkiej wypowiadał się już sam Sokrates. Wielki filozof uważał, że dusza ludzka jest tym, co odróżnia nas od zwierząt, które według niego, duszy nie posiadają. Twierdził, że dusza jest najważniejszą częścią człowieka, jest właściwie jego „Ego” i jest siedliskiem wszelkich cnót ludzkich. Platon, w swoich rozprawach o duszy ludzkiej nawiązywał do poglądów swojego nauczyciela Sokratesa. Także uważał, że dusza jest esencją osoby i decyduje o zachowaniu człowieka. Głosił tezę, że dusza składa się z trzech części: rozsądku, popędliwości oraz pożądliwości. Arystoteles uważał, że dusza jest aktywnością ciała. Ta teza przekreślała domniemania o nieśmiertelności duszy. Według wielkiego filozofa dusza jest nierozerwalnie związana z ciałem i jedno nie może istnieć bez drugiego. Tyle wywodów filozoficznych wielkich myślicieli. Może cię również zainteresować artykuł: Dusza to żarówka, którą rozświetla Duch… o różnicach między Duchem a Duszą Dusza w ujęciu ezoterycznym i jej symbiont Dusza to COŚ eterycznego, ulotnego, subtelnego, istniejącego poza ciałem fizycznym. Czasami od kilkuset lat, innym razem od kilku tysięcy lat. Jest ona przypisana do rzeczywistości, w określonej przestrzeni i istnieje niezależnie od naszego ciała fizycznego. Jest przyporządkowana każdej Istocie we Wszechświecie, niezależnie od poziomu rozwoju ewolucyjnego i wibracyjnego, na którym się ta Istota znajduje. Symbiont-Dusza to aż 40 poziomów przenikania w danym wymiarze przestrzeni wibracji i częstotliwości, przy istnieniu miliardów tych wymiarów. W naszym Wszechświecie istnieje około 4 miliardów układów gwiezdnych, z czego 2 miliardy to światy, na których istnieje życie. Pozostałe dwa miliardy pozostają poza spektrum naszego postrzegania. Nasza ludzka świadomość z nimi nie rezonuje. Wszystkie te gwiezdne światy są ze sobą połączone i tworzą wspólny wielowymiar wibracji i częstotliwości. W samej przestrzeni poziomu tzw. 3D jest tych połączeń od 2 do nawet 20. Im większy stopień świadomości duchowej Istoty ludzkiej, tym więcej jest aktywnych połączeń z jego Symbiontem-Duszą. Nasza Dusza ma stałe połączenie z czakrą serca i nie przebywa bezpośrednio w naszym ciele fizycznym, tylko w jednym z ciał subtelnych człowieka. Symbiont-Dusza dla istoty ludzkiej Każdy człowiek jest pewnego rodzaju schronieniem dla swojej Duszy, świętym domem i w jego ciele subtelnym czuje się ona bezpiecznie. Niestety z tym bezpiecznym schronieniem dla Duszy bywa różnie. Kiedy gubimy równowagę i harmonię, a naszym życiem zaczyna rządzić strach, nasze wibracje stają się na tyle niskie, że ciało emocjonalne słabnie. Gdy tych negatywnych emocji jest w nas zbyt wiele, Dusza czuje się źle energetycznie i zmuszona jest wychodzić poza nasze ciało subtelne. Traci swój przyjazny, dobry dom. Takie wyjścia poza ciało subtelne są bardzo niekorzystne i niebezpieczne dla każdej ze stron. Nas, ludzi bardzo osłabiają i oddalają od Źródła i od całej mądrości wszechświata. Symbiont-Dusza, przebywając poza ciałem subtelnym, traci ochronę. Taka Dusza, przebywająca poza ciałem subtelnym, jest łatwym łupem dla różnego rodzaju istot niskowibracyjnych przybywających z astralu. Im w niższy astral jest ściągana, tym bardziej słabnie i popada w emocjonalne otępienie, traci połączenie ze Źródłem. Naszyjnik z kamienia księżycowego, którego energia wzbudza uczucia i potęguje uczucie miłości, znajdziecie w naszym sklepie Każda Dusza jest piękna, indywidualnie wibruje, podobno waży tylko 21 gramów i znajduje się nad naszymi głowami. Jest źródłem, które bezpośrednio aktywuje i zasila szyszynkę. Mówi się, że Dusza powstaje w trakcie aktu miłosnego, w akcie poczęcia nowego życia. W tym momencie, w polu magnetycznym łona kobiety, wyzwala się bardzo silna energia. Następuje wchłonięcie Symbiontu, który tworzy Duszę oraz dostraja i przystosowuje energie do formy cielesno-bytowej (następuje poczęcie). I tak oto rozpoczyna się kolejne wcielenie Duszy w nowym człowieczym ciele, w nowym doświadczeniu, które my nazywamy życiem. Nasza Dusza od samego początku szuka z nami porozumienia, próbuje z nami rezonować. Kiedy skupiamy się na świecie materialnym i zaniedbujemy nasz rozwój duchowy, nie słyszymy, i nie czujemy naszej Duszy. Tylko wysokie wibracje, harmonia, spokój zapewniają możliwość usłyszenia własnej Duszy. A stąd już krok do cudu. Zmieniamy się, stajemy się lepsi, bardziej empatyczni. Uruchamia nam się tzw. wysoka świadomość. Wyższe wibracje mózgu i całego układu nerwowego, stają się niezwykłym narzędziem w podnoszeniu świadomości człowieka oraz powodują, że partie mózgu, które do tej pory były mocno uśpione i nie w pełni aktywne, budzą się i zaczynają pracować w zupełnie odmienny sposób. Rozpoczyna się tzw. astralna świadomość mózgu. Wtedy inaczej zaczynamy spoglądać na świat i samego siebie. Odkrywamy to, co do tej pory było dla nas zakryte i niedostępne. Budzą się w nas zdolności paranormalne. Rozpoczynają się zmiany spowodowane wysokimi wibracjami naszej, przebudzonej Duszy. Nasze życie nabiera innej jakości… Życzę Wam, aby Wasze Dusze, jak najpiękniej i jak najpełniej z Wami rezonowały. Może cię również zainteresować artykuł: Czy w tobie, kobieto, kryje się cygańska dusza? 10 cech, które o tym świadczą Marlena Pietruszka Źródła:
Duchowieństwa corocznego sprawozdania z działalności prałatur. W dalszym ciągu każdy członek świecki Opus Dei podlega jurysdykcji biskupa diecezji i proboszcza parafii. Siedziba władz prałatury mieści się w rzymskiej Villa Tevere, gdzie znajduje się również świątynia NMP Królowej Pokoju, będąca kościołem katedralnym Opus
W naszych codziennych rozmowach dość często zdarza się, że gdy chcemy porozmawiać o „istocie” ludzi, mówimy o ich umysłach. Film (Martín Hache) spopularyzował na przykład jedną z proklamacji, która najlepiej wyraża tę ideę, odnoszącą się do przyciąganie: interesujące nie są same ciała, ale intelektualny aspekt istot ludzkich, coś w rodzaju ich Psyche. W innych przypadkach myślimy, że chociaż upływ czasu zmienia nasz wygląd, jest coś, co pozostaje mniej więcej takie samo i że jest to umysł, który identyfikuje nas jako myślące jednostki. Jednak... Czy wiemy coś o tym, co nazywamy umysłem? Gdzie to się znajduje na początku? To trudne pytanie, które rodzi dość prowokacyjne refleksje. Możesz być zainteresowany: "Mentalizm w psychologii, wiara w duszę i dlaczego jest to problem" Umiejscowienie umysłu w ciele W historii psychologii i neuronauki mijają dziesięciolecia, ale wciąż nie przypisujemy umysłowi konkretnego miejsca; Mózg to co najwyżej zespół narządów, którym przypisujemy, dość nieprecyzyjnie, ta zdolność do życia psychicznego?. Ale czy to prawda? Aby to zrozumieć, przejdźmy do źródeł pytania o to, gdzie jest umysł. Dualistyczna teoria Kartezjusza jest prawdopodobnie pierwszym wielkim wysiłkiem w historii ludzkości, aby ulokować to życie umysłowe w anatomia człowieka: Francuzi zaproponowali szyszynkę jako strukturę, z której nasz myśli. Teraz cały gmach konceptualny walił się w momencie, w którym zaprzeczamy możliwości istnienia duszy. Nie bez powodu Kartezjusz był zdecydowanym obrońcą podziału na ciało i ducha, czegoś, co nie jest poparte naukowo. Ale pomimo tego, że teoretycznie idee Kartezjusza są odrzucane przez współczesną naukę, zwykle zakładamy, że właściwą rzeczą jest myślenie tak, jak zrobił to ten filozof, chociaż zmiana pojęcia duszy na umysł). Istoty ludzkie mają wrodzoną skłonność do tworzenia kategorii dla każdego zjawiska i jego części rzeczywistości i dlatego wierzymy, że istnieje coś, co nazywa się „umysłem”, z którego emanują wszystkie myśli, emocje. decyzje itp. A jeśli chodzi o przypisanie miejsca temu źródłu, z którego powstaje cała psychika, wybieramy mózg, tak jak Kartezjusz. Możesz być zainteresowany: "Dualizm w psychologii" Umysł poza mózgiem Jak widzieliśmy, niemal instynktownie wierzymy, że umysły są w naszych głowach, pilotujemy nasze ciała, jakby były malutkimi mężczyznami. Z kolei wielu naukowców, zarówno zajmujących się psychologią, jak i neurologią, zakłada, że umysł znajduje się w określonym miejscu w ciele. Na przykład płatowi czołowemu często przypisuje się duże znaczenie, ponieważ ta część mózgu odgrywa bardzo ważną rolę w podejmowaniu decyzji i inicjowaniu ruchów. Inni badacze zrobili coś przeciwnego, kojarząc umysł z większymi lokalizacjami. Poza pseudonaukowymi teoriami, które mówią o kosmicznych umysłach utrzymujących wspomnienia o życiu w przeszłości istnieją zwolennicy poglądu, że umysł jest poza systemem, na inne sposoby bardzo napięty. Na przykład z teorii poznania ucieleśnionego uważa się, że pozycje, ruchy ciała, a więc Podobnie jak wychwytywane bodźce, są one częścią życia psychicznego, ponieważ warunkują to, co myślimy i co my what Przepraszam. Z drugiej strony, autorzy tacy jak Andy Clark, zwolennicy teorii umysłu rozszerzonego, wierzą, że wykracza poza indywidualny organizm ludzi, a także znajduje się w środowisku, z którym wchodzimy w interakcje, ponieważ obaj Te zewnętrzne elementy, takie jak części naszego ciała, są niezbędne, aby umysł zachowywał się tak, jak to robi tu i tam teraz. Na przykład komputery to miejsca, w których przechowujemy informacje, a nasz sposób funkcjonowania już w pełni uwzględnia je jako część rozszerzonej pamięci. Podstawowe pytanie: czy umysł istnieje? Do tej pory widzieliśmy próby zlokalizowania umysłu, ale zadać sobie pytanie, gdzie jest umysł… Przede wszystkim należy upewnić się, że istnieją wystarczające powody, aby sądzić, że to that istnieje. Psychologów behawioralnych scharakteryzowano właśnie odrzucenie istnienia czegoś zwanego umysłem... lub przynajmniej taki, który można gdzieś zlokalizować. W ten sam sposób, w jaki ruch pociągu czy pieniądze, które mamy na koncie, nie mogą być rozumiane jako coś ograniczonego do jednego miejsca, tak samo dzieje się z umysłem. Z tej perspektywy przekonanie, że umysł jest czymś podobnym do przedmiotu lub podmiotu, jest wynikiem wpadnięcia w pojęciową pułapkę. Umysł nie jest rzeczą, jest procesem; zestaw dyspozycji, które mają sens, gdy otrzymuje się serię odpowiedzi na bodźce. Stąd koncepcja błąd mereologiczny, skłonność do przypisywania miejscu (w przypadku, który nas dotyczy, zwykle mózgowi) czegoś, co charakteryzuje się zbiorem zmian. A jeśli coś charakteryzuje nasze doświadczenia i nasz sposób zachowania, to zawsze dzieje się to w innych okolicznościach. W ten sam sposób, w jaki wiosna nie znajduje się w krajobrazie lub w konkretnym kraju, to, co nazywamy umysłem, nie powinno być rozumiane jako rzeczownik. Pomysł, że umysł nie istnieje, może brzmieć prowokująco, ale nie mniej prawdziwe jest założenie, że istnieje jako dogmat, nie zastanawiając się, czy jest naprawdę poprawny. Jasne jest, że jest to temat, który jest długo dyskusyjny. A myślisz?
- Οда шևህቃщጨպуск ուβըμеቩ
- Θጊаврը н
- Ι ሱнωв υз тв
- Хոκըкрец լаፃупቷξиዴο еሱቲσокоսэ
W świecie duchowym każdy z nas należy do podstawowej grupy dusz. Ta grupa, licząca od ośmiu do 20 członków, składa się z osób, z którymi żyjemy na płaszczyźnie duchowej i z którymi reinkarnujemy się w życiu fizycznym. W każdej reinkarnacji schodzimy na Ziemię prawie całą grupą razem, za każdym razem w innej roli.
Wątroba w ludzkim ciele znajduje się w górnej prawej części jamy brzusznej, pod przeponą i obok żołądka. Wątroba składa się z czterech płatków i otrzymuje około 1,5 kwarta krew na minutę z tętnicy wątrobowej i żyły wrotnej. Wątroba jest największym organem gruczołowym w ludzkim ciele. Jego podstawową funkcją jest pozbycie się wszelkich szkodliwych substancji lub toksyn. Wydziela on żółć, która jest substancją niezbędną do trawienia tłuszczów w ciele. Wątroba odgrywa również istotną rolę w utrzymaniu metabolizmu, oczyszczaniu krwi i rozkładaniu hemoglobiny. Człowiek nie może przeżyć bez zdrowej wątroby.
Parenchyma stanowi główną część tkanki glebowej roślin, gdzie może być wyspecjalizowana do funkcji fotosyntezy, magazynowania lub transportu. Parenchyma jest integralną częścią tkanki naczyniowej, gdzie zapewnia drogę wymiany materiałów w obrębie i pomiędzy ksylemem i floemem.
- Dusza oddziela się od ciała wtedy, kiedy umieramy. - Nie. - To jak jest? - Jest tak, że to ja jestem duszą. Ja jestem ciałem - mówi teolog, ks. dr Grzegorz Strzelczyk. Michał Lewandowski: Czy ma ksiądz czasem wątpliwości, czy Bóg istnieje? Ks. Grzegorz Strzelczyk: Wątpliwości typu egzystencjalnego czy intelektualnego? Zacznijmy od intelektualnego. Częściej niż egzystencjalne. A na czym polegają te intelektualne? Wyrosłem w pooświeceniowym duchu i dla mnie ta drzazga potrzeby sprawdzenia empirycznego jest drzazgą poważną. Od czasu do czasu napotykam taki moment w myśleniu, że bardzo przydałby mi się niepodważalny dowód na Jego istnienie, który pozwoliłby mi na spięcie jakiegoś teologicznego systemu. Wystarczyłby nawet argument, który mogę oprzeć empirycznie na jakiejś wiedzy. Próbowaliśmy w Kościele iść tą drogą. "Quinque Viae" św. Tomasza, dowód ontologiczny Anzelma z Canterbury… …i dokładnie już wiemy, że nie bardzo. Nie bardzo działa? Działa jako argument, ale to jest dalekie od empirii. Te drogi, które zaproponowali filozofowie, są w dużej mierze wywodami opartymi na mnóstwie przedzałożeń systemowych. Pooświeceniowe myślenie oczekuje bardziej dowodu z doświadczania. A częstsze wątpliwości, te egzystencjalne, o których ksiądz wspomniał? Egzystencjalnie najtrudniejsze są dla mnie momenty, kiedy się stykam z wielkim cierpieniem człowieka. To są chwile, które potrafią mocno wbić klina. Jak odpowiada sobie ksiądz na pytanie: "gdzie jest Bóg, kiedy cierpi drugi człowiek"? To klasyczne pytanie. Odpowiada ksiądz równie klasycznie, czyli: "Bóg jest w cierpiących osobach"? Bardziej, że "Bóg jest w swoim cierpieniu na krzyżu". Dlatego kiedy są takie momenty, to szukam, czy gdzieś na ścianie nie wisi krzyż. To jest dla mnie rozstrzygające. Nie mam co prawda odpowiedzi w sensie intelektualnym, ale egzystencjalną odpowiedzią jest Jezus na krzyżu. Bóg wchodzi w cierpienie? Dokładnie. To nie jest tak, że On tego cierpienia nie zna, że jest nieczuły. On je zna, więc prawdopodobnie ma też rozwiązanie. Mogę nie widzieć tego rozwiązania, ale krzyż nie pozwala mi wpaść na pomysł, że Bóg nic nie robi. Myślę, że taki pomysł to początek jednej z form ateizmu. Nie przeszkadza księdzu to Jego milczenie w takich chwilach? Z tym jestem sobie w stanie poradzić, bo Bóg nie ma obowiązku ze mną gadać. Ale dobrze by było, gdyby zaczął. To by było miłe, ale nie jest to dla mnie konieczne do zbawienia. Natomiast ważniejsze dla mnie pod kątem egzystencjalnym jest to, że poprzez człowieczeństwo Jezusa, On się znalazł wewnątrz cierpienia. Pytam o to milczenie, bo koncepcja deizmu, czyli Boga, który zaprogramował świat i już się nim nie interesuje, jest bardzo kusząca. Tu wracamy do warstwy intelektualnej. Tak, ale to ważne, bo pomysł, że Bóg owszem, stworzył świat, ale za bardzo w niego nie ingeruje, jest dość popularny. Ta postawa jest chyba bardziej praktyczna niż intelektualna. Mam wrażenie, że intelektualnie już trochę wymarła. Dzisiaj mamy do czynienia ze skrajnościami w dwóch postawach: jedna idzie w kierunku twierdzenia, że Bóg kompletnie nie działa w moim życiu, więc sami musimy się ogarnąć, druga natomiast zakłada, że Bóg wszystko za mnie załatwi, więc nie muszę iść do lekarza, bo On na pewno mnie uzdrowi. Obie te postawy są równie niebezpieczne. Na czym polega ich niebezpieczeństwo? Jedna idzie w kierunku samozbawienia, a druga zalatuje ucieczką od odpowiedzialności. Obie są nieprawdziwe. Wrócę jeszcze do ateizmu. A co jeśli myśmy sobie tego Boga wymyślili, ponieważ nie byliśmy w stanie zaakceptować cierpienia, które nas otacza? Koncepcji teogenezy ewolucyjnej czy też biologicznej, czyli teorii, które zakładają, że Bóg został stworzony w naszych mózgach na drodze ewolucji, jest chyba z kilkanaście. Jedne idą bardziej po linii sensu, inne - moralności. I pewnie każda z nich wydobywa kawałek prawdy. Jeśli spojrzymy na religię objawioną, to u jej początków mamy właśnie takiego boga. Dlatego pierwsze obietnice, które zostały skierowane do Abrahama, mówią jeszcze: "będzie ci się dobrze powodziło". Chciałoby się mieć określone doczesne korzyści z kontaktu z bóstwem. Ono jest towarzyszem instynktu samozachowawczego. Jednak ostatecznie chrześcijaństwo idzie w inną stronę. To nie jest kierunek zachowania siebie, ale wydania siebie. Na końcu Objawienie mówi: "masz utracić swoje życie, żeby je zachować". W związku z tym pozostaje pytanie, czy to jest jeszcze taka narracja. Czy jednak chrześcijaństwo nie dochodzi do punktu, w którym przekracza naturalne tendencje. Albo przynajmniej sugeruje, że je trzeba przekroczyć, żeby rozpoznać Boga. Oczywiście w głowie gdzieś tam jest ciągle obiecana nagroda życia wiecznego, która sprawia, że nieustannie uczestniczymy w pewnego rodzaju handlu wymiennego. Jednak że jeśli poczytamy Ewangelię, to okaże się, że chodzi tam o przekroczenie mentalności: "że Bóg mi coś załatwi". Idzie o to, żeby w miłości, która jest jednak przekroczeniem własnego interesu, wydać swoje życie, ufając, że Bóg je uratuje. Rozumiem ten handel, ale co jeżeli mówiąc o Bogu, miłości, łasce, poruszamy się tylko i wyłącznie w obrębie naszego umysłu? Na pewno poruszamy się wewnątrz naszego umysłu. Spór nie dotyczy tego, czy to jest w umyśle. Spór dotyczy tego, czy to, co jest w umyśle, odzwierciedla coś, co istnieje poza umysłem, czy też poruszamy się tylko i wyłącznie wewnątrz niego. Jestem jednak zdania, że Bóg istnieje także poza umysłem. To jest w dużej mierze wybór wiary. A miłość, jest tylko duchowa czy też zachodzi wyłącznie w tkankach? Nie wiem, nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć. W naukach wciąż mamy dyskusję, czy świadomość jest w ogóle funkcją tylko i wyłącznie organiczną, czy mamy do czynienia z "czymś więcej". Czy to funkcja mózgu, tkanki, czy jest jednak jakiś "umysł", który w rzeczywistości jest tym "więcej". No i kolejne pytanie, to pytanie o duszę. Czyli nie mamy gotowej odpowiedzi? Nie chcę tego rozstrzygać, ale wiem, że miłość czy też potrzeba miłowania lub niemiłowania jest silnym motywatorem decyzji. Więcej, miłość ujawnia się w procesach decyzyjnych, jest więc silnie związana z wolą. A ta zdaje się jest bardzo silnie organiczna, czyli otoczona uwarunkowaniami. Z jednej strony jestem więc w tym swoim wierzeniu i miłowaniu wolny i swobodny, ale z drugiej jednak silnie uwarunkowany. Ciągle kłody pod nogi? Ale ta świadomość uwarunkowania jest fajna, bo ona jednak trochę odbarcza, spuszcza ciśnienie. Wiem, że nie nad wszystkim mam kontrolę i mogę się mniej spinać. Czy to jednak trochę nie rozwadnia naszej odpowiedzialności? Nie, to tylko urealnia naszą sytuację. Bo nasza odpowiedzialność jest, ale nie jest absolutna. Niemniej, realna. W związku z tym to jest bardziej kwestia skali. Jeśli sobie powiemy: "mam pewne ograniczenia", to mogę się do nich odnosić bardziej realistycznie. Paradoksalnie, im bardziej jestem świadomy swoich ograniczeń, tym jestem swobodniejszy, bo wiem, jaki mają na mnie wpływ, i jakoś mogę z nimi współdziałać. Jeśli natomiast zakładam, że ludzka wola nie ma ograniczeń, to staję się nieświadomymi narzędziem tego, czego nie zauważam. Uświadomienie sobie ograniczeń jest jednym z najbardziej uwalniających procesów i czyni człowieka bardziej odpowiedzialnym, a nie mniej odpowiedzialnym. Czy to jest ten "oścień grzechu", o którym mówił św. Paweł? Między innymi, choć nie do końca wiemy, co Paweł miał na myśli. To jest na pewno coś, z czym on się mierzył, z czym nie dawał sobie rady. Był tego świadomy, szedł z tym do Pana i prosił Go o to, by mógł się oddalić. Na co On: "wystarczy ci mojej łaski". Mamy się realizować wewnątrz naszych ograniczeń, a nie dopiero, jak je zrzucimy i staniemy się godnymi powierzonej nam misji. Moc doskonali się w słabości? Część tych ograniczeń uświadamia nam, że nie jesteśmy bogami. Część jest związana ze skutkami grzechu. Często nie jesteśmy w stanie odróżnić naturalnychsłabości od skutków grzechu i nawet chyba nie trzeba, bardziej istotne jest to, żebyśmy wewnątrz tych ograniczeń odkrywali przestrzeń, która jest przestrzenią wolności, związaną z charyzmatami, uzdolnieniami, a później także możliwościami faktycznego działania. To jest miejsce naszego powołania. Bóg nas nie powołuje do tego, żebyśmy robili rzeczy niemożliwe, powołuje nas do robienia rzeczy możliwych, nawet wtedy, kiedy one się wydają dla innych całkowicie nieosiągalne. Jeśli Bóg nas wzywa do zrobienia czegoś, to nas do tego wyposażył. Nawet, jeśli nam samym na pierwszy rzut oka wydaje się to całkowicie poza zasięgiem. Jak odkryć misję, jaką daje nam Bóg? Cierpliwie. To znaczy trzeba się sobie przyjrzeć, zobaczyć, kim się jest, co się umie. Moim zdaniem, to wezwanie jest w dużej mierze wyznaczone przez to, jaki jestem, co umiem, co mogę, co w sobie do tej pory odkryłem. No i potem przychodzi moment decyzji: trzeba przestać szukać, zdecydować i wtedy to już jest na pewno. Arcybiskup Ryś mówił bardzo podobnie. Zauważył, że każdy powinien zająć swoje miejsce przy stole. Nie pierwsze, ale swoje. Każdy chce być kimś innym. Dlaczego tak mamy? Nasz organizm, nie oszukujmy się, jest organizmem zwierzęcym. W związku z tym, ma bardzo silne nastawienie na to, by wydatkować jak najmniejszą ilość energii i być w jak najlepszym stanie. Do tego, jako zwierzęta, jesteśmy inteligentni i dostrzegamy bardzo wiele możliwości. Dlatego jesteśmy sobie w stanie bez trudu wyobrazić lepszą sytuację niż tę, w której jesteśmy obecnie. Stąd się to bierze. Dlatego trawa sąsiada jest zawsze zieleńsza. Mamy po prostu naturalne pragnienie większej wygody. Żeby się mniej narobić, a więcej mieć. Tak. I to nie jest złe samo z siebie. Ale to sprawia, że moje życie nie jest prawdziwe. Fakt, może sprawiać, że żyję w nieustannym niezadowoleniu z tego, kim jestem i co mam. I wtedy jest patologicznie, aż po patologię w sensie ścisłym, czyli jednostki chorobowej. Ale w pewnych granicach to jest dobre, bo za tym stoi to pierwotne "czyńcie sobie ziemię poddaną". To jest prawdopodobnie właśnie ten mechanizm. Przecież dzięki temu, że czynimy sobie ziemię poddaną, że organizujemy sobie świat, to możemy mieć na przykład więcej czasu na modlitwę. To, czy ten czas wykorzystujemy na modlitwę, jest dyskusyjne. A to już inna sprawa, natomiast dzięki postępowi mamy mnóstwo czasu na to, żeby robić fajne rzeczy. Jesteśmy zdrowsi, żyjemy dłużej, to są fajne rzeczy. Tylko one mają czemuś służyć. Problem zaczyna się wtedy, kiedy skupiamy się na zdobywaniu "fajnego" i nie dochodzimy do takiego poziomu, że z tym można teraz coś zrobić dalej. To jest dramat współczesności na "Zachodzie": umieramy z przejedzenia. Tu nie chodzi tylko o jedzenie, ale o przesyt w ogóle. I dusza jest przejedzona. Może być. A gdzie ona w ogóle jest? Dusza? Tak, w którym miejscu w człowieku siedzi? W żadnym. To gdzie jest? Gdybyśmy mogli odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest, to rozstrzygnęlibyśmy tym samym, że jest przestrzenna. Znaczy, zajmuje jakieś miejsce w przestrzeni. Pytanie, czy tak naprawdę jest. Osobiście, jestem sceptyczny w tej kwestii. Co mówi teologia? Mówi, że dusza jest duchowej natury, w związku z tym jest niematerialna, czyli kategoria przestrzeni nie za bardzo do niej pasuje. Dusza oddziela się od ciała wtedy, kiedy umieramy. Nie. To jak jest? Jest tak, że to ja jestem duszą. Ja jestem ciałem. I na ten moment jest to tak ściśle połączone, że nie jestem w stanie nic mądrego na ten temat powiedzieć. W pewnym momencie moja materialna część ulegnie bardziej lub mniej materialnemu zatrzymaniu, wtedy dalej będę duszą i chwilowo nie będę ciałem. Więc to raczej ciało się odłącza od duszy. To co z tymi teoriami, które mówią, że dusza jest w mózgu? I gdyby nie mózg w takiej formie, jaką mamy obecnie, to nie byłoby w ogóle człowieczeństwa. W mózgu jest osobowość. Dlatego jak namieszamy w mózgu, to zmieni się osobowość. Możemy to zrobić za pomocą bardzo prostego eksperymentu, w którym podamy delikwentowi alkohol. Na krótki czas zmienimy mu osobowość. Mówi się, że alkohol dopiero odkrywa tę prawdziwą osobowość. W porządku, ale i tak jest inna niż ta, którą spotykamy na trzeźwo. Jeśli dokonamy operacji, uszkodzimy mózg, to nastąpią poważne, często nieodwracalne zmiany. To dzieje się na przykład po wylewach. Pewne elementy mózgu nie funkcjonują, wyłączają się poszczególne funkcje, inne części mózgu starają się wtedy przejąć zadania tych, które zostały uszkodzone. To czym w takim razie jest dusza? Powiedziałbym, że interfejsem osobowości do Boga. Sposobem komunikowania się między Bogiem a człowiekiem? Kanałem komunikacyjnym, narzędziem, zdolnością, sferą, obszarem - pójdźmy w tym kierunku. Zatrzymajmy się jeszcze przy tym mózgu. Dzisiaj przeszczepiamy serca, nerki, płuca, jutro będziemy dysponowali technologią, która pozwoli na przeszczepienie mózgu. Nie. Dlaczego? Bo to jest odwrotnie: może będziemy w stanie przeszczepić całe ciało. Czyli podczepimy ciało jakiegoś zmarłego do żyjącego mózgu. Bo miejscem osobowości jest mózg. Nie uważa ksiądz, że to powoduje problemy? Nie tak wielkie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje, dlatego, że osobowość, czyli to, co służy nam do podejmowania decyzji, myślenia, itd., ma miejsce w mózgu i to zostaje. Czy nic się nie zmieni poza powłoką zewnętrzną? Nie do końca. Bo wiemy, że poza pamięcią zawartą z mózgu mamy także coś, co można nazwać "pamięcią genetyczną" - część genów jest aktywna lub pasywna na skutek dziedziczenia lub doświadczeń życiowych. W związku z tym podmiana organów w takim stopniu, że podmieniamy całe ciało, w jakimś stopniu pewnie zmodyfikowałaby osobowość. Do tego dochodzi proces oswojenia się z nie swoim ciałem. I ze względu na kwestie genetyczne, i na warstwę psychologiczną nie da się tego przeprowadzić bez skutków ubocznych. Ilość znaków zapytania jest tu znaczna. Próbuję w tym wszystkim odnaleźć duszę i wychodzi mi, że mimo tego, że ten człowiek ma inne ciało, to jego dusza wciąż jest, bo on żyje? Tak, tamten człowiek, do którego należało ciało, nie żyje. Dusza należy do tego, kto żyje, czyli do którego należy mózg. Przyjmujemy, że żyje ten, którego mózg żyje, że nie ma śmierci, dopóki jest podtrzymywane funkcjonowanie mózgu. To tak, jakbym panu amputował rękę lub nogę, tylko w tym przypadku amputuję panu całe ciało i doczepiam nowe. To dalej jest pan, choć ma zupełnie inne organy, bo pana mózg żyje i ma się mniej lub bardziej dobrze w nowym ciele. Przyznaję, że to bardzo abstrakcyjne. Tak, ale jednocześnie coraz mniej abstrakcyjne. Z biologicznego punktu widzenia oswoiliśmy się z myślą, że materia, z której składa się nasze ciało, jest materią zmienną, ponieważ wymieniają się komórki. To jaka jest różnica pomiędzy zmianą materii w sposób powolny i częściowy a nagły i całościowy? Wygląda na to, że nie ma. Choć to drugie chyba nie do końca jest zdrowe. Tak, wymienianie całego ciała w sposób przeszczepowy jest po prostu niezdrowe. Ale prawdopodobnie dożyjemy momentu, w którym to się stanie możliwe. A po Zmartwychwstaniu? Dostanie pan nowy, zmartwychwstały mózg. No dobra, ale jeśli taki delikwent dostanie w ciągu życia drugie albo trzecie ciało, to po Zmartwychwstaniu… …czyją będzie żoną? No tak, to pytanie już padło, ale w innej formie. Więc Jezus na nie odpowiedział. Możemy to pytanie zadać jeszcze inaczej, bo co z ludźmi, którzy umarli tysiące lat temu? Na przykład zostali zjedzeni przez jakieś drapieżne zwierzę. Potem to zwierzę zostało zjedzone przez inne. Atomy martwego delikwenta krążą między kolejnymi zwierzętami, potem użyźniają glebę, stają się elementem drzewa, potem kamienia, albo węgla. Owoce z drzewa zostały zjedzone przez innych ludzi, atom martwego "wmontował się" więc w ciało innej osoby. Zatem przy Zmartwychwstaniu czyj będzie ten atom? Niczyi? Tak, bo on nie jest "czyimś" atomem. Jest atomem wszechświata. Może być wbudowany w kamień, może być wbudowany w cappuccino, może być wbudowany w moje ciało. To nie ma żadnego znaczenia. O tożsamości człowieka decydują relacje między cząsteczkami, a nie taki lub inny atom. Inna sprawa, że to nowe ciało nie będzie zbudowane z atomów tego wszechświata. Tego do końca nie wiemy, ale fakt, na pewno nie będą to atomy tego wszechświata, tylko przemienionego. Ale jest zagwozdka, bo jak dokładnie wczytać się w Ewangelię, to ciało Jezusa w wersji po Zmartwychwstaniu jest kompatybilne z tym pierwszym ciałem. Kompatybilne w jaki sposób? Że je i mu nie przelatuje. Czyli nie jest duchem. Nie jest. W średniowieczu toczyła się przeurocza dyskusja o tym, czy jelita zmartwychwstaną. Zmartwychwstaną? Tak, cały człowiek ze wszystkimi organami. Przynajmniej wg św. Tomasza, który odpowiada, że wszystko będzie na swoim miejscu, wszystkie organy ze względu na integralność człowieczeństwa będą tam, gdzie były, choć niekoniecznie będą związane z funkcjami, jakie pełniły w czasie "pierwszego życia". Na przykład będzie można jeść, ale jedzenie nie będzie konieczne do podtrzymywania życia. Do tego Tomasz dodaje, że narządy trawienne będą wypełnione "szlachetnymi płynami". To jest odpowiedź średniowiecza na pytanie, co będzie w jelitach po Zmartwychwstaniu. No dobrze, ale co wtedy, kiedy za kilka stuleci wyewoluujemy i nasze ciała będą wyglądały inaczej? Jak wtedy będzie wyglądało to drugie ciało? Dla Boga to nie będzie problem, ale skoro mówimy o ewolucji, to kolejnym etapem będzie chyba transgenika. I mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na etapie uświadamiania sobie pytań, które za chwilę trzeba będzie zadać. Bo jeżeli zmodyfikujemy genotyp człowieka, to pytanie, czym będzie taki twór. Będzie zmodyfikowany człowiek. No właśnie pytanie, czy to wciąż będzie człowiek. I to będzie pytanie o to, czy człowiek może stworzyć istotę, która będzie obdarzona duszą rozumną. Nasze obecne problemy teologiczne przy tym to pestka. Historia trochę jak w "Blade Runnerze". Tak. Inna sprawa, że staniemy może kiedyś przed problemem "uploadu", czyli możliwości załadowania osobowości do maszyny, która potem może teoretycznie ewoluować w nieskończoność. O tym z kolei była "Transcendencja" z Johnnym Deppem. Dobry film, ale bez rewelacji. Tak, jakby brakło im pomysłu lub pieniędzy na koniec. Niemniej problem, jaki stawia, jest bardzo poważny. Bo czy taki zabieg wgrania świadomości do maszyny jest jednoznaczny z ciągłością człowieka? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Skoro jesteśmy jeszcze w filmowo-naukowej atmosferze, to nie mogę nie zapytać o przybyszów z innych planet. Mają duszę, zostały odkupione, przecież wcielenie odbyło się w bardzo konkretnych "ziemskich warunkach" i w bardzo konkretnym gatunku, jakim jest człowiek? Jest kilka możliwości. Pierwsza jest taka, że to są stworzenia, którym my mamy zanieść Chrystusa. Po prostu kolejny lud, który potrzebuje ewangelizacji. Ta opcja jest najbardziej prawdopodobna. Inna sprawa, że nie wiemy, czy taka cywilizacja zna w ogóle pojęcie grzechu. Jak to rozumieć w kontekście Biblii, która mówi, że Bóg stworzył człowieka? Ale Biblia nie mówi, że Bóg stworzył tylko człowieka. Nie ma żadnego przypisu malutkimi literkami, z którego wynika, że tylko człowieka. Kto Mu zabroni stworzyć sobie dowolną liczbę równoległych bądź nierównoległych wszechświatów? Osobiście jestem przekonany, że oprócz naszego wszechświata może istnieć jeszcze "n" wszechświatów, które Bóg powołał do istnienia, bo coś jest lepsze niż nic... Czyli nie tylko człowiek? Nie dziwiłbym się, gdyby zbiór istot rozumnych obejmował nie tylko aniołów i człowieka. Ale jednocześnie ofiara Chrystusa jest jednorazowa i dotyczy absolutnie całego stworzenia. Tak. Ale pytanie brzmi, czy te istoty będą miały swoją historię grzechu. Bo mogły nie zgrzeszyć. Mogły, ale konsekwencje grzechu człowieka są przecież odczuwalne w całym wszechświecie. W jaki sposób? Chodzi mi o to, że wybór pierwszych rodziców doprowadził do sytuacji, w której świat nie jest przyjazny człowiekowi. Ale to świat się zmienił, czy oni się zmienili? Wygląda na to, że zmienili się oni i świat się zmienił. Nie, zmieniło się ich postrzeganie świata. Natomiast nie ma żadnych dowodów na to, że fizyka zmieniła się od czasów "przedludzkich". Biologia nie uległa zmianie, chemia nie uległa zmianie, nic nie uległo zmianie. To już tak zostało stworzone. Zmianie uległ człowiek, a przez to, że on uległ zmianie, to i jego relacja do świata. I tu jest kluczowa sprawa. Świat staje się gorszy ze względu na poszczególne decyzje człowieka, który po prostu wybiera źle. Zanieczyszczone powietrze jest tego najlepszym przykładem. Czy w Raju była śmierć? Istnieje tutaj pewien spór. Klasyczna teologia mówiła o tym, że człowiek, który był w Raju, nie umarłby biologicznie. I to przekonanie panowało długo, aż do momentu, w którym nauki szczegółowe dowiodły, że ciało, w którym jesteśmy, raczej ma śmiertelny charakter "z natury". Więcej, biologiczne organizmy nie są w ogóle nastawione na życie w wieczności. Obecnie relatywizuje się tezę, że w Raju nie było śmierci fizycznej. To może miała ona jakąś inną formę? Można tak powiedzieć. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jest śmierć, a nie ma grzechu. Czyli śmierć następuje w perspektywie bardzo intensywnego kontaktu z Bogiem. To znaczy, że śmierć powoduje tylko wyłączenie ciała. Bez lęku, traumy umierania. Bez bólu? Może z bólem, ale bez rozpaczy, która sprawia, że ból jest jeszcze bardziej bolesny. A jak będzie po Zmartwychwstaniu? Zmartwychwstanie nie jest powrotem do raju, ale przetworzeniem na nowo całej rzeczywistości. Czyli to było tak, że Bóg stworzył wersję świata, potem szatan wpuszcza wirusa, któremu się poddajemy, a na końcu Bóg tworzy wersję Tak, choć Bóg wpuszcza też antywirusa, który pozwala nam przetrwać, a w międzyczasie robi nowy system. Wróćmy do tematu. Jakie będzie to spotkanie z obcymi? Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której spotykamy się z tymi obcymi, którzy nie zgrzeszyli, i to oni nas będą ewangelizować. Robi się coraz ciekawiej. Kościół, papież, przykazania są nam potrzebne ze względu na to, że potrzebujemy zbawienia. Zgrzeszyliśmy. Jeśli przylecą tacy, którzy nie zgrzeszyli, to nie będą potrzebowali tego wszystkiego. Czy to jednak nie kłóci się z tym, że miało już nie być innego objawienia wewnątrz naszego porządku historii? Ono przecież nie będzie z naszego porządku historii. Ale jednocześnie będzie to samo, bo ten sam Bóg się objawia… A co z Biblią? Nie będą mieli takiej samej, bo ta Biblia jest aktualna tylko wewnątrz ludzkości i jej historii. To nie jest problem? Dla mnie nie. A dlaczego miałby być? Przychodzi ktoś z zewnątrz i poucza nas o naszej wierze. A co on sobie myśli! Jak będą bez grzechu, to zapewniam pana, że nie będą nas w ogóle pouczali, tylko będą opowiadać o swoim bezgrzesznym doświadczeniu Boga. Ks. Grzegorz Strzelczyk - prezbiter Archidiecezji katowickiej, chrystolog. Studiował w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Katowicach oraz na Papieskim Wydziale Teologicznym w Lugano (Szwajcaria). Doktorat obronił na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Michał Lewandowski - dziennikarz publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".
Ciało obce wbite w ranę, np. nóż, pręt, kawałek drewna, szkło, plastik, to sytuacja zagrażająca życiu i udzielając pierwszej pomocy pokrzywdzonemu należy działać tak, by mu nie zaszkodzić. Ratownicy i lekarze zalecają: NIE USUWAJ CIAŁA OBCEGO Z RANY, zwłaszcza jeśli tkwi ono w klatce piersiowej lub w brzuchu.
Co to jest dusza? Duszy przecież nikt nie widział, dlaczego więc mówimy, że człowiek ma duszę? Z pewnością nikt nie widział duszy, bo jest ona duchowa. Czy może jest ona takim duchem, jak to nieraz słyszymy w bajkach, które sobie opowiadamy w ciepłej izbie, gdy zmrok zapadnie? Gdy w ciemną noc znajdziemy się sami gdzieś w pustym polu, lub w ciemnym lesie, wtedy strach tworzy nam w oczach rozmaite straszydła, i przysięgałby niejeden, że widział naprawdę jakiegoś ducha. Ja myślę, że ducha jeszcze nikt nie widział, bo to, co my widzimy oczyma, czy to będzie dym, czy jakaś para, zawsze będzie to ciało, które ma jakiś kolor, jakąś wielkość. Dusza zaś nasza nie ma ani koloru, ani żadnej wielkości. Więc może ktoś powie, że jest ona czymś takim jak powietrze, które nie ma żadnego koloru. Dlatego zdaje się nam, że naokoło nas niczego nie ma, a przecież wiemy, że jest powietrze, bo inaczej zadusilibyśmy się, nie mając czym oddychać. Lecz dusza nie jest czymś takim, jak niewidzialne powietrze, bo powietrze jest ciałem gazowym, a nie duchem, a to ciało gazowe można skroplić podobnie jak parę na wodę, tak powietrze na ciało płynne. Dusza nasza nie jest takim ciałem gazowym, ale jest duchem, którego ani widzieć nie możemy, ani dotknąć. A jeżeli nie możemy go zobaczyć ani dotknąć, to jak możemy mówić o tym, czym jest dusza? Bardzo wielu z nas nie widziało i nie zobaczy maszyn do wyrabiania papieru, ani maszyn do drukowania książek, ani pieców, w których topi się żelazo, ani nawet żelaza płynnego, a jednak widzi papier, widzi wydrukowaną książeczkę, posiada naczynia z lanego żelaza. Chociaż mu nikt nie mówił, że istnieją takie maszyny, że istnieją takie piece, jednak wie na pewno, że coś takiego istnieje, bo przecież papier sam by nie powstał, ani by się sama książka nie wydrukowała. Tak samo, choć nikt duszy nie widział, wie z jej czynności, że istnieje. Tak jak mówię, że musi być za drzwiami jakiś człowiek, gdy usłyszę mowę ludzką, choć go nie widzę. Musi być Bóg, choć Go nie widzę, ale widzę Go w stworzeniu tak pięknego świata z człowiekiem. Tak samo mówię, że musi być dusza, bo posiadam zdolność rozumowania, zdolność zastanawiania się, zdolność chcenia. Ta zaś dusza nie może być czymś cielesnym, ale musi być duchowa, bo potrafi działać bez ciała. Jeżeli mówimy, że stół jest ładnie wykonany, – zrobił jakiś dobry stolarz, a nie malarz lub murarz; tak samo, gdy człowiek myśli, to nie ciało myśli, lecz dusza, bo myślenie i chcenie jest czynnością nie ciała, lecz czegoś duchowego. Wobec tego mówimy, że musi być w człowieku coś duchowego, musi być dusza, musi być coś więcej aniżeli w zwierzęciu, które myśleć nie potrafi. Gdyby człowiek, tak jak zwierzę, nie posiadał duszy tylko samo ciało, poznawałby tylko rzeczy cielesne. Gdy pies słyszy głos dzwonu lub muzykę, zaczyna wyć, bo to drażni jego ucho; gdy zobaczy kij, zaczyna szczekać i złościć się, bo czuje, że kij może mu sprawić ból. Lecz człowiek oprócz rzeczy cielesnych poznaje także rzeczy duchowe. Wiemy np., co to jest sprawiedliwość, miłosierdzie, umiarkowanie, co to jest honor, podczas gdy żadne zwierzę o tym nic nie wie. Wobec tego musimy powiedzieć, że to, co poznaje te cnoty, nie może być tylko czymś cielesnym, bo cnót tych nie możemy ani usłyszeć, ani się ich dotknąć, ale musi być w nas jeszcze coś więcej. Zwierzę może widzieć, czuć, pożądać, bać się, szukać instynktem, ale nie wie, dlaczego tak jest, a nie inaczej. My zaś możemy rozumować, myśleć, zastanawiać się. Zastanawiać się nie tylko nad rzeczami zewnętrznymi, ale także nad swoimi myślami. Kiedy np. idziemy do spowiedzi, przypominamy sobie wszystkie nasze myśli, dawne słowa, rozważamy, czy były dobre, czy złe, i wtedy mówimy, że zastanawiamy się nad sobą. A zastanawiać się nad sobą samym może tylko sam człowiek. Co więcej, człowiek, jak się zamyśli, potrafi zapomnieć o wszystkim, co się wkoło niego znajduje, nawet o swoim własnym ciele. Staje się mało wrażliwy na działanie zmysłów. Taki stan często można zauważyć u świętych, zatopionych w modlitwie, bo wtedy dusza ich najściślej łączy się z Bogiem, tak iż oni zupełnie zapominają o świecie. A zdarza się to nawet nam, zwyczajnym śmiertelnikom. Gdy się pogrążymy w swoich zgryzotach, wówczas zapominamy zupełnie gdzie jesteśmy, dokąd idziemy, możemy nawet zajść zupełnie gdzie indziej, aniżeli chcieliśmy. Nic nas wtedy nie obchodzą przeszkody stojące nam na drodze. Takie wewnętrzne wejście w siebie wskazuje nam najdokładniej, że człowiek posiada coś jeszcze więcej oprócz ciała, coś, czego spostrzec nie może, a co potrafi obejść się bez ciała, potrafi zupełnie obejść się bez zmysłów cielesnych. Choć rzeczywiście dusza tak jest połączona z ciałem, iż działa i odbiera wrażenia przez zmysły. Człowiek widząc porządek koło domu, mówi: Tu musi być porządna gospodyni – słysząc, jak ktoś ładnie gra, mówi: To musi być dobry muzyk. Ale nie ciało sprawia, że dusza widzi, słyszy, ale dusza ożywia ciało, dusza daje mu tę moc, iż ciało widzi, słyszy, a samo ciało bez duszy, to jak kawałek drzewa lub kamienia. Dlatego to, gdy dusza wyjdzie z ciała, to oko, choć otwarte, nic nie widzi, ucho, choć nie zepsute, nie słyszy nawet największych krzyków. W człowieku jest więc jeszcze coś oprócz ciała i to coś zupełnie różnego od ciała, czego spostrzec nie możemy, a o czym możemy dowiedzieć jedynie z jego czynności. Podobnie, gdy przychodzimy do domu i zastajemy obiad ugotowany, choć nikogo nie ma w domu, mówimy, że musiał być ktoś, kto ugotował i to nie zwierzę, nie dziecko, ale taki, który potrafi ugotować. Tak samo rzecz się ma z duszą. Jeżeli widzimy, że człowiek potrafi coś więcej, aniżeli zwierzę, potrafi takie rzeczy, których samo z siebie ciało nie potrafi, nadto i takie, do których mu zupełnie nie potrzeba ciała, mówimy, że musi być w nim coś, co jest zdolne wykonać tę czynność. To jest dusza, która jest zupełnie czymś innym, niż ciało. Nasze ciało nie potrafi myśleć, nie potrafi zastanawiać się nad sobą. Stąd musimy powiedzieć, że dusza jest czymś innym od ciała – jest ona duchowa, bo czynności jej są natury duchowej. Z natury każdej czynności wnioskujemy o jej twórcy. Człowiek myśli i chce. Myśl i chcenie są to czynności nadzmysłowe, duchowe; musi więc być w człowieku coś duchowego, i jest tym dusza.
Z tego morza miłosierdzia rozlewają się łaski na świat cały. Żadna dusza, która się do Mnie zbliżyła, nie odeszła bez pociech. Wszelka nędza tonie w Moim miłosierdziu, a wszelka łaska tryska z tego źródła - zbawcza i uświęcająca" (Dz 1777). "Niech ufa dusza wszelka w męce Pana, niech ma w miłosierdziu nadzieję.
Gdzie się znajduje w człowieku ta pojedyncza dusza, ten pierwiastek niezłożony, który będzie żyć wiecznie?Mówimy, że dusza ma siedzibę w całym ciele i w każdej jego części. Dawni filozofowie myśleli, że dusza znajduje się w sercu, lub w głowie, inni mówili, że w krwi, a inni znowu, że w żołądku, jak Epikur. Największy jednak filozof starożytności Arystoteles i inni uczeni chrześcijańscy mówią, że cała dusza znajduje się w całym ciele i jest cała w każdej części jest w całym ciele, bo ożywia je całe. Gdy dusza wyjdzie z ciała, wtedy zamiera każdy członek i życie ustaje zupełnie. Gdy zaś odetniemy rękę, to nie odcinamy kawałka duszy, tylko dusza, która ożywiała całe ciało, przestaje ożywiać odciętą jest to takie dziwne, że cała dusza znajduje się w całym ciele, ale dziwniejsze jest, jak może być cała w każdej części ciała. Wyżej powiedzieliśmy, że dusza jest czymś niezłożonym, taka zaś dusza musi być cała tam, gdzie się znajduje. Nie może być kawałek w ręce, kawałek w głowie, bo wtedy składałaby się z części i byłaby złożona, ponieważ w każdej części ciała byłby kawałek choć dusza jest niezłożona i w każdej części ciała jest w całości, to jednak ma różne władze i to tak rozłożone, że w każdej części ciała ma jakąś inną władzę. Jak się to dzieje, że dusza nasza jest cała w każdej części ciała, trudno to sobie wyobrazić, ale przecież wiemy, że i Bóg jest cały w jednym miejscu, cały w drugim i cały ta dusza, choć tak jest odrębną od ciała, jednak łączy się z nim dusza tak łączy się z ciałem, iż mieszka w nim, jak człowiek w pokoju?Nie, bo dusza łączy się tak ściśle z ciałem, iż z tego połączenia powstaje jedna natura człowieka, powstaje jedna osoba, bo dusza z natury swej przeznaczona jest do nadawania ciału życia, przeznaczona do uczynienia go naturę człowieka poznajemy z tego, iż dusza i ciało spełniają razem swe czynności i dlatego te czynności pochodzą jakby od czegoś dusza i ciało wpływają na siebie wzajemnie. I tak np. zdrowie lub choroba ciała odbija się na duszy. Gdy jesteśmy chorzy, trudno myślimy, nie chce nam się nawet pomodlić, ani nic robić. Tak samo, gdy silniej pracujemy umysłowo, np. gdy myślimy o czymś trudniejszym, stajemy się ociężali, tracimy apetyt, żołądek nawet nie chce trawić. Gdy znowu cieszymy się z czegoś, to i człowiek silniejszy i więcej by zrobił, gdy się zaś zmęczymy, to nam się nie chce nic ten wpływ świadczy o jedności natury ludzkiej. Stąd widzimy, jak ściśle dusza połączona jest z ciałem. To jednak nie przeszkadza, by dusza była istotą doskonałą, bo do istnienia swego niekoniecznie potrzebuje ciała, jak to widać po śmierci
Tak przedsionek – czyli to, co zewnętrzne - można porównać do naszego ciała. Dusza – nazwana wcześniej „duszą działającą”, to: miejsce święte, miejsce służby, w którym jest uruchomiona nasza aktywność, nasze trudy i nasze wysiłki, przez które w lepszy lub w gorszy sposób, staramy się służyć Panu Bogu.
HomeGdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? jeśli kobieta odczuwa rozdzierający ból w prawym górnym kwadrancie brzucha, może to być spowodowane chorobą wątroby. Zrozumienie takiego stanu jest jednym z powodów, dla których powinieneś dowiedzieć się, gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety. Reklama gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety?Reklamagdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety?Reklamajama brzuszna i przepona: Reklamaotrzewna: śledzenie dokładnej lokalizacji wątroby u kobiet:Reklama Reklama ten nieregularnie ukształtowany gruczoł znajduje się w tym samym miejscu w obu płci. Jednak może ważyć inaczej u mężczyzn i kobiet. Oznacza to, że ten pierwszy zwykle ma cięższy narząd wątrobowy niż ten drugi. Jego waga u samców waha się od 0,97 kg do 1,86 kg, natomiast u samic waha się od 0,60 kg do 1,77 kg masy ciała. zmiana masy wątroby między płciami może zdecydowanie wpływać na wielkość narządu. Rozmiar jest czymś, co definiuje się w kategoriach miary wymiarów. Ponieważ wymiary różnią się, lokalizacja wątroby nieznacznie zmieniłaby się u mężczyzn i kobiet. gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? podstawowe zrozumienie następujących pojęć pomoże Ci precyzyjnie prześledzić, gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety. rozmiar i kształt wątroby jama brzuszna i przepona otrzewna Reklama gdzie znajduje się wątroba w ciele kobiety? według statystyk podanych przez National Institutes of Health średnia długość wątroby wynosi 26 cm u mężczyzn i 25 cm u kobiet. Natomiast jego średnia grubość u samców wynosi 22 cm, natomiast u samic 21 cm. rys. 1: Kobieca lokalizacja wątroby jeśli chodzi o kształt wątroby, można ją zdefiniować jako nieregularną, półkulową lub klinową strukturę. W zależności od kąta obserwacji narząd wątrobowy można podzielić na dwa lub cztery płaty. Można go łatwo odróżnić od prawego i lewego płata, patrząc z góry. Z drugiej strony, cztery nieregularnie ukształtowane płaty (prawy, lewy, ogoniasty i czworokątny) będą widoczne, jeśli spojrzysz na narząd od dołu. Reklama jama brzuszna i przepona: twoje ciało jest podzielone na różne jamy, z których dwie to jamy klatki piersiowej i jamy brzusznej. Obie te komory leżą na brzusznej stronie ciała i są oddzielone od siebie przez membranę, zwaną membraną. Leżąc ponad jamą brzuszną, Jama piersiowa jest zamknięta klatką piersiową i zapewnia ochronę serca i płuc. żebra obejmują również górną część jamy brzusznej. I to jest ten region, w którym wątroba leży zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet. Reklama otrzewna: otrzewna to błona wyściełająca jamę brzuszną. Wszystkie narządy jamy brzusznej, z wyjątkiem nerek, które są zaotrzewnowe, są zamknięte przez tę błonę, w tym wątrobę. śledzenie dokładnej lokalizacji wątroby u kobiet: wątroba zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn leży w regionie, zwanym prawym górnym kwadrantem brzucha. Jak widać na zdjęciach wątroby, narząd wydaje się chroniony przez dolne prawe żebra. Zewnętrznie, jeśli pionowo przeciągniesz rękę po prawej stronie (naprzeciwko tej, w której znajduje się serce), punktem, w którym kończą się prawe żebra, jest lokalizacja wątroby u kobiet (i mężczyzn). Reklama jeśli kobieta odczuwa ból w tym regionie, prawdopodobnie cierpi na chorobę wątroby. To dlatego, że stan wątroby może spowodować Glisson kapsułka (warstwa gęstej, fibroelastycznej łącznej całkowicie obejmujące wątrobę) puchnąć i generować uczucie bólu.
Składa się z jamy ustnej, gardła, przełyku, żołądka, jelita cienkiego i grubego, a także gruczołów: wątroby i trzustki. Zbędne produkty przemiany materii są natomiast usuwane przez układ wydalniczy. Układ oddechowy - służy wymianie gazowej w procesie zwanym oddychaniem, podczas którego człowiek pobiera tlen i wydycha m.in
W 1901 roku doktor Duncan MacDougall przeprowadził eksperyment na grupie umierających pacjentów. Sprawdzał, czy dusza istnieje i czy waży 21 gramów. Jednak badania te budzą do dzisiaj wiele kontrowersji. O tym w Poranku z RMF FM mówiła Ola Filipek i Przemysław Skowron! Duncan McDougall Duncan McDougall, amerykański lekarz praktykujący na przełomie XIX i XX wieku w stanie Massachusetts. Był członkiem Amerykańskiego Stowarzyszenia Badań nad Zjawiskami Nadprzyrodzonymi. Fascynowała go ludzka dusza - ile waży i gdzie znajduje się jej miejsce w ciele człowieka. Z początkiem XX wieku zaczął przyglądać się "substancji duszy" twierdząc, że skoro opuszcza ona ciało w momencie fizycznej śmierci organizmu, musi znajdować się w miejscu "biologicznego złączenia". Kolejna hipoteza, w którą wierzył i postanowił w końcu udowodnić, brzmiała: dusza musi posiadać masę, która zdolna jest do wykrycia w momencie umierania. 21 gramów MacDougall zabrał się więc za badania. Pracował w szpitalu - mógł obserwować śmiertelnie chore osoby. Za zgodą swoich przełożonych wyłonił grupę pacjentów, która stała się obiektem jego eksperymentu, który od samego początku budził wiele kontrowersji. Kolejnym krokiem lekarza było zawężenie grona do sześciu umierających osób. Krańcowe wyczerpanie pacjentów miało gwarantować spokojną agonię, dzięki której zważenie ciała będzie precyzyjne. 10 kwietnia 1901 roku na czułej, dużej wadze umieszczono człowieka umierającego na gruźlicę. MacDougall razem z czteroosobową komisją obserwowali agonię mężczyzny, odnotowując przy tym powolny spadek wagi - średnio 28 gramów na godzinę. Oczywiście, zjawisko to można było wytłumaczyć utratą wody przez chorego pacjenta. Po kilku godzinach mężczyzna zmarł. Komisja zarejestrowała moment śmierci - waga gwałtownie spadła o 21 gramów. W kolejnych miesiącach przeprowadzono jeszcze kilka eksperymentów, odnotowując za każdym razem niewielką zmianę wagi. Kontrowersje Eksperymenty przeprowadzane na umierających pacjentach przez doktora Duncana MacDouggalla spotkały się z krytyką mediów oraz opinii publicznej. Testy musiały się zakończyć, jednak doktor znalazł sposób, aby dalej badać duszę. Lekarz zamienił ludzi na psy. Po kilku eksperymentach odkrył, że waga nie reaguje na śmierć czworonogów. Sugerowano wtedy, że być może duszę posiadają tylko ludzie bądź, że psia dusza waży na tyle mało, że nie może jej wyłapać waga. Rozważania na temat ludzkiej duszy zostały opublikowane w periodyku "American Medicine" - zawarte tam koncepcje i rozważania powielała ówczesna prasa, dzięki czemu weszły one do powszechnego obiegu. Lata później lekarz przyznał, że wszystkie eksperymenty (oprócz pierwszego) wiązały się z różnymi problemami technicznymi. Sam nie był pewien, czy dusza ludzka faktycznie waży 21 gram. Co prawda, badania MacDougalla nie wniosły nic do wiedzy medycznej, jednak zainspirowały między innymi Alejandro Gonzalez’a Inarritu do nakręcenia filmu "21 gramów".
W jakim znaczeniu dusza jest tam, gdzie znajduje się ludzkie ciało? Chociaż dusza nie przebywa w żadnej części ciała, to jednak wyobrażamy sobie, że jest ona zawsze tam, gdzie aktualnie ono się znajduje. Jest to w pewnym sensie prawdziwe. Dusza faktycznie jest tam,gdzie ciało, bo je ożywia. Jest obecna w nim przez swoje działanie.
Gdzie znajduje się dusza i jak łączy się z ciałem? Gdzie się znajduje w człowieku ta pojedyncza dusza, ten pierwiastek niezłożony, który będzie żyć wiecznie? Mówimy, że dusza ma siedzibę w całym ciele i w każdej jego części. Dawni filozofowie myśleli, że dusza znajduje się w sercu, lub w głowie, inni mówili, że w krwi, a inni znowu, że w żołądku, jak Epikur. Największy jednak filozof starożytności Arystoteles i inni uczeni chrześcijańscy mówią, że cała dusza znajduje się w całym ciele i jest cała w każdej części ciała. Dusza jest w całym ciele, bo ożywia je całe. Gdy dusza wyjdzie z ciała, wtedy zamiera każdy członek i życie ustaje zupełnie. Gdy zaś odetniemy rękę, to nie odcinamy kawałka duszy, tylko dusza, która ożywiała całe ciało, przestaje ożywiać odciętą rękę. Nie jest to takie dziwne, że cała dusza znajduje się w całym ciele, ale dziwniejsze jest, jak może być cała w każdej części ciała. Wyżej powiedzieliśmy, że dusza jest czymś niezłożonym, taka zaś dusza musi być cała tam, gdzie się znajduje. Nie może być kawałek w ręce, kawałek w głowie, bo wtedy składałaby się z części i byłaby złożona, ponieważ w każdej części ciała byłby kawałek duszy. Lecz choć dusza jest niezłożona i w każdej części ciała jest w całości, to jednak ma różne władze i to tak rozłożone, że w każdej części ciała ma jakąś inną władzę. Jak się to dzieje, że dusza nasza jest cała w każdej części ciała, trudno to sobie wyobrazić, ale przecież wiemy, że i Bóg jest cały w jednym miejscu, cały w drugim i cały wszędzie. A ta dusza, choć tak jest odrębną od ciała, jednak łączy się z nim najściślej. Czy dusza tak łączy się z ciałem, iż mieszka w nim, jak człowiek w pokoju? Nie, bo dusza łączy się tak ściśle z ciałem, iż z tego połączenia powstaje jedna natura człowieka, powstaje jedna osoba, bo dusza z natury swej przeznaczona jest do nadawania ciału życia, przeznaczona do uczynienia go człowiekiem. Jedną naturę człowieka poznajemy z tego, iż dusza i ciało spełniają razem swe czynności i dlatego te czynności pochodzą jakby od czegoś jednego. Ponadto dusza i ciało wpływają na siebie wzajemnie. I tak np. zdrowie lub choroba ciała odbija się na duszy. Gdy jesteśmy chorzy, trudno myślimy, nie chce nam się nawet pomodlić, ani nic robić. Tak samo, gdy silniej pracujemy umysłowo, np. gdy myślimy o czymś trudniejszym, stajemy się ociężali, tracimy apetyt, żołądek nawet nie chce trawić. Gdy znowu cieszymy się z czegoś, to i człowiek silniejszy i więcej by zrobił, gdy się zaś zmęczymy, to nam się nie chce nic robić. Wzajemny ten wpływ świadczy o jedności natury ludzkiej. Stąd widzimy, jak ściśle dusza połączona jest z ciałem. To jednak nie przeszkadza, by dusza była istotą doskonałą, bo do istnienia swego niekoniecznie potrzebuje ciała, jak to widać po śmierci człowieka.
Najwyżej może się domyślać i snuć przypuszczenia. Jedni sądzą, że dusza znajduje się w mózgu, a inni na miejsce duszy wyznaczają serce. Czym jest dusza? A ona jest Tchnieniem Bożym. Jest niewidzialna, nie posiada ciężaru i znajduje się w całym ciele człowieka. W każdej jego najmniejszej komórce.
W mózgowiu mieści się wzajemnie połączony system pustych przestrzeni, nazywanych komorami, produkującymi oraz wypełnionymi przez płyn mózgowo-rdzeniowy (PMR). Większość PMR powstaje w dwóch dużych komorach bocznych, położnych w każdej z półkul mózgowia, a część powstaje w splotach naczyniówkowych trzeciej i czwartej komory. Komory pełnią funkcję zbiorników PMR oraz jego wrodzonej potencji.. Trzecią komorę uważa się za centrum. w którym PMR napełniany jest potencją przez oddech życia. PMR uważany jest za interfejs pomiędzy oddechem życia, a jego wyrażaniem się w ciele, punkt pierwszego spotkania. W systemach medycyny tybetańskiej i chińskiej trzecia komora uważana jest za główny ośrodek energetyczny ciała, w sanskrycie nazywany czakrą ajana. Jak wskazuje Franklyn Sills: “ Chińczycy nazywają ją prawdziwym miejscem eliksiru lub prawdziwym Niwan (nirwana lub miejsce oświecenia). W książce omawiającej czakry Harish Johari mówi jak o “jaskini bramina” – miejscu, do którego jogini przenoszą się podczas medytacji. Tajemnicza szyszynka, uważana przez niektórych za siedzibę naszej duszy, znajduje się na tylnej ścianie trzeciej komory. Szyszynka, Królowa, zasługuje na osobny post oczywiście, jednak na pewno wszyscy zdają sobie sprawę, że jest niezwykła i ważna na wieeelu poziomach. Tak więc ta trzecia komora traktowana jest jako kluczowe połączenie pomiędzy życiową potencją Oddechu Życia, a jej przejawami w ciele. Proces zaiskrzenia zachodzi w płynach, kiedy twórcza intencja Oddechu Życia wnika do ciała w tym pierwotnym punkcie podporu, (jakim jest trzecia komora). Zaiskrzenie stanowi “iskrę w silniku”, do której odwoływał się Dr Sutherland, a która porusza fluktuacją podłużną PMR i tym samym sprowadza do ciała organizującą zasadę Oddechu Życia. Proces ten ma zasadnicze znaczenie dla właściwego ucieleśniani porządkujących sił Oddechu Życia…czyli na Twoje codzienne samopoczucie oraz ekspresję zdrowia i potencjału Twojej istoty:) Wiele przewlekłych stanów chorobowych o przeróżnych objawach można powiązać z trudnościami w procesie zaiskrzenia, który często z powodu obecności traumy lub napięć zachodzi bez żwawości, można wręcz powiedzieć “ospale i niemrawo”. Grafiki z internetu dla inspiracji;) Ostatnia jest dla mnie niezwykle ciekawa, łącząc jeszcze moją pasję Starożytnym Egiptem… przedstawia Hathora dającego faraonowi oddech życia – symbolizowany przez Ankh (Egyptian Museum, Cairo) Zobaczcie, gdzie on wchodzi
Węzły chłonne zlokalizowane są w całym ciele człowieka. Ich rolą jest kształtowanie układu odpornościowego i krwiotwórczego. Są rozproszone, z widocznymi skupiskami na przebiegu naczyń limfatycznych. Mogą różnić się między sobą wielkością oraz wyglądem. Te drobne struktury osiągają rozmiary od 1 do 25 mm. Węzły
Badanie 7 czakr wywodzi się ze wschodnich tradycji duchowych, które uważają je za podstawę naszej ludzkiej egzystencji. Również współczesne, zachodnie podejście kładzie nacisk na czakry w ciele człowieka jako reprezentacje różnych aspektów naszego życia i opisuje ich funkcję w różnych kategoriach obejmujących psychikę, fizyczność, energię i to jest czakra?Sanskryckie słowo Chakra znaczy dosłownie koło lub dysk. W jodze, medytacji, qigong i ajurwedzie termin ten odnosi się do kół energii w całym ciele. Istnieje siedem głównych czakr, które idą wzdłuż kręgosłupa, zaczynając od podstawy kręgosłupa aż po czubek głowy. Aby wyobrazić sobie czakrę w ciele, pomyśl o wirującym kole energii lub ciepłym punkcie, w którym spotykają się materia i świadomość. Ta niewidzialna energia, zwana Qi, jest żywotną siłą życiową, która utrzymuje człowieka w w ciele człowieka – znaczenieTe wirujące koła energii odpowiadają masywnym centrom nerwowym w ciele. Każda z 7 głównych czakr człowieka zawiera wiązki nerwów głównych organów, jak również nasze psychologiczne, emocjonalne i duchowe stany istnienia. Ponieważ wszystko się porusza, ważne jest, aby nasze 7 głównych czakr pozostało otwartych z harmonijną i jednostajną energią przepływającą przez nie. Jeśli występuje w którymś z nich blokada, energia nie może swobodnie czakr jest dosyć dużym wyzwaniem, jednak mając świadomość problemu i pewne umiejętności może to być dosyć proste. Ponieważ umysł, ciało, dusza i duch są ze sobą ściśle powiązane, świadomość nierównowagi w jednym obszarze pomoże przywrócić równowagę czakr – podstawowe czakry człowiekaPierwsza czakra – Muladhara jest czakrą stabilności, bezpieczeństwa i naszych podstawowych potrzeb. Obejmuje pierwsze trzy kręgi, pęcherz i okrężnicę, zaś jej prawidłowe działanie zapewnia poczucie czakra – czakra Svadhisthana jest naszym centrum twórczym i seksualnym. Znajduje się nad kością łonową, poniżej pępka i odpowiada za naszą twórczą czakra – czakra Manipura oznacza błyszczący klejnot i jest to obszar od pępka do mostka. Trzecia czakra jest naszym źródłem osobistej czakra – czakra, Anahata, to połączenie między materią a duchem, służy jako pomost między naszym ciałem, umysłem, emocjami i duchem. Czakra serca jest naszym źródłem czakra – czakra Vishuddha jest piątą czakrą, znajdującą się w okolicy gardła. To jest nasze źródło werbalnej ekspresji i zdolność mówienia naszej najwyższej prawdy. Piąta czakra obejmuje szyję, tarczycę i przytarczyce, szczękę, usta i czakra – czakra Ajna znajduje się pomiędzy brwiami. Nazywamy go też czakrą „trzeciego oka”. Ajna jest naszym centrum intuicji. Wszyscy mamy poczucie intuicji, ale nie możemy jej słuchać ani słuchać jej ostrzeżeń. Skupienie się na otwarciu szóstej czakry pomoże ci udoskonalić tę czakra – czakra Sahaswara lub czakra „lotosa tysiąca płatków” znajduje się na czubku głowy. To jest czakra oświecenia i duchowego połączenia z naszymi wyższymi, nieodkrytymi umiejętnościami. Znajduje się w koronie czakrŚwiadomość tego, które czakry w ciele człowieka nie są zrównoważone, to klucz do ich wyrównania. Nasze ciała są w ciągłym przepływie między równowagą a brakiem równowagi. Jeśli nie masz widocznego objawu w jednym obszarze ciała, zaburzenia równowagi czakr mogą być trudne do wykrycia. Mając to na uwadze, dobrze jest nauczyć się wsłuchiwać się w swoje ciało i przykład częste zaparcia mogą wskazywać na zablokowanie pierwszej czakry, zaś powtarzające się ból gardła to prawdopodobnie zablokowana piąta czakra. Częste bóle głowy w obszarze czoła mogą oznaczać zablokowanie szóstej pomóc sobie w odblokowaniu czakr? Jednym ze sposobów są ćwiczenia Qigong, które mają na celu usprawnienie przepływu energii Qi lub masaż leczniczy z wykorzystaniem Chinese Image Medicine, czyli metody myślenia specjaliści z ASY Studio Mokotów pomogą Ci odnaleźć problem i go rozwiązać!
To zgrubienie to po prostu prostata. I tu dla niektórych zaczynają się schody, bo oznacza to, że męski punkt G znajduje się w odbycie. Jakieś 6-8 cm w głąb od jego ujścia obok pęcherza
W jaki sposób dusza ludzka została stworzona? Z czego składa się dusza? Czy jest w swej naturze nieśmiertelna? „Nie zachował od śmierci duszy ich” (Psalm 78:50) KAŻDY WIE, że ciało umiera, a jego funkcjonowanie stale musi być podtrzymywane, stąd nie może być nieśmiertelne. Ale Pismo Święte mówi o duszach. Czy to możliwe, aby dusza była niezniszczalna? Czy że Bóg, stworzywszy duszę, nie jest w stanie jej zniszczyć? Rozsądek mówi nam, że życie każdego stworzenia jest poddane woli Stworzyciela. Zauważmy teraz, że Pismo Święte nigdzie nie mówi o nieśmiertelności duszy, jak to niektórzy zdają się przypuszczać, i to ani w tłumaczeniach, ani też w tekście oryginalnym. Przeciwnie, Pismo stwierdza, że Bóg „może i duszę i ciało zatracić w piekielnym ogniu”, i „dusza, która grzeszy, ta umrze” (Mat. 10:28, Ezech. 18:4). To, co może umrzeć, co może być zniszczone, nie jest nieśmiertelne. Zatem cytowane tu teksty Pisma Świętego nie dowodzą nieśmiertelności duszy ani ciała. Błędne rozumienie tego zagadnienia Czymże więc jest dusza? Ogólne pojęcie duszy definiuje ją jako coś nieokreślonego, co jest w nas, ale tylko niewielu próbuje wyjaśnić, co to takiego i gdzie jest umiejscowione. Niektórzy twierdzą, że to nieznane coś jest rzeczywistą, inteligentną istotą, podczas gdy ciało jest po prostu jej mieszkaniem lub narzędziem. Pewien biskup metodysta określił kiedyś duszę w następujący sposób: „Nie ma ona ani wnętrza ani zewnętrza, nie posiada ciała, kształtu lub części, i milion dusz można umieścić w łupinie orzecha”. Można by rzec, że jest to bardzo dobra definicja niczego. Samo ciało nie jest duszą, jak to niektórzy utrzymują. Dowodzi tego Jezus, kiedy stwierdza, że Bóg „może i duszę i ciało, zatracić w piekielnym ogniu”. W świetle tego, jeśli wyzwolimy nasze umysły od uprzedzeń, powinniśmy być w stanie nauczyć się czegoś więcej w tym względzie badając natchniony opis stworzenia człowieka. Jak została stworzona dusza ludzka Udając się do 1 Moj. 2:7 czytamy: „Stworzył tedy Pan Bóg człowieka z prochu ziemi, i natchnął [hebr. dmuchnął] w oblicze jego dech [hebr. wiatr, moc] żywota [hebr. życia w l. mn. – to znaczy, że życie jako takie było wspólne wszystkim żywym stworzeniom]. I stał się człowiek duszą żywiącą [tj. istotą żywą, czującą]”. Opis ten pokazuje, że najpierw zostało stworzone ciało, ale zanim nastąpiło ożywienie, nie był to człowiek, dusza lub istota. To ciało miało oczy, ale nic nie widziało, uszy, ale nic nie słyszało, usta, ale nic nie mówiło, język, ale nie czuło smaku, nozdrza, ale nie znało woni, serce, które nie pulsowało, krew, która była zimna, pozbawiona życia, płuca, które nie pracowały. Nie był to człowiek, ale zwłoki, nieożywione ciało. Drugi krok w procesie stwarzania człowieka stanowiło obdarzenie żywotnością właściwie „uformowanego” i pod każdym względem przygotowanego ciała. To jest opisane w słowach: „i tchnął w oblicze [nozdrza] jego dech żywota”. Gdy zdrowa osoba utonie i jej życie jest całkowicie zawieszone w swych funkcjach, przywrócenie do przytomności następuje przez zastosowanie sztucznego oddychania oraz uciśnięcia klatki piersiowej tak aby pobudzić zarówno płuca, jak i serce do ponownej pracy. W przypadku Adama nie wymagało to oczywiście żadnego pracochłonnego wysiłku ze strony Stwórcy powodującego, by doskonały, stworzony przez Niego organizm zaczął oddychać życiodajnym tlenem atmosfery. Gdy ożywcze powietrze dostało się do płuc, nastąpiło ich rozszerzenie, cząsteczki krwi utleniły się i przesunęły się do serca, a ten organ przekazał je z kolei do każdej części ciała, budząc wszystkie przygotowane, ale dotychczas niereagujące nerwy do energii i odczuwania. W jednej chwili energia dotarła do mózgu, rozpoczynając proces myślenia, postrzegania, rozumowania, patrzenia, dotykania, odczuwania smaku, czucia i powonienia. To, co było ludzkim organizmem pozbawionym życia, stało się człowiekiem, istotą czującą, osiągnięty został stan „duszy żywiącej” [żyjącej], o którym wspomina tekst. Innymi słowy termin „dusza żywiąca” oznacza ni mniej, ni więcej, tylko tyle, co „istota czująca”, to znaczy istota zdolna do odczuwania, postrzegania i myślenia. Co więcej, chociaż Adam miał doskonały organizm, podtrzymywanie życia, duszy lub istoty czującej przez spożywanie owoców „drzew żywota” było dla niego niezbędne. A gdy zgrzeszył, Bóg wypędził go z ogrodu „by snać nie ściągnął ręki swej, i nie wziął z drzewa [l. mn., z drzew lub z sadu] żywota i nie jadł, i żyłby na wieki [tzn. stale spożywając z nich]” (1 Moj. 3:22). O, jakże rozprasza się mgła i tajemnica w świetle prawdy, która bije ze Słowa Bożego! Niższe zwierzęta są także duszami Zobaczmy teraz dlaczego Pismo Święte mówi o „duszy” także w odniesieniu do niższych zwierząt. Podobnie jak człowiek, są one istotami czującymi lub istotami inteligentnymi, jednakże niższych rodzajów. Podobnie jak człowiek, mogą widzieć, słyszeć, czuć, odczuwać smak i mieć powonienie. I każde też może rozumować odpowiednio do poziomu swego własnego organizmu, chociaż żadne nie umie wnioskować w sposób zawiły lub na tak wysokim poziomie jak człowiek. Różnica ta nie jest wynikiem posiadania przez człowieka innego rodzaju życia niż to, jakie posiadają niższe zwierzęta, wszyscy bowiem posiadają podobne siły witalne, z tego samego źródła lub fontanny życia, tego samego Stwórcy. Wszyscy podtrzymują życie w ten sam sposób, przez trawienie podobnych pokarmów, dostarczających budulca dla komórek krwi, mięśni, kości itd., zgodnie ze swym rodzajem lub naturą. Każdy organizm podobnie też rozwija swój gatunek, przekazując życie, otrzymane pierwotnie od Boga, swojemu potomstwu. Poszczególne gatunki różnią się kształtem i możliwościami umysłowymi. Nie można też powiedzieć, że podczas gdy człowiek jest duszą (czyli istotą inteligentną), zwierzęta są pozbawione tej właściwości duszy lub inteligencji, myślenia, odczuwania. Przeciwnie, zarówno człowiek, jak i zwierzę posiadają właściwość duszy lub inteligencji, świadomej istoty. Potwierdza to nie tylko Biblia. Jest to łatwo postrzegalny fakt, gdy rozumie się prawdziwe znaczenie słowa dusza, jak to zostało powyżej wyjaśnione. Dla zilustrowania: Przypuśćmy, że stworzony został doskonały pies i przypuśćmy, że proces stwarzania go został szczegółowo opisany, tak jak w przypadku Adama. Jakie zmiany szczegółów można by sobie wyobrazić? Ciało tworzonego psa nie byłoby psem, dopóki dech żywota nie spowodowałby ożywienia tego ciała, które wtedy stałoby się stworzeniem żyjącym swoimi własnymi siłami i odczuciami, istotą żyjącą niższego rzędu, nazwaną psem, podobnie jak Adam, gdy otrzymał życie, stał się stworzeniem żyjącym, które posiada swe własne siły i odczucia – duszą żyjącą o najwyższym stopniu rozwoju wśród istot cielesnych – i nazwany człowiekiem. Bardziej zaawansowany organizm człowieka Jeśli ta wielka różnica między człowiekiem a zwierzęciem nie zawiera się w życiu, którym każde z nich jest ożywione i nie wypływa z braku mocy duszy, którą każde posiada, może leży ona pomiędzy ich ciałami? Tak, z pewnością, ta istotna różnica ma fizyczny charakter, przy czym dodatkowo zaistniał tu fakt poczynienia przez Boga pewnych przygotowań związanych z przyszłością człowieka, jak mówią o tym Jego obietnice, podczas gdy dla zwierząt żadnych planów nie poczyniono, bowiem one z natury nie są w stanie zdać sobie sprawy z metafizyki. Gdy inne rzeczy są równe, to wielkość i waga mózgu wskazuje na zdolność i inteligencję. W tym względzie człowiek został przez Stwórcę lepiej wyposażony niż zwierzę. Zwierzę ma mniejszy mózg (w proporcji do ciała) niż człowiek, ma w nim także mniejszą liczbę połączeń nerwowych (synaps), które są związane z poziomem inteligencji. Mózg zwierzęcy działa też całkowicie w oparciu o naturalne – głównie samolubne – skłonności, czyli instynkty. Prawdopodobnie jego najwyższą koncepcją dobra i zła jest wola jego pana, człowieka. Zwierzę nie jest w stanie ocenić subtelności w zasadach moralnych, ponieważ Stwórca nie obdarzył go taką zdolnością umysłu. Chociaż z powodu popadnięcia w grzech i śmierć, stan człowieka jest daleki od tego, czym był w pierwotnej doskonałości, kiedy najwyższy Sędzia ocenił go „bardzo dobrym”, a niektórzy, rozwijając niższe organy myślenia i zaniedbując używania wyższych zdolności intelektualnych, doprowadzili do skarłowacenia tych organów mózgu, które przedstawiają te wyższe zdolności, to jednak organy te są tam nadal, zachowawszy zdolność rozwoju. Tak więc w tym właśnie zakresie Stwórca obdarował człowieka wyższym i bardziej wyrafinowanym organizmem i w tym leży różnica między nim a zwierzęciem. Zwierzęta posiadają podobne ciała i kości, oddychają tym samym powietrzem, piją tę samą wodę i jedzą podobny pokarm i wszystkie są duszami, czyli stworzeniami posiadającymi inteligencję, lecz człowiek w swoim lepszym ciele posiada zdolności wyższej inteligencji i Stwórca odnosi się do niego na całkowicie innej płaszczyźnie. Świadectwo Biblii Świadectwo Biblii jest zgodne z powyższym. W 1 Moj. 1:29,30 czytamy „będzie wam ku pokarmowi. I wszelkiemu zwierzowi ziemskiemu i wszystkiemu ptactwu niebieskiemu, i wszelkiej rzeczy ruchającej się po ziemi, w której jest dusza żywiąca [hebr. nephesh chaiyah – dusza żyjąca]”. I ponownie (1 Moj. 1:20): „Niech hojnie wywiodą wody płaz duszy żywiącej [hebr. – duszy żyjącej]”. Ta sama lekcja mówiąca, że źródło życia rodzaju ludzkiego nie różni się w niczym od tego, jakie jest we wszelkich innych stworzeniach, które nozdrzami wdychają powietrze, przez co różnią się od ryb, podana jest w opisie zniszczenia spowodowanego przez potop (1 Moj. 6:17; 7:15,22). Jest ona w całkowitej zgodzie ze stwierdzeniem króla Salomona, że człowiek i zwierzę mają „ducha jednakiego” [hebr. ruach, dech życia] – jeden rodzaj życia i „Jako umiera ono, tak umiera i ten” (Kazn. Sal. 3:19). Kiedy Kaznodzieja pyta (Kazn. Sal. 3:21): „A któż wie, że duch synów ludzkich wstępuje w górę? a duch bydlęcy, że zstępuje pod ziemię?” – podważa w ten sposób pogańską teorię, która już w tamtych czasach rozpoczęła spekulację, że człowiek posiada jakąś wrodzoną cechę, która powstrzyma jego śmierć, nawet gdy on wydaje się być umarłym. Salomon rzuca wyzwanie wszelkim dowodom i wszelkiej wiedzy w tym względzie. Wyzwanie to rzucone innym, by przedstawili dowody lub przyznali się, że nie posiadają żadnej takiej wiedzy, następuje po jego świadectwie prawdy na ten temat w wierszach 19 i 20. Przyszła nadzieja duszy ludzkiej – zmartwychwstanie Jak to już zostało pokazane, nadzieja człowieka odnosząca się do jego przyszłego życia nie leży w jego wrodzonych zdolnościach, lecz w łaskawym zabezpieczeniu jego Stwórcy, które jest skoncentrowane na odkupieniu każdej duszy ludzkiej ze śmierci przez wielkiego Odkupiciela i z którego wynika zabezpieczenie dla każdego, ktokolwiek by to nie był, osiągnięcia życia wiecznego w zmartwychwstaniu. Nasz Odkupiciel „wylał na śmierć duszę [istotę] swoją” i „położył ofiarą za grzech duszę [istotę] swą” (Iz. 53:10,12), a w ten sposób kupił Swą drogocenną krwią duszę Adama (i jego potomstwa, czyniąc Swoją duszę (istotę) ofiarą za grzech. W konsekwencji dusze zostały odkupione i dusze mają być wzbudzone, mają zmartwychwstać (Ps. 49:16). Czy przywracane będą te same ciała? Wielu przypuszcza, że te ciała, które zostały pochowane, będą, atom po atomie, przywracane, ale Apostoł stwierdza coś całkiem przeciwnego: „I co siejesz [w śmierci], nie siejesz ciała, które ma potem wyróść”. W zmartwychwstaniu Bóg udziela każdej osobie (każdej duszy lub istocie czującej) takie ciało, jakie Jego nieskończonej Mądrości upodobało się przygotować – Kościołowi, wybieranemu w czasie Wieku Ewangelii, ciała duchowe, klasie restytucjonistów (naprawianych w okresie Tysiąclecia), ciała ludzkie, ale nie te same, które utracone zostały w śmierci (1 Kor. 15:37,38). Tak jak w przypadku stworzenia Adama, zespolenie organizmu z duchem żywota wytworzyło istotę czującą lub duszę, podobnie ich rozpad, bez względu na powód, kładzie kres każdej istocie czującej, zatrzymując wszelkie myśli i uczucia. Dusza (tzn. istota czująca) przestaje istnieć. Ciało obraca się w proch, z którego powstało, tymczasem duch lub dech żywota wraca do Boga, który udzielił go Adamowi, a przez niego całej jego rasie (Kazn. Sal. 12:7). Dech powraca do Boga w tym sensie, że nie podlega już dłużej ludzkiej kontroli jak w procesie rozradzania się i nie może być nigdy inaczej odzyskany jak tylko przez Boską moc. Uznając ten fakt, ci, którzy pouczeni zostali przez Pana, oddają Bogu i Chrystusowi, wywyższonemu Przedstawicielowi Boga, swą nadzieję przyszłego życia, jakie mają otrzymać przez zmartwychwstanie (Łuk. 23:46; Dz .Ap. 7:59). Tak więc, gdyby Bóg nie poczynił żadnych przygotowań związanych z przyszłym życiem człowieka uzależnionym od okupu i obiecanego zmartwychwstania, śmierć stanowiłaby koniec wszelkiej nadziei dla ludzkości (1 Kor. 15:14-18). Człowiek będzie żył ponownie Bóg jednak poczynił przygotowania, abyśmy żyli ponownie, a od kiedy ujawnił Swój chwalebny Plan, ci, którzy głoszą i piszą mądrze na ten temat (na przykład natchnieni pisarze Pisma Świętego), jak gdyby za wspólną zgodą, mówią o przejściowym okresie nieświadomości między śmiercią a porankiem zmartwychwstania, w którym istota czująca jest zawieszona jakby we „śnie”. Rzeczywiście jest to doskonała ilustracja, bowiem umarli będą całkowicie nieświadomi upływu czasu, a moment przebudzenia wyda się im następną chwilą po momencie ich śmierci. Czytamy na przykład, że nasz Pan, mówiąc o śmierci Łazarza, powiedział: „Łazarz, przyjaciel nasz, śpi; ale idę, abym go ze snu obudził”. Następnie, ponieważ uczniom trudno to było zrozumieć, rzekł: „Łazarz umarł” (Jana 11:11,14). Gdyby teoria o świadomości w stanie śmierci była prawdziwa, to czyż nie jest dziwne, że Łazarz nie podał żadnego opisu ze swych przeżyć podczas tych czterech dni? Nikt nie ma prawa twierdzić, że był on w „piekle” cierpień, ponieważ nasz Pan nazywa go Swym „przyjacielem”, a gdyby on był w stanie szczęścia niebiańskiego, nasz Pan nie odwołałby go stamtąd, ponieważ byłoby to czynem nieprzyjacielskim. Ale nasz Pan powiedział, że Łazarz spał, a On wzbudził go do życia, do świadomości, przywracając lub wskrzeszając jego czującą istotę lub duszę. A to wszystko było oczywiście łaską bardzo docenioną przez Łazarza i jego przyjaciół. Umarli opisani jako „śpiący” Pismo Święte przeniknięte jest myślą, że znajdujemy się obecnie w nocy zasypiania, umierania, której przeciwstawiony jest poranek przebudzenia, zmartwychwstania. „Z wieczora bywa płacz, ale z poranku wesele” (Ps. 30:6). Łukasz o Szczepanie, pierwszym męczenniku, mówi, że „zasnął”. W kazaniu Świętego Pawła, wygłoszonym w Antiochii, znajdujemy tę samą właściwą, pełną nadziei i pokoju formułę: „Dawid zasnął” (Dz. Ap. 7:60; 13:36). Święty Piotr używa tego samego wyrażenia powiadając: „Ojcowie zasnęli” (2 Piotra 3:4). A święty Paweł używał go wielokrotnie, jak pokazują to poniższe cytaty: „Wiele ich zostaje aż dotąd, a niektórzy też zasnęli” (1 Kor. 15:6). „Bo jeźlić zmartwychwstania nie masz (…) Zatem i ci poginęli, którzy zasnęli w Chrystusie” (1 Kor. 15:13,18). „Lecz teraz Chrystus z martwych wzbudzony jest, i stał się pierwiastkiem tych, którzy zasnęli” (1 Kor. 15:20). „Oto tajemnicę wam powiadam: nie wszyscyć zaśniemy” (1 Kor. 15:51). „A nie chcę bracia! abyście wiedzieć nie mieli o tych, którzy zasnęli” (1 Tes. 4:13). „Tak Bóg i tych, którzy zasnęli w Jezusie, przywiedzie [od umarłych] z [przez niego] nim” (1 Tes. 4:14). Kiedy nadejdzie Królestwo, czas zmartwychwstania, „my, którzy żywi pozostaniemy do przyjścia [obecności] Pańskiego, nie uprzedzimy onych, którzy zasnęli” (1 Tes. 4:15). Oni „posnęli” w pokoju, aby oczekiwać Dnia Pańskiego (Dnia Chrystusa, Dnia Tysiąclecia) z pełnym przekonaniem, że On [Chrystus] jest w stanie ustrzec to, co oni Mu powierzyli, aż do onego Dnia (2 Tym. 1:12). Taka sama myśl biegnie również przez Stary Testament od momentu, gdy Bóg po raz pierwszy głosił Abrahamowi ewangelię zmartwychwstania. Wyrażenie „zasnął z ojcami swymi” jest bardzo powszechne w Starym Testamencie. Ale Ijob przekazuje tę rzecz w bardzo dobitnej formie powiadając: „Obyżeś mię w grobie ukrył i utaił, ażby się uciszył gniew twój, a iżbyś mi zamierzył kres, kędy chcesz wspomnieć na mnie!” (Ijoba 14:13). Obecny czas umierania jest czasem Bożego gniewu. Przekleństwo śmierci ciąży na wszystkich z powodu grzechu pierworodnego. Jednakże mamy obietnicę, że we właściwym czasie przekleństwo to zostanie odjęte, a wszystkie rodziny ziemi otrzymają przez Odkupiciela błogosławieństwo. Ijob więc mówi dalej: „Po wszystkie dni wymierzonego czasu mego będę oczekiwał przyszłej odmiany mojej. [Wtedy] Zawołasz [por. Jana 5:25], a ja tobie odpowiem; a spraw rąk twoich pożądasz” (Ijoba 14:14-15). A my, współcześni czasom Nowego Testamentu, czytamy odpowiedź naszego Pana: „Wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Syna Bożego [wzywający ich do obudzenia się i przyjścia do pełnej znajomości Boga i pełnej możliwości życia wiecznego]” (Jana 5:28,29). Świeca jako ilustracja Przedstawmy ludzkie i zwierzęce ciało, duszę i ducha, za pomocą czegoś mniej skomplikowanego i ogólnie łatwiej zrozumiałego, na przykład świecy. Nie zapalona świeca będzie odpowiadać nieożywionemu ludzkiemu ciału lub zwłokom. Zapalenie świecy będzie jednoznaczne z pierwotnym udzieleniem przez Stwórcę iskry życia, płomień lub światło odpowiada stanowi istoty czującej, czyli inteligentnej, albo duszy, utlenione powietrze łączące się z węglem knota świecy i podtrzymujące w ten sposób płomień, odpowiada dechowi żywota lub duchowi życia, który łącząc się z cielesnym organizmem, wytwarza duszę lub inteligentne istnienie. Gdyby zaistniał jakikolwiek wypadek zniszczenia świecy, płomień oczywiście zgasłby. Podobnie, jeśli nastąpiłoby zniszczenie ciała człowieka lub zwierzęcia, przez wyniszczenie lub wypadek, dusza, życie, inteligencja, ustaje. A jeśliby płomień świecy został odcięty od dostępu powietrza, gasidłem lub palcami, albo też przez zanurzenie świecy w wodzie, to światło zgaśnie, nawet jeśli świeca zostanie nieuszkodzona. Podobnie dusza, życie, istnienie człowieka bądź zwierzęcia ustałoby, jeśliby dech żywota został zatrzymany przez utonięcie lub uduszenie, podczas gdy ciało pozostałoby stosunkowo nienaruszone. Jak zapalona świeca w sprzyjających warunkach mogłaby zostać użyta do zapalenia innych świec, lecz raz zgaszona nie może się sama ponownie zapalić ani zapalić innych świec, tak ciało człowieka lub zwierzęcia, gdy żyje jako ożywiona dusza, czyli istota, może zgodnie z Boskim zarządzeniem dać początek potomstwu, czyli rozmnożyć inne dusze lub istoty. Ale kiedy tylko iskra życia gaśnie, dusza lub istota przestaje istnieć, a wraz z nią wszelka zdolność myślenia, czucia, czy rozmnażania ustaje. W harmonii z tym czytamy o dzieciach Jakuba: „A było wszystkich dusz, które wyszły z biódr Jakubowych, siedemdziesiąt dusz” (2 Moj. 1:5). Jakub otrzymał zarówno swą iskrę życia jak i materialny organizm, a w wyniku ich połączenia, swą duszę, czyli inteligentną istotę, od Izaaka, a przez niego od Adama, któremu sam Bóg bezpośrednio udzielił życia. A Jakub to życie i organizm, czyli duszę, przekazał swemu potomstwu. I tak się dzieje z całą ludzkością. Każdy, kto posiada tę zdolność, może ponownie zapalić świecę, ale na mocy Boskiego zarządzenia ciało ludzkie pozbawione iskry życia „niszczeje”, „aż się nawrócisz do ziemi, gdyżeś z niej wzięty”, a iskra życia nie może być ponownie wzniecona, jak tylko przez moc Boską, przez cud. Obietnica zmartwychwstania jest więc obietnicą ponownego zaświecenia, ponownego wzniecenia duszy, czyli istnienia, a ponieważ żadna dusza, czyli istota nie może istnieć bez ciała i przywróconej mu siły życiowej, czyli ducha, wynika z tego, że obiecane zmartwychwstanie, czyli przywrócenie duszy, sugeruje powstanie nowych ciał, nowych organizmów. Zatem Pismo Święte zapewnia nas, że ludzkie ciała, które obracają się w proch, nie zostaną przywrócone, lecz że w zmartwychwstaniu Bóg udzieli nowych ciał – takich, jakie Jemu będzie się podobało dać (1 Kor. 15:37-40). Apostoł potwierdza tu, że w zmartwychwstaniu wyłoni się specjalna klasa, określona jako godna nowej natury, natury duchowej, zamiast ludzkiej lub cielesnej, i wykazuje, że jak możemy się spodziewać, ta wielka zmiana natury będzie rezultatem dania jej innego rodzaju ciał. I tutaj świeca lub światło może posłużyć jako ilustracja: bo niech cielesna, czyli ludzka natura będzie przedstawiona przez świecę woskową, a natura duchowa przez elektryczną żarówkę, która daje znacznie więcej światła. Korzystając z jakiejkolwiek mocy i mądrości, mniejszej niż moc i mądrość naszego Stwórcy, gwarantująca zmartwychwstanie, moglibyśmy słusznie obawiać się pewnego załamania lub potknięcia, z powodu którego zostałaby zatracona tożsamość, szczególnie w przypadku tych, którym zaofiarowano wielką przemianę natury do duchowego istnienia. Zarówno w tej sprawie jak i we wszystkich innych, możemy bezpiecznie zaufać Temu, z którym mamy w tym względzie do czynienia. On, który zna wszystkie nasze myśli, może je odtworzyć w nowych umysłach, tak aby żadna wartościowa lekcja lub żadne cenne doświadczenie nie zostało zagubione. On jest zbyt mądry, by się mylić i zbyt dobry, by być nieszlachetnym. A wszystko, co przyrzekł, wypełni w o wiele lepszy i pełniejszy sposób, niż jesteśmy w stanie pomyśleć lub poprosić. Jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty pochodzą z Biblii Gdańskiej (wyd. Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne).
Ojczym z pasierbicąByłem rozwiedzionym kilka lat temu facetem i po dłuższym okresie bycia singlem, moja dusza zapragnęła ponownie stałej miłości. Przebywałem dużo na portalach randkowych i poszukiwałem tam szczęścia. Po kliku dniach korespondowania z kobietami, moją uwagę przykuła pewna pani, która była też po przejściach małżeńskich. Z komputera, przeszliśmy
Ponad 80 procent ludzi na całym świecie uważa się za osoby religijne, a nawet jeśli nie są związani z jakąś konkretną religią, to wierzą, że istnieje "coś" poza tym światem materialnym. Może jakaś wyższa forma inteligencji, czy siły porządkującej. W każdej kulturze obecnej i przeszłej, jaką udało się nam poznać, odnajdujemy ślady wierzeń religijnych. Dlaczego tak się dzieje? Dla osób wierzących odpowiedź na to może być oczywista, ale ateiści przypuszczają, że potrzeba wiary w wyższy porządek może być jakoś wpisana w ludzką psychikę. Urazy mózgu, a duchowość Pewne podejrzenia mieli już od dawna neurolodzy. W jednej ze swoich prac słynny neurolog Oliver Sacks autor wielu książek popularnonaukowych, profesor na Uniwersytecie Columbia (zmarł w 2015 roku) opisywał historię pacjenta, który po wypadku i urazie głowy całkowicie zmienił osobowość. Wcześniej był religijnym, spokojnym, przestrzegającym zasad człowiekiem, a po urazie zmienił się w rozrywkowego pijaka i hazardzistę. ZOBACZ: 5 sposobów na sprawny mózg To sugeruje, że gdzieś w mózgu mamy ośrodek, który odpowiada za naszą religijność i to miejsce właśnie uległo zniszczeniu u opisywanego pacjenta. Już wcześniej zaobserwowano, że pewne choroby w mózgu powodują doznania natury religijnej. Taką chorobą jest na przykład epilepsja. Genialnemu rosyjskiemu pisarzowi – Fiodorowi Dostojewskiemu – Bóg albo nadrzędny porządek objawił się właśnie w czasie ataku epilepsji. Opisuje to tak: "...trwa to tylko pięć czy sześć sekund, kiedy czujesz obecność odwiecznej harmonii... niesamowita jest przerażająca jasność, oczywistość, z jaką ta harmonia się objawia, i gwałtowność, z jaką cię przepełnia. Gdyby ten stan trwał dłużej niż pięć sekund, dusza nie wytrzymałaby tego i zniknęła. W ciągu tych pięciu sekund przeżywam całą ludzką egzystencję i oddałbym za to całe moje życie, i nie uważałbym, że zapłaciłem zbyt drogo...". Epilepsja polega na tym, że w niewielkim obszarze mózgu dochodzi do takiego jakby przepięcia elektrycznego, w wyniku którego następuje niekontrolowane pobudzenie. Można podejrzewać, że właśnie takie ekstazy religijne, jakie opisywał Dostojewski, mogą być skutkiem epileptycznych wyładowań w tym "religijnym" obszarze mózgu. Badania Nie ma wielu badań nad neuronauką duchowości i religijności. Wcześniejsze badania wykorzystywały skanowanie mózgu podczas modlitwy, aby zobaczyć, które obszary mózgu są w tym momencie aktywne. Ale te badania dały niejednolity i niespójny obraz duchowości. Badacze z Brigham and Women's Hospital zastosowali nowe podejście do mapowania tych cech, czy stanów i odkryli, że "duchowość" można zlokalizować w określonym obwodzie mózgu. Znajduje się on w tej części pnia mózgu, która jest zaangażowana w wiele funkcji, w tym warunkowanie strachu, modulowanie bólu, zachowania altruistyczne i bezwarunkową miłość. Odkrycia zespołu zostały opublikowane w Biological Psychiatry . PRZECZYTAJ: 5 suplementów na pracę mózgu "Nasze wyniki sugerują, że duchowość i religijność są zakorzenione w fundamentalnej, neurobiologicznej dynamice i głęboko wplecione w naszą tkankę nerwową. Byliśmy zdumieni, gdy odkryliśmy, że ten obwód mózgu jest zlokalizowany w jednej z najlepiej zachowanych ewolucyjnie struktur w mózgu” - tłumaczy dr Michael Ferguson, szef badań z Centrum Terapii Obwodów Mózgowych Brighama Czy religia jest złudzeniem? Ferguson i współpracownicy zastosowali technikę polegającą na porównaniu lokalizacji uszkodzeń mózgu z opisem złożonych zachowań u 88 pacjentów neurochirurgicznych, którzy przechodzili operację usunięcia guza mózgu. Pacjenci wypełniali ankietę zawierającą pytania o kwestie duchowości przed i po operacji. Zespół potwierdził swoje wyniki, korzystając z drugiego zestawu danych obejmującego ponad 100 pacjentów ze zmianami spowodowanymi penetrującym urazem głowy podczas wojny w Wietnamie. Uczestnicy ci wypełnili również kwestionariusze zawierające pytania dotyczące religijności. Korzystając z mapowania sieci uszkodzeń, zespół odkrył, że poczucie "duchowości" jest skoncentrowane w obszarze zwanym istotą szarą okołowodociągową (ang. periaqueductal gray, PAG) – to substancja szara śródmózgowia otaczająca wodociąg mózgu. Wyniki dotyczące religijności z drugiej grupy pacjentów są zgodne z tymi ustaleniami. „Ważne jest, aby pamiętać, że te wyniki mogą być pomocne w zrozumieniu pewnych zachowań, ale powinny być ostrożnie interpretowane" – mówi Ferguson. „Nasze wyniki nie sugerują, że religia jest złudzeniem, albo że głęboko uduchowione osoby cierpią na jakieś choroby neurologiczne. Wskazują tylko na głębokie korzenie przekonań duchowych w części naszego mózgu, która jest zaangażowana w wiele ważnych funkcji”. Autorzy zauważają, że dane którymi dysponowali nic nie mówią o przeszłości pacjentów, czy o ich wcześniejszym zaangażowaniu w praktyki religijne. Istnieje potrzeba dalszych badań na osobach pochodzących z różnych kultur. „Dopiero niedawno medycyna i duchowość zostały oddzielone od siebie. Wydaje mi się, że istnieje odwieczny związek między zdrowiem a duchowością w różnych kulturach i cywilizacjach” – powiedział Ferguson. „Chciałbym wiedzieć, w jakim stopniu możemy to zbadać współczesnymi metodami".
- Μорጭφαմо щетελիኀ ячо
- Ец ቺυֆխгиζ
1936. Ks. Stefan Mazanek, kanclerz. Co to jest dusza? Myślenie i chcenie, jako czynności duszy, są czynnościami duchowymi. Na czym polega istota duszy? Przymioty duszy. Gdzie znajduje się dusza i jak łączy się z ciałem?
Hej, jak powiedziałem powyżej, szukam filmu / serialu, w którym albo człowiek jest w ciele zwierzęcia przez jakiś wypadek lub coś, a potem żyje swoim życiem i może próbuje wrócić do swojego normalnego ciała, albo film / serial, w którym człowiek może zamienić się w zwierzę: D Czy ktoś zna takie filmy lub seriale. Wymyśliłem, bo wczoraj oglądałem film „Pełny kac” 😂 odpowiedźOdpowiedź od: dynnyland Ekspert społeczności: film 18:06 Przerażający Zotti (remake nosi tytuł Shaggy Dog z Timem Allenem) Zotti prymitywne bydło Wspaniałe przygody Zottiego Podniebny pies z wąchacza Nastoletni wilk Zwierzę- zwierzę w człowieku Wilk .... i cała masa innych filmów o wilkołakachpodobne pytaniaCzy są filmy, w których człowiek zamienia się w zwierzę? Kwestie egzystencjalne A gdyby mój ojciec był inną kobietą? Geachwaengert lub moja mama by mnie chcieli Masz to od innego mężczyzny? Był Wtedy moja dusza w innym ciele Uwięziony czy miałbym zupełnie inną duszę? Dlaczego urodziłem się na ziemi jako osoba i Nie jako zwierzę? Gdybym urodził się zwierzęciem, miałbym Ta sama dusza, co teraz czy inna osoba?Twój własny film / serial? Hej ty, które filmy/seriale chciałbyś zobaczyć? Nie mówię o tym, w jakich działach powinien być kolejny film, ale coś zupełnie nowego. Powiedz, o czym byłby Twój wymarzony film/serial? Coś o magii? Komedia? Jaki akt? Zawsze mam dużo przemyśleń na temat tego, jak wyglądałby mój własny film/serial. Zapraszam do opowiedzenia mi swoich fantazji. Jak długo (godziny) dusza musi opuścić ciało? Jak długo zmarły człowiek lub zwierzę powinien pozostać „otwarty”, aby dusza mogła wznieść się do nieba?Nadprzyrodzone zdolności? Hej Czy kiedykolwiek chciałeś wiedzieć, czy można zmienić się w zwierzę? Więc przekształć się właściwie. Nie żyć jak człowiek jak zwierzę, ale przemieniać swoje ciało. Czy to jest możliwe? Co by się nie udało? BTW miała kilka wizji podczas ostatniej medytacji. Spacerowałem po dżungli czy jakoś jak jaguar i wspinałem się po drzewach. Czy to coś znaczy? Chcesz zostać wampirem czy pozostać człowiekiem? Jak byś wybrał, gdybyś miał szansę zostać wampirem? Nie zestarzejesz się jak wampir i tylko drewniany kołek zabije cię w sercu. Mógłbyś wyjść na słońce, ale nie byłoby możliwe posiadanie dzieci. Byłbyś szybki i mógłbyś manipulować ludzkimi umysłami, tak jak w serii Pamiętników Wampirów, dzięki czemu mógłbyś łatwo pić od ludzi bez zabijania ich. To, co dzieje się z twoją duszą po śmierci, jest niepewne. Co byś wybrałDziewczyna zamienia się w chłopca: 'D HejSzukam filmu, książki, anime, serialu, mangi, fanfiction lub czegokolwiek, którego tematem jest: „Dziewczyna zamienia się w chłopca”.Jeśli czegoś takiego nie wiesz, to przede mną chłopak, który zamienia się w dziewczynę. Ale potem tylko książki, mangi i fanfictiony, bo widziałem już wszystkie filmy: 3Z góry dziękuję; 3Jak nazywa się serial/film, w którym dziewczyna zamienia się w lalkę? Hej :) Znalazłem ten film na YouTube ale niestety nie mówi, który to serial/film :( Możesz mi pomóc?Smutne filmy/seriale? Wystarczy film / serial, w którym naprawdę = przeklęty animag? --SPOILER DLA FANTASTYCZNYCH ZWIERZĄT 2!- Witam Potterheads! Zaraz po obejrzeniu Fantastic Beasts 2 w mojej głowie pojawiła się teoria, której po prostu nie mogłem się pozbyć: D. Co o niej myślisz? Czy to brzmi wiarygodnie? W Fantastic Beasts 2 (lub po niemiecku - Fantastic Beasts 2) dowiadujemy się (po raz pierwszy) czegoś o tzw. Maledictusie. Krótkie wyjaśnienie z Harry Potter Wiki: Maledictus to samica z krwotokiem, który ostatecznie na stałe zmieni ją w zwierzę. Istota, w którą zostaje się ostatecznie przemieniona, może się różnić w zależności od klątwy. Przed ostateczną przemianą mają zdolność do dowolnego zmieniania swojego kształtu, który stopniowo staje się niekontrolowany. Należy wspomnieć, że ta klątwa krwi jest przekazywana tylko z matki na córkę. Jak zapewne wszyscy wiemy, zostanie animagiem nie jest łatwo. Jeśli popełnisz nawet najmniejszy błąd, musisz zacząć od nowa, w przeciwnym razie może się to nie udać (tak jak mieszanka człowiek-zwierzę, której nie można cofnąć). Więc co się stanie, jeśli wiedźma zajdzie w ciążę, gdy jest w trakcie stania się animagiem? A co, jeśli jest w swojej zwierzęcej postaci, a potem zaczyna rodzić? Czy nie może być tak, że zdolność do przemiany w zwierzę jest dziedziczona? Kiedy nawracasz się z powrotem w osobę, wymagana jest duża cierpliwość, ponieważ zmieniasz całe swoje ciało, że tak powiem. Jak myślisz, co się dzieje, gdy wiedźma, która już i tak ma trudności z uwolnieniem się ze swojej animagicznej postaci, z powodu stresu związanego z ciążą coraz bardziej w niekontrolowany sposób zamienia się w zwierzę? Na pewno byłaby teoria, jak powstaje Maledictus.. Czy masz jakieś inne pomysły, dlaczego wiedźma zamienia się w Maledictus i dlaczego można ją przenieść tylko na żeńskie następcy? Może dowiemy się więcej o Maledictusie w innych częściach Fantastycznych zwierząt ^^.Czy według Biblii człowiek ma duszę, czy też sam jest duszą? Czy według Biblii człowiek ma duszę, która istnieje obok ciała i opuszcza ciało po śmierci (2 Koryntian 5:8), czy też sam człowiek jest duszą (Rdz 2:7)?Czy Winx w Fate-The Winx Saga również zamieniają się we wróżki? Jest nowa seria Netflix. Czy ktoś patrzył? Jeśli tak, czy winx może zmienić się w wróżki? Bo to bajkowy film. A logo to również: Pomoc! Szukasz serii / książki Gestaltwandler!? Cześć! Wczoraj skończyłem powieść „Krew Kruka ponagla” Nikoli Hotelu i jestem zachwycony krukiem, który zamienia się w człowieka i na odwrót! a także na przykład ludzie zamieniają się w wilki i rozwija się romans między dwoma różnymi światami! Czy znasz książki o zmiennokształtnych o wampirach, upiorach, wilkołakach lub innych zwierzętach, takich jak kruki? Albo film/serial? byłbym ci bardzo wdzięczny! Jak nazywa się anime z osobą, która może zmienić się w niebieskiego kota? Ostatnio oglądałem AMV i w którym pojawiła się osoba, prawdopodobnie jest też demonem, który zamienia się w niebieskiego kota, aby pozostać niewykrytym. Ten demon / osoba / kot chroni człowieka i prawdopodobnie jest tylko kotem w ciągu dnia lub gdy są tam inni ludzie. Jak nazywa się anime?
Prawo pożądania ( hiszp. El Cuerpo del Deseo) – amerykańska telenowela wyemitowana w latach 2005−2006. Składa się ze 143 odcinków. W rolach głównych Lorena Rojas i Mario Cimarro . Piosenki z czołówki serialu: 1) Lorena Rojas "El cuerpo del deseo", 2) Diego Vargas "Hoy te vuelvo a enamorar".
RÓŻNE POSTAWY WOBEC ŚMIERCI Śmierć to wydarzenie, z którym spotykamy się w różnych okolicznościach. Pokazuje się ją codziennie w telewizji: w wiadomościach, w filmach. Dotyka nas bardziej, gdy zabiera nam kogoś bliskiego. Rodzi wtedy ból, skłania może do modlitwy, do myślenia o dniu naszego odejścia z tego świata, do zastanawiania się nad przyszłym spotkaniem się wszystkich zbawionych w wieczności. Mogą też wtedy pojawiać się różne wątpliwości i pytania: czy człowiek żyje po śmierci? Jeśli tak, to w jakiej formie? Gdzie są nasi zmarli? Czy są zbawieni czy potępieni? Nauka Kościoła o śmierci jest jednoznaczna: nie stanowi ona końca życia człowieka, lecz – przejście do istnienia ostatecznego, w szczęściu nie kończącego się nieba lub w cierpieniu również wiecznego piekła. Myśl o śmierci i o losie ludzkim poza granicami ziemskiego życia rodzi też różne odczucia w człowieku: od radości po lęk. Odczucia te, podobnie jak światopogląd, wpływają na przyjmowanie różnych postaw wobec śmieci. Zastanówmy się nad nimi, aby odkryć, jaki mogą mieć wpływ nie tylko na nasze życie ziemskie, ale i na całe nasze wieczne istnienie. Skoncentrujemy się na takich postawach wobec śmierci jak: unikanie myślenia o niej lub życie w stałym strachu przed cierpieniem, jakie z nią może się łączyć; spokojne patrzenie na nią jako na spotkanie z nieskończoną Dobrocią i Miłością; przygotowywanie się do tego spotkania przez życie oparte na miłości, przez łączenie się z ofiarą Jezusa Chrystusa. 1. Unikanie myślenia o śmierci Dla niektórych ludzi śmierć jest tak wielkim źródłem lęku, że wolą o niej nie myśleć. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy musieliby zmienić całe swoje życie. Ludzie ci mogliby uniknąć wielu cierpień i osiągnąć pokój wewnętrzny, gdyby zastosowali się do pouczenia: “Życie nie trwa wiecznie i zbliża się godzina śmierci. Żyjcie tak, żeby w godzinie śmierci duch wasz mógł trwać w pokoju: w pokoju tego, kto żył sprawiedliwie.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, Ale nawet gdy człowiek żyje uczciwie, rodzi się w nim nieraz niepokój przed “nieznanym” po śmierci. Wiemy bowiem, jakie jest nasze życie na ziemi, nie znamy natomiast wyraźnie życia przyszłego. Różne więc nasze wyobrażenia, przypuszczenia mogą nas niepokoić. Może pojawiać się pytanie, czy istnienie duszy oddzielonej od ciała nie będzie jakimś zubożeniem naszej osobowości. Czy po śmierci nie pogrążamy się w jakimś śnie bez świadomości, bez zdawania sobie sprawy z tego, co się z nami dzieje? Powodem unikania myślenia o śmierci może też być obawa, że jest ona unicestwieniem człowieka. Głównym czynnikiem unikania myślenia o śmierci, o nieśmiertelności naszej duszy, jest zazwyczaj lęk, jaki rodzi się z powodu naszego niemoralnego życia. Jest to lęk przed wiecznymi konsekwencjami naszych złych czynów. Człowiek boi się śmierci, obawia się potępienia, więc woli nie myśleć o końcu ziemskiego życia. Woli nie wiedzieć o tym, co będzie z nim po śmierci, dlatego nie myśli o tym. Również szatan chce, abyśmy nie myśleli o śmierci i o naszej wieczności. Wie bowiem, że wtedy z łatwością skłania nas do złego życia. Kusiciel posługuje się kłamstwem, aby zdeprawować człowieka. Jednym z takich jego oszustw jest sugerowanie mu, że z chwilą śmierci kończy się jego istnienie. Powinien więc egoistycznie wykorzystywać swoje ziemskie życie. Ma troszczyć się tylko o wygody i przyjemności, bo “żyje się raz”, bo “nie wiadomo, co jest potem”. Inne kłamstwo – rozpowszechniane przez szatana i poddanych mu ludzi – głosi, że w końcu, bez względu na sposób postępowania, wszyscy ludzie osiągną niebo, bo piekło nie jest wieczne. Jeden szybciej drugi później, jednak każdy osiągnie wreszcie pełnię szczęścia. To kłamstwo ma na celu odwrócenie człowieka od troski o zbawienie siebie i braci. Taka nauka nie pobudza ani do zabiegania o swoje wieczne szczęście, ani do ratowania grzeszników od wiecznego potępienia przez modlitwy za nich, podejmowanie za nich różnych ofiar, postów; nie skłania do trudu związanego z duszpasterstwem. Myśleć o śmierci, aby dobrze przygotować się do wiecznego życia. Czy unikanie myślenia o śmierci jest dla nas pożyteczne? Z całą pewnością nie. Człowiek bowiem przez swoje świadome wybory przygotowuje sobie wieczność i powinien to robić świadomie. Mamy zastanawiać się nad końcem naszego życia, aby się dobrze przygotować do śmierci, a właściwie – do życia bez końca. “Tak powinieneś zachować się w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Jeśli miałbyś czyste sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci. Lepiej jest unikać grzechu, niż uciekać przed śmiercią. Jeśli dziś nie jesteś gotowy, czy będziesz gotowy jutro? (O naśladowaniu Chrystusa, I, 23, 1; KKK 1014) Powinniśmy myśleć i innym przypominać stale o tym, że posiadamy nieśmiertelną duszę, że ona będzie po śmierci na zawsze cierpieć potępienie lub istnieć w nie kończącym się szczęściu. Aby jednak nie popaść w rozpacz z powodu popełnianych grzechów, trzeba nam wierzyć mocno w to, że kochający nas Bóg pragnie naszego zbawienia. Po to Jezus Chrystus umarł na krzyżu, aby każdy na wieki był szczęśliwy. Musimy uwierzyć i pomóc innym to przyjąć, że każdy – największy nawet grzesznik – może z pomocą Bożą zmienić swoje życie i osiągnąć wieczne niebo. Dzięki miłości Bożej nie ma na ziemi takiej sytuacji, w której dla człowieka grzesznego nie byłoby ratunku. Zawsze można skorzystać z Bożej łaski, odrzucić grzech i dojść do wiecznego szczęścia. Ponieważ Bóg nas kocha niezmiennie, dlatego każdy może być zbawiony. Musi tylko porzucić swój grzech i kierować się w życiu Bożymi przykazaniami, Bożą wolą. Myślenie o śmierci nie musi zatem rodzić w nikim przerażenia. Jeśli człowiek uwierzy w wieczne istnienie swojej duszy, w Miłosierdzie Boga i w Jego życzliwą miłość – pragnącą go uszczęśliwić na wieki – myśl o śmierci nie będzie w nim rodzić wyłącznie strachu. Cenne pouczenie o tym, jak należy patrzeć na śmierć, zawiera fragment zaczerpnięty z Poematu Boga-Człowieka Marii Valtorty: “Śmierć. Ciężka to myśl? Nie. Słuszny wyrok dla wszystkich śmiertelnych. Wielki niepokój jedynie dla tych, którzy nie wierzą i są obciążeni winami. Na próżno człowiek – dla wyjaśnienia licznych lęków kogoś umierającego, kto w czasie swego życia nie był dobry – mówi: "On chciałby jeszcze żyć, aby wynagradzać. Nie chce umrzeć, bo nie zrobił nic dobrego lub uczynił niewiele". Daremnie mówi: "Gdyby żył dłużej, otrzymałby większą nagrodę, bo uczyniłby więcej". Dusza wie, przynajmniej niewyraźnie, ile dano jej czasu: niemal nic w porównaniu z wiecznością. Dlatego dusza skłania całe “ja” do działania. Jednak... biedna dusza!... Ileż razy jest miażdżona, deptana, tłumiona, aby nie słyszano jej słów! To zdarza się u tych, którym brak dobrej woli. Sprawiedliwi natomiast od młodego wieku słuchają duszy, posłuszni jej radom i stałemu oddziaływaniu.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 286). Tak więc wiara poucza nas, że człowiek nie kończy swego istnienia z chwilą śmierci. Jego dusza, całkowicie świadoma, istnieje nadal. Ponieważ to istnienie jest już wieczne, dlatego człowiek powinien się do niego jak najlepiej przygotować przez miłość i unikanie wszystkiego, co jest jej przeciwne: każdej formy grzechu. Unikanie myślenia o śmierci naraża człowieka na to, że zmarnuje swoje życie i nie przygotuje się właściwie do swego wiecznego życia. Oprócz unikania myślenia o śmierci spotykana jest jednak inna postawa wobec niej, którą warto sobie uświadomić. Jest nią życie w stałym strachu przed tym, z czym może łączyć się śmierć. Rozważmy obecnie tę postawę. 2. Życie w paraliżującym strachu przed cierpieniem i śmiercią Myśl o śmierci rodzi u wielu ludzi lęk przed cierpieniem, przed bólem, jaki jej towarzyszy, przed koniecznością opuszczenia najbliższych i wszystkiego, co się posiadało. Człowiek może odczuwać przygnębienie z powodu tego, że któregoś dnia będzie musiał porzucić swoje rozpoczęte i może nie dokończone dzieła. Nieraz człowiek o rozwiniętej fantazji wyobraża sobie w szczegółach, jak będzie cierpiał, zanim umrze. "Dosyć ma dzień swojej biedy". Te dręczące rozmyślania nic człowiekowi nie dają. Rodzą tylko cierpienie i zniechęcenie. Musimy sobie uświadomić, że nie znamy naszego sposobu zakończenia życia. Bezpodstawne jest zatem zastanawianie się nad tym, w jaki sposób będziemy umierać. Lepiej myśleć o tym, jak właściwie przygotować się na śmierć przez dobre życie niż o tym, jaką formą śmierci ono się zakończy, bo przecież tego nie znamy. “Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.” (Mt 6,34) Skutkiem tego lęku może być to, że człowiek myśli tylko o przedłużeniu swojego życia zamiast o formowaniu go przez miłość do Boga i do drugiego człowieka. 3. Ufne patrzenie na śmierć Właściwe podejście do śmierci to ciągłe rozważanie jej w świetle wiary i takie postępowanie, aby się do niej dobrze przygotować. Przykład właściwego patrzenia na śmierć daje nam św. Paweł, który mówi: "Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk" (Flp l, 21). Podobnie mówi św. Ignacy Antiocheński: “Wolę umrzeć w Chrystusie Jezusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. I oto bliskie jest moje narodzenie... Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem” (Św. Ignacy Antiocheński, Epistula ad Romanos, 6, 1-2; KKK 1010). Światło wiary ukazuje nam w śmierci spotkanie z Nieskończoną Miłością, z Jezusem Chrystusem, który sam przeżył trwogę konania. Dzięki wierze możemy mieć ufność, że w chwili odchodzenia z tego świata doznamy pomocy samego Boga, Maryi, aniołów, świętych i całego Kościoła ziemskiego i cierpiącego w czyśćcu. Rozważmy dokładniej zasygnalizowane powyżej zagadnienia. a) W śmierci spotkam Miłość, która mnie stworzyła, prowadziła, formowała. Śmierć – w świetle wiary – nie jest unicestwieniem, pogrążeniem się w nieświadomości lub w jakiejś pustce. Jest ona przede wszystkim spotkaniem się człowieka ze swoim Stwórcą i Zbawicielem. Ten Stwórca to Miłość nieskończona, która pragnie przygarnąć do Swojego Serca stworzone przez Siebie dzieci. Kiedy dzieci po długim czasie rozłąki powracają do swoich rodziców, których kochają, drży z radości ich serce na myśl o spotkaniu z nimi po wielu latach. Tak też tęskni za swoim Ojcem Niebieskim dusza człowieka. Na progu wieczności spotka Tego, który ją stworzył i obdarował wszystkim, co posiada. W chwili śmierci możemy znaleźć się w objęciach Ducha Świętego, który wiernie – choć w ukryciu – towarzyszył nam w ciągu życia Swoimi radami, napełniał nas Swoim światłem, zrozumieniem, rozlewał bez przerwy Miłość Bożą w naszych sercach, aby mogła płonąć przez całą wieczność. b) W godzinie konania nie opuści mnie Ten, który sam musiał umierać. Śmierć to również spotkanie z Bogiem-człowiekiem: Jezusem Chrystusem, naszym Odkupicielem, który przed nami sam przeszedł przez bramę śmierci. Poznał wszystkie jej lęki i cierpienia. Na Jego kochającym Sercu będziemy mogli złożyć wszystkie nasze troski, lęki i obawy, z którymi umiera człowiek. On je zrozumie, bo sam je przeżył. Życie powiązane jest z wieloma cierpieniami, które ranią serce człowieka. Z tymi ranami odchodzi on z tego świata. Tam jednak, po drugiej stronie, czeka na nas – już bez żadnych zasłon – Ten, który z miłości do nas sam poniósł śmierć. On chce uleczyć nasze rany, dlatego każdego z nas pociesza: “Kiedy umrzesz, złożysz zranione serce na ranie Mego Serca.” (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, 213) Jezus zna cierpienia każdego serca, bo sam został boleśnie zraniony: duchowo i fizycznie. Zanim włócznia żołnierza przebiła Mu serce, rozdarła je obojętność wrogość, nienawiść, złośliwość... Ci, których umiłował, zadali Mu śmierć. Dlatego dobrze wie, co znaczy dla człowieka umierać. Krwawy pot, który pojawił się na Jego ciele w Getsemani, pozwolił Mu zrozumieć, co znaczy konać w opuszczeniu, w otoczeniu tych, którzy nienawidzą, lekceważą Jego ofiarę. “Mimo swojej trwogi przed śmiercią (Por. Mk 14, 33-34; Hbr 5, 7-8.), przyjął ją aktem całkowitego i dobrowolnego poddania się woli Ojca. Posłuszeństwo Jezusa przemieniło przekleństwo śmierci w błogosławieństwo (Por. Rz 5, 19-21; KKK 1009). On wie, co oznacza osamotnienie, opuszczenie przez przyjaciół, bo tego doznał. On zna niepojęte cierpienie, w którym wołał do Ojca: “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Umierający Jezus doświadczył też, jaką pomocą przy Jego konaniu była obecność kochających serc: Matki, umiłowanego ucznia i kilku innych jeszcze. Dlatego też prawdziwy Człowiek i Bóg nie chce, aby umierający byli osamotnieni w tym bardzo ważnym dla istnienia ludzkiego momencie. Zbawiciel przeżył cierpienie związane ze śmiercią, aby nam łatwiej było umierać. “Dla was wszystkich Chrystus powiedział, na Swoim Krzyżu, te słowa: "Panie, Tobie oddaję ducha Mego". Powiedział to, myśląc – w czasie Swojego konania – o waszych agoniach, o waszym przerażeniu, o waszych błędach, o waszych lękach, o waszym pragnieniu przebaczenia. Powiedział to z sercem rozdartym udręką, zanim jeszcze je przebito. Wypowiedział te słowa w udręce duchowej większej niż męka fizyczna, ażeby Pan złagodził agonie tych, którzy umierają myśląc o Nim, i aby ich duch przechodził ze śmierci do życia, z cierpienia do radości na wieczność.” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga pierwsza, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, Ze względu na cierpienia, które przeżył Jezus Chrystus, “nie takiego mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15). Jezus z Nazaretu poznał, czym jest śmierć, dlatego nie chce, aby ktokolwiek umierał w opuszczeniu. “W czym bowiem sam cierpiał, będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2,18). Szczególnie zaś chce przychodzić z pomocą chorym i umierającym. Pan Życia pragnie być obecny przy śmierci każdego człowieka, aby go umocnić. Gdy gaśnie doczesne życie umierającego człowieka, obejmuje go nadal wszechpotężna moc Chrystusa – Tego, który “jest przed wszystkimi i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,17). Ogarnięty przez moc śmierci człowiek nadal poddany jest Temu, “przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy” (1 Kor 8,6). Opuszczający ten świat człowiek odkrywa moc Chrystusa, który “umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14,9). Pan Życia chce być przy każdym Swoim konającym dziecku, aby je umocnić, podnieść na duchu. Ono jednak nie powinno Go odrzucać, bo wtedy śmierć stanie się czymś strasznym. “Biada tym, którzy umierają w grzechach śmiertelnych! – powie św. Franciszek – Błogosławieni ci, których śmierć zastanie w Twej najświętszej woli, ponieważ śmierć druga nie uczyni im zła” (Św. Franciszek z Asyżu, Cantico delle creature; KKK 1014) Jezus Chrystus jest Emmanuelem, czyli Bogiem-z-nami. Będzie tym Bogiem-z-nami zwłaszcza w godzinie naszej śmierci. On nigdy nie chce opuścić człowieka, gdyż go kocha. Nie opuszcza zwłaszcza chorych i konających: czuwa przy nich, cierpi z nimi. M. Valtorta przytacza słowa Jezusa, o których powinien pamiętać człowiek zwłaszcza wtedy, gdy nachodzi go lęk przed śmiercią: “Kiedy jednak wiem, że postanowiona mu śmierć, wtedy biorę Mojego brata, drżącego przed tajemnicą śmierci i wzywającego Mnie. Mówię mu: “Nie bój się. Sądzisz, że to ciemność. To jest światłość. Myślisz, że to ból. To jest radość. Podaj Mi rękę. Znam śmierć. Poznałem ją przed tobą. Wiem, że to tylko jedna chwila i że Bóg pomaga w nadprzyrodzony sposób, przytępiając zmysły, by dusza nie załamała się w tej ostatniej walce. Zaufaj. Wpatruj się we Mnie, tylko we Mnie. Widzisz? Przeszedłeś próg. Pójdź teraz ze Mną do Ojca. Teraz też się nie lękaj. Jestem z tobą. Ojciec kocha tego, kogo Ja kocham” (M. Valtorta, Godzina święta, Katowice 1998, wyd. Vox Domini, c) Bóg wybrał moją śmierć. Nic nie dzieje się bez wiedzy i zgody Boga. Dotyczy to również naszej śmierci. Któregoś dnia, kiedy Gabriela Bossis myślała o śmierci, usłyszała zapewnienie Chrystusa: "Śmierć, która przyjdzie po ciebie, jest tą, którą dla ciebie wybrałem". (On i ja I, 619). Te słowa odnoszą się do każdego z nas. Może więc być dla nas pociechą to, że Bóg – Nieskończona Miłość, nasz Dobry Ojciec – wybrał chwilę naszego przejścia do wieczności. Z pewnością więc pomyślał o wszystkim, co dla nas najlepsze. Bóg, nasz Stwórca zna nasze siły, naszą odporność na cierpienie fizyczne i duchowe. Dlatego nigdy nie zezwala na takie cierpienie, które byłoby zagrożeniem dla naszego zbawienia. Jeśli jakieś cierpienie dopuszcza, to równocześnie daje nam siły, byśmy je znosili z korzyścią dla rozwoju duchowego. Wszechwiedzący Bóg wie również, jaki rodzaj śmierci będzie dla nas najlepszy. Chociaż więc nie znamy ani dnia, ani rodzaju naszej śmierci, chociaż nie wiemy, jakie ewentualne cierpienia mogą jej towarzyszyć, to jednak jednego możemy być pewni: w chwili bólu nie pozostaniemy sami. Bóg nigdy nie dopuszcza cierpienia ponad nasze siły. Zawsze też śpieszy nam z pomocą. Śmierć dzieci Wszechwiedzący Bóg sprawia, że śmierć przychodzi w takiej chwili, która jest najlepsza dla wiecznego życia umierającego. Czasem człowiek odchodzi z tego świata w późnej starości, kiedy indziej na progu życia. Bóg jednak wie – wbrew częstym ludzkim ocenom – że tak jest najlepiej. Dlatego też “święty umiera czasem u progu swego życia: młody w lata, lecz bogaty w zasługi. A mając sto lub tysiąc lat więcej, nie mógłby być bardziej święty niż jest teraz, gdyż miłość Boga i bliźniego – praktykowane na różne sposoby i z całą hojnością – czynią go doskonałym. W Niebie nie patrzy się na liczbę lat, lecz na sposób, w jaki się je przeżyło. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 286). Bóg wie, kiedy człowiek jest najbardziej dojrzały do życia w wieczności i wtedy zabiera go z tego świata. My nie wiemy, kiedy dusza nasza lub drugiego człowieka jest najbardziej przygotowana do wiecznego istnienia po śmierci, dlatego nie wolno nam odbierać życia ani sobie, ani innym. d) Zbawieni kochają nas i nie opuszczą nas w godzinie śmierci. Nie tylko sam Bóg przychodzi nam z pomocą w ciągu całego naszego życia i w godzinie śmierci. Czynią to również wszystkie dobre zbawione istoty, którym Bóg to zleca. W czasie Mszy świętej powtarzamy co niedzielę w wyznaniu wiary: “wierzę... w świętych obcowanie”. Kościół wierzy i poucza nas o świętych obcowaniu, które przejawia się między innymi w udzielaniu nam pomocy przez zbawionych. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam tę radosną prawdę słowami Pawła VI: "Wierzymy, że wiele dusz, które są zgromadzone w raju z Jezusem i Maryją, tworzy Kościół niebieski, gdzie w wiecznym szczęściu widzą Boga takim, jakim jest, a także w różnym stopniu i na różny sposób uczestniczą wraz z aniołami w sprawowaniu Boskiej władzy przez Chrystusa uwielbionego, gdzie wstawiają się za nami oraz wspierają naszą słabość swoją braterską troską" (Paweł VI, Wyznanie wiary Ludu Bożego, 29; KKK 1053) Świętych obcowanie, w które wierzy Kościół, ujawnia się między innymi w pomocy udzielanej konającym przez zbawionych. Miłość skłania ich do ciągłego pomagania nam, ludziom żyjącym jeszcze na ziemi. Ich modlitwa i pomoc towarzyszy nam zwłaszcza w godzinie śmierci, tak ważnej dla całej naszej wieczności. e) Dobra Matka jest przy swych umierających dzieciach. Swoim dzieciom przychodzi z pomocą również Matka Najświętsza, którą tysiące razy wzywały przez całe życie słowami: “Módl się za nami, grzesznymi, teraz i w godzinie śmierci naszej”. Śpieszy z matczyną pomocą Ta, do której zwracamy się ufnie: “Pod Twoją obronę uciekamy się święta Boża Rodzicielko”. Skłania Ją do tego Jej miłość do nas – Jej dzieci. Maryja – dzięki swej macierzyńskiej miłości – “opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny.” (KK 62). Końcem tego pielgrzymowania jest śmierć, dlatego Maryja jest przy Swoich dzieciach w szczególny sposób w godzinie ich przechodzenia do wieczności. Chce je wszystkie widzieć w wiecznej szczęśliwości, dlatego nieustannie im pomaga. “Błogosławieni, którzy umierają przy boku swej Niebieskiej Mamy! Tak, błogosławieni, bo umierają w Panu. Znajdą więc odpoczynek po swoich trudach i dobro, które uczynili, będzie im towarzyszyć. (Ks. S. Gobbi, Do Kapłanów, umiłowanych synów Matki Bożej, 481 m) f) Ci, którzy kochali nas za życia, nie opuszczają nas w chwili naszej śmierci. Zapewne w tym wyjątkowym dla człowieka momencie, jakim jest śmierć, śpieszą mu z pomocą jego zmarli bliscy i rodzice, którzy z pewnością nie opuściliby swojego umierającego dziecka, gdyby dożyli momentu jego zgonu. Towarzyszy mu ich modlitwa i miłość. Prawda o świętych obcowaniu rodzi w nas przekonanie, że nikt nie przestaje kochać po śmierci. Przeciwnie, jeśli ktoś kochał nas prawdziwie za życia, będzie nas kochał jeszcze bardziej po śmierci. Nie przestanie więc nam pomagać szczególnie wtedy, gdy sami będziemy musieli przechodzić przez progi wieczności. Ilustracją pocieszającej prawdy o tym, że nasi bliscy kochają nas i nadal nam pomagają po swojej śmierci, może być pouczające opowiadanie zaczerpnięte z “Poematu Boga-Człowieka” Marii Valtorty. Otóż chłopiec opłakujące śmierć rodziców słyszy zapewnienie, że oni nadal się o niego troszczą, kochają go i jak ptaki przybędą mu z pomocą w godzinie jego śmierci. “Kiedy zaś będziesz miał umrzeć, zrobią tak, jak czynią te dwa ptaszki w tamtym żywopłocie. Widzisz je?» Jezus bierze w ramiona dziecko, aby widziało lepiej. «Widzisz, jak wysiadują jajeczka? Czekają, aż się otworzą, a potem rozłożą skrzydła nad swymi pisklętami, aby je strzec od wszelkiego zła. Następnie – gdy podrosną i będą przygotowane do fruwania – podtrzymają je swymi silnymi skrzydłami, prowadząc je coraz wyżej, wyżej i wyżej... w stronę słońca. Twoi rodzice uczynią podobnie z tobą.»” (Księga trzecia, część druga, Katowice 1997, wyd. Vox Domini, s. 54.) g) Pomoc aniołów, dusz czyśćcowych i całego Kościoła umierającym. Ponieważ Bóg wie, jakim dramatem jest dla człowieka śmierć, dlatego udziela mu w tym szczególnym momencie nie tylko pomocy Swojego Syna, Maryi, świętych, naszych patronów. Dał każdemu z nas anioła stróża, który z pewnością w chwili śmierci zapewnia nam swoją potężną pomoc. Konającym towarzyszy również modlitwa wszystkich zbawionych, dusz w czyśćcu i całego Kościoła. Także przez sakramentalną posługę Kościoła Bóg pragnie udzielić konającym Swoich łask, Swojego błogosławieństwa. Chce ich uwolnić od grzechów i – przez odpusty – od kar doczesnych. Modlitwa Kościoła towarzyszy konającym i tym, którzy przeszli już do wieczności, aby jak najszybciej zostali oczyszczeni – jeśli tego jeszcze wymagają – i osiągnęli zbawienie. “Kościół, który jak matka nosił sakramentalnie w swoim łonie chrześcijanina podczas jego ziemskiej pielgrzymki, towarzyszy mu na końcu jego drogi, by oddać go "w ręce Ojca". (KKK 1683). Umacnianie naszą modlitwą konających. Jak pragniemy, by nam okazano pomoc w chwili śmierci, tak też winniśmy ją sami okazywać umierającym. Misję szczególnej modlitwy za konających otrzymała bł. Faustyna. Również w tym celu Pan Jezus przekazał jej potężną modlitwę, jaką jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Błogosławiona w następujący sposób opisuje wezwanie jej przez Jezusa do troski o konających: “Kiedy weszłam do kaplicy, powiedział mi Pan: Córko Moja, pomóż mi zbawić pewnego grzesznika konającego, odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy. Całe mnóstwo szatanów czekało na tę duszę, jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na tym obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa, ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie. Kiedy przyszłam do siebie, zrozumiałam, jak ta koronka ważna jest przy konających, ona uśmierza gniew Boży. [1565]” A oto jeszcze inne pouczenia – przekazane nam przez bł. Faustynę – które zachęca nas do modlitwy za umierających: “Kiedy weszłam do swej samotni, usłyszałam te słowa: każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę, albo przy konającym inni odmówią, jednak odpustu tego samego dostępują. Kiedy przy konającym tę koronkę odmawiają, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę i poruszą się wnętrzności Miłosierdzia Mojego, dla Bolesnej Męki Syna Mojego. [811]” “...gdy tę koronkę przy konających odmawiać będą, stanę pomiędzy Ojcem, a duszą konającą nie jako Sędzia sprawiedliwy, ale jako Zbawiciel miłosierny.” [1541] “Obietnica Pana: dusze, które odmawiać będą tę koronkę, miłosierdzie Moje ogarnie ich w życiu, a szczególnie w śmierci godzinie [754].” 4. Świadome przygotowywanie się na śmierć Ponieważ śmierć rozpoczyna ostateczny etap naszego istnienia, dlatego powinniśmy się do niej przygotowywać przez życie oparte na przykazaniu miłości do Boga i człowieka. Mamy też już za życia modlić się o dobrą śmierć i połączyć ją ze zbawczą ofiarą Jezusa Chrystusa. Zastanówmy się bardziej szczegółowo nad sposobami naszego przygotowywania się na śmierć. a) Czuwanie, by nie brakło oliwy w naszych lampach, gdy nadejdzie Oblubieniec. Można powiedzieć, że śmierć to zaślubiny duszy z Oblubieńcem – Chrystusem. Za życia ziemskiego patrzymy na śmierć innych, przeżywamy ją na różne sposoby. Ale kiedyś, “o północy naszego życia”, rozlegnie się wołanie skierowane do nas: “Pan młody idzie, wyjdźcie Mu na spotkanie!” (por. Mt 25,6) Wtedy będziemy musieli wziąć ze sobą to, co mamy pod ręką: lampę z oliwą miłości, dobroci, wiary, łaski uświęcającej... Biada duszy, która w chwili śmierci podobna będzie do lampy pozbawionej oliwy. Nigdy nie pojawi się w niej światło miłości, dobroci, piękna Bożego, bo zniszczyła te dary i pozbawiła się ich na zawsze. Ponieważ moment spotkania z naszym Panem i Oblubieńcem nieuchronnie zbliża się, całe życie powinno być przygotowywaniem się na to spotkanie. Wszystko, co czynimy, ma być troską o zdobywanie oliwy miłości, prawdy, szlachetności, bezinteresowności, łaski, aby nasza dusza jak lampa świeciła pięknym blaskiem przez całą wieczność dla naszego Pana. A On przyjdzie w chwili, w której się nie spodziewamy, dlatego zachęca nas do czujności. b) Roztropność mędrca czekającego na śmierć. Chrystus w przypowieści o pannach (Mt 25,1-13) poucza nas, że można dobrze przeżyć swoje życie, ale można też je zmarnować i nie spotkać się wieczności z Bogiem. Nieroztropne i głupie panny lekkomyślnie pozwoliły na to, że ich lampy stały się bezużyteczne, bo nie mogły świecić z powodu braku oliwy. Tak może się stać z człowiekiem, który zniszczył w sobie dobroć i miłość i tak umiera: nie wyda więcej przez całą wieczność światła miłości i będzie bezużyteczny, gdyż ten kto, nie kocha, nie służy nikomu, nikomu nic nie daje, o nikogo się nie troszczy. Dlatego też całe życie powinno być przygotowywaniem się do wieczności przez formowanie w sobie miłości. Człowiek roztropny nie odpycha od siebie myśli o śmierci, lecz tak żyje, aby przez nią wejść do życia. Człowiek napełniony mądrością przez każdy bezinteresowny czyn rozwija w sobie stale miłość, która nie tylko nie zaniknie w nim po śmierci, ale zapłonie jasnym i czystym płomieniem, napełniając serce zbawionego niepojętym szczęściem. “Prawdziwy mędrzec, odkąd używa rozumu, tak kieruje swym postępowaniem, aby przygotować sobie śmierć spokojną. Życie jest przygotowaniem do śmierci, podobnie jak śmierć jest przygotowaniem do najpełniejszego Życia. Prawdziwy mędrzec, od chwili w której pojmuje tę prawdę o życiu i śmierci – o śmierci dla zmartwychwstania – usiłuje na wszelkie sposoby oderwać się od wszystkiego, co jest bezużyteczne. Ubogaca się natomiast tym, co pożyteczne, czyli cnotami, dobrymi czynami. Dzięki temu zdobywa bagaż dóbr dla Tego, który go do Siebie wzywa na sąd, aby go wynagrodzić lub ukarać w sposób doskonale sprawiedliwy. Prawdziwy mędrzec prowadzi życie, które - dzięki mądrości - czyni go bardziej dojrzałym od starca i bardziej młodym od młodzieńca. Żyjąc bowiem cnotą i sprawiedliwością, zachowuje w sercu świeżość uczuć, jakich czasem nie posiadają nawet najmłodsi. Jakże wtedy jest słodko umierać! Skłonić umęczoną głowę na piersi Ojca, rzucić się w Jego objęcia i powiedzieć pośród mgieł umykającego życia: "Kocham Cię, ufam Tobie, w Ciebie wierzę". Powiedzieć to po raz ostatni na ziemi, aby potem wypowiadać radosne: "Kocham Cię!" przez całą wieczność, pośród wspaniałości Raju.. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka. Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, wyd. Vox Domini, s. 284) W chwili śmierci człowiek musi porzucić wszystko, co posiadał na ziemi. Pozostaje na wieczność tylko miłość lub jej brak. Dlatego właśnie najlepszym przygotowywaniem się na dobrą śmierć jest troska o życie napełnione miłością do Boga i ludzi. Miłość jest prawdziwym skarbem, który człowiek zachowa na całą wieczność. O nią więc powinien się troszczyć przez całe życie. “Jeśli będziecie sprawiedliwi, śmierć będzie dla was Życiem, które przychodzi, i Miłością, która powraca...» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga druga nr 38, Katowice 1999, wyd. Vox Domini) c) Modlitwa o dobrą śmierć. Kościół w swojej mądrości zachęca nas do ogarnięcia modlitwą chwili naszego opuszczania tego świata. Przypomina nam o tym między innymi Katechizm Kościoła Katolickiego: “Kościół zachęca nas do przygotowania się na godzinę naszej śmierci ("Od nagłej i niespodziewanej śmierci wybaw nas, Panie": Litania do Wszystkich Świętych), do proszenia Matki Bożej, by wstawiała się za nami "w godzinę śmierci naszej" (modlitwa "Zdrowaś Maryjo"), oraz do powierzenia się świętemu Józefowi, patronowi dobrej śmierci. (KKK 1014) d) W obliczu śmierci szukać umocnienia w Chrystusie. Formą przygotowywania się na dobrą śmierć – oprócz budowania swojego życia na fundamencie miłości do Boga i do ludzi – powinna być modlitwa o dobrą śmierć i oddawanie naszego życia oraz chwili konania, a także naszych lęków i cierpień, w ręce Jezusa i coraz doskonalsze jednoczenie się z Jego ofiarą krzyżową. Jezus Chrystus jest naszym wspomożycielem, skałą schronienia, naszą ucieczką w cierpieniach. Dlatego Jemu winniśmy już za życia ofiarować naszą śmierć, aby nie ogarniał nas smutek i przerażenie. e) Przez swoją śmierć dopełnić tych cierpień, których brakło Chrystusowi. Św. Paweł głęboko wierzy w to, że każde cierpienie jego i chrześcijan przynosi wielkie dobro Kościołowi, gdyż stanowi dopełnienie udręk Chrystusa. Pisze on: “Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24). Jedną z największych zaś udręk związanych z naszym ziemskim istnieniem jest konieczność umierania. Ale i nasza śmierć może stać się źródłem dobra dla innych, dla Kościoła, dla świata. Przez chrzest bowiem nasze życie zostało ściśle zespolone z Jezusem Chrystusem. Przez ten sakrament zostaliśmy zanurzeni mistycznie w Jego zbawczą śmierć. Nasza fizyczna śmierć, jak to przypomina Katechizm, będzie dopełnieniem tej śmierci mistycznej i może przyczynić się do zbawienia innych. Przez “chrzest chrześcijanin już w sposób sakramentalny "umarł z Chrystusem", by żyć nowym życiem. Jeżeli umieramy w łasce Chrystusa, przez śmierć fizyczną wypełnia się to "umieranie z Chrystusem" i dopełnia w ten sposób nasze wszczepienie w Niego w Jego akcie odkupieńczym” (KKK 1010) Udział w zbawianiu świata. Powinniśmy więc świadomie i z miłością oddawać w ręce Jezusa naszą śmierć, aby przyczyniła się do zbawienia nas i całego świata. Sam Zbawiciel tego pragnie: "Często, codziennie, ofiaruj Mi swą śmierć, jak Ja codziennie ofiarowuję moją Memu Ojcu (we Mszy św.)” (On i ja I, 169). Mamy więc wszystko i samych siebie oddać Jezusowi. Za życia, kiedy mamy pełną świadomość, powinniśmy złączyć godzinę naszego odejścia z tego świata ze zbawczą śmiercią Jezusa Chrystusa, aby i ona stała się przyczyną wiecznego ocalenia dla wielu, a dla nas – jakby bramą przyszłego zmartwychwstania. “Dla tych, którzy umierają w łasce Chrystusa – czytamy w Katechizmie – jest ona uczestniczeniem w Śmierci Pana, by móc także uczestniczyć w Jego Zmartwychwstaniu (Por. Rz 6, 3-9; Flp 3, 10-11; KKK 1006) Włączenie w Ofiarę Eucharystyczną. Śmierć może stać się ostatnią formą naszego udziału w Ofierze Eucharystycznej, będącej uobecnieniem zbawczej ofiary krzyżowej naszego Odkupiciela. Przez wszystko – a więc przez całe nasze życie i przez śmierć – możemy uczestniczyć w Jego ofierze. “Wasza Msza to wasze życie, uwieńczone waszą śmiercią, to takie proste!” (On i ja I, 812) Dzięki zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem przez łaskę chrztu, przez Komunię św. i przez naszą wolę, możemy szczerze mówić do Ojca Niebieskiego w każdej chwili naszego życia: “Ojcze święty, ofiaruję Ci Jezusa żyjącego w moim życiu; ofiaruję Ci Jezusa umierającego w mojej śmierci; ofiaruję Ci Serce Jezusa w każdym uderzeniu mego serca". (On i ja I, 573) Przypomnienie o śmierci. Francuska aktorka, Gabriela Bossis, zastanawiała się kiedyś, czy będzie umiała umrzeć. Poprosiła więc Jezusa: ”Naucz mnie umierać!” On – jak napisała – odpowiedział jej z uśmiechem: “Rób często próby generalne”. (por. On i ja I, 172) Przez jednoczenie naszej woli z wolą Boga, przez częste ofiarowywanie Bogu naszej śmierci możemy się na nią dobrze przygotowywać. Przez wiele wydarzeń z życia Bóg skłania nas do tego. Przypomina nam o tym przez śmierć innych. Także sen każe nam myśleć o naszym ostatnim zaśnięciu, którym jest śmierć. "Sen jest obrazem śmierci. Zasypiaj zawsze w moich ramionach. Będziesz umiała umrzeć" – poucza Jezus Gabrielę Bossis. (On i ja I, 444) SĄD SZCZEGÓŁOWY PO ŚMIERCI Kościół wierzy, że śmierć człowieka łączy się z koniecznością zdania sprawy przed Bogiem ze wszystkich swoich czynów, słów i myśli, co nazywa się sądem szczegółowym. Zastanowimy się w tym rozdziale nad biblijnymi podstawami tej nauki, nad istotą i skutkami wiecznymi sądu szczegółowego oraz nad postawami, do jakich powinna nas pobudzać świadomość jego istnienia. Przedmiotem naszej refleksji będzie również sprawiedliwość i miłosierdzie naszego Sędziego – Boga. 1. Biblijne źródła nauki o sądzie szczegółowym Na jakich tekstach Pisma Świętego bazuje Kościół, ucząc o sądzie szczegółowym w chwili śmierci? Otóż – jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego – “Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, że zaraz po śmierci każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary” (KKK 1021). Sąd szczegółowy jest wspomniany w Liście do Hebrajczyków, w którym czytamy: “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (por. Hbr 9,27). Inne teksty natchnione pouczają, że nikt nie będzie mógł uciec przed światłością Boga, przed którym wszystko w nas jest odkryte (por. 2 Kor 5,11). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10). Opierając się na objawieniu Bożym, Kościół uczy: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa...” (KKK 1022) Tak więc “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). Rozważmy dokładniej, na czym polega ten sąd. 2. Życie ziemskie poddane szczegółowemu osądowi Na sądzie szczegółowym zobaczymy w świetle Bożej prawdy całe nasze życie. Zobaczymy, co z nim zrobiliśmy, jak je ukształtowaliśmy na całą wieczność. a) Ujawnienie się stopnia naszego podobieństwa do Chrystusa. Jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, sąd szczegółowy polega na odniesieniu człowieka do Chrystusa (por. KKK 1022). Jak to rozumieć? Otóż na sądzie szczegółowym nasze życie zostanie porównane z postępowaniem Jezusa, który przyszedł na ten świat po to, aby każdy upodobnił się do Niego i dzięki temu doszedł do zbawienia. A więc w czasie sądu szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego podobieństwa do Jezusa. Wszystko zostanie poddane osądowi, aby się ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i działanie Jezusa Chrystusa albo też były ich przeciwieństwem. Zobaczymy wyraźnie dzieło naszego życia. Ujawni się, czyje podobieństwo ukształtowaliśmy w sobie: Chrystusa czy szatana. Kto kierował się prawym sumieniem i był naśladowcą Jezusa Chrystusa, ten zobaczy na sądzie swoje podobieństwo do Niego. Kto zaś kierował się egoizmem, żył w grzechu, ten dostrzeże z całą wyrazistością, że zatarł w sobie obraz Boga-Miłości, że utracił podobieństwo do Jezusa. Na sądzie szczegółowym może ukazać się w całej pełni prawda słów św. Jana: “Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2). Może się jednak ujawnić inna smutna prawda, ta mianowicie, że człowiek działał rzeczy nadzwyczajne, ale przez swoje zakłamane i grzeszne życie zatarł w sobie podobieństwo do Boga. Jezus ostrzega przed tą tragiczną możliwością: “Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,22-23) b) Odkrycie sposobu traktowania Chrystusa przez nas. Sąd ujawni nie tylko stopień naszego podobieństwa do Chrystusa, ale również to, w jaki sposób traktowaliśmy Go w ciągu całego naszego życia. Św. Paweł poznał dzięki oświeceniu Bożemu wstrząsającą prawdę, tę mianowicie, że prześladował Chrystusa. W drodze do Damaszku, w ogarniającej go światłości, usłyszał słowa Zbawiciela: “Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9,5). Światłość na sądzie szczegółowym odsłoni przed nami najgłębszą prawdę o naszych czynach: że one dosięgały samego Chrystusa. Okaże się więc że naszymi złymi czynami prześladowaliśmy Go, jak Szaweł faryzeusz. To my w sobie krzyżowaliśmy Chrystusa i wystawialiśmy Go na pośmiewisko (por. Hbr 6,6). Ujawni się też, że okazując miłość i miłosierdzie bliźniemu, przez nasze dobre czyny Jemu służyliśmy (por. Mt 25,31-46). c) Poznanie, czy Chrystus faktycznie był naszym Panem. Na sądzie okaże się, czy Chrystus był rzeczywiście naszym jedynym Panem, czy faktycznie Jemu służyliśmy w ciągu całego życia. Każdy pozna, czy żył Ewangelią, czy też jego religia ograniczała się do wypowiadania – zamiast sercem i całym życiem – samymi tylko wargami: “Panie, Panie...” (por. Łk 6,46). Bóg albo Mamona. Człowiek dostrzeże, jakiemu panu naprawdę służył: Jezusowi Chrystusowi czy też Mamonie, bo jednemu tylko można służyć, jak mówi Zbawiciel: “Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,24). Bałwochwalcza chciwość. Na sądzie ujawni się, jak posługiwaliśmy się “niegodziwą mamoną” (por. Łk 16, 10). Okaże się, czy nie stała się ona dla nas bożkiem, który przysłonił nam Boga prawdziwego i skoncentrował na sobie całą naszą uwagę, zdobył nasze serca. Ukaże się bezsens życia, którego celem było gromadzenie bogactwa (por. Łk 12,16-20). Prawda Boża odsłoni człowiekowi wszystkich jego “panów”, którym zamiast Chrystusowi służył, wszystkie jego bożki, którym poświęcił swój czas lub nawet całe swoje życie, wszystkie skarby, które gromadził i dla nich żył. Każdy zobaczy swojego bożka, swój skarb, który był drogi jego sercu (por. Łk 12,34). Albo będzie to skarb utracony bezpowrotnie, bo ulokowany “na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”, albo skarb miłości dobrze złożony na wieczność w niebie, “gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną” (Mt 6,19-20). Ujawnią się ziemscy bałwochwalcy-bogacze, którzy z bogactw uczynili sobie swego boga; którzy gromadzili skarby dla siebie, ale nie byli bogaci przed Bogiem (por. Łk 12,21). Skarb wieczny. W świetle Bożym zabłysną też ci, którzy jak uboga wdowa z Ewangelii (por. Mk 12,42) służyli tylko Bogu jedynemu, potrafili dla Niego zrezygnować z ostatniego grosza, aby zdobyć prawdziwy i niezniszczalny skarb w niebie: miłość, która nigdy nie przeminie (por. Łk 18,22). d) Sąd z miłości. “Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości” – przypomina nam św. Jan od Krzyża (Sentencje, 64; KKK 1470). Na sądzie szczegółowym każdy pozna dokładnie prawdę o sobie, o swojej miłości i jej brakach. Trzeba nam będzie zdać sprawę z tego, ku czemu zwróciła się nasza miłość: w stronę Boga i człowieka, czy też może ku różnym “bożkom”, “panom” i “skarbom”, które były drogie naszemu sercu. Każdy rozwija lub niszczy w sobie miłość. Przez każdy nasz czyn, słowo, myśl, modlitwę, dobre pragnienie możemy umacniać naszą miłość do Boga i do ludzi. Niestety, można ją też osłabiać lub nawet niszczyć naszymi grzesznymi dobrowolnymi wyborami. Na sądzie szczegółowym trzeba nam będzie się rozliczyć z tego, czy miłowaliśmy Boga “całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”, a “swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,31). Budowla na skale lub na piasku. U kresu życia w świetle Bożej prawdy okaże się, na czym wznosiliśmy naprawdę budowlę naszego życia: na solidnym fundamencie prawdy i miłości – do której wzywa nas Chrystus – czy też na piasku egoizmu, szukania rozrywek, przyjemności i wyłącznie własnej korzyści (por. Łk 6,47-49). Po owocach się poznaje. Czyny dokonane za życia wykażą, ile pozostało w nas miłości na wieczność. One zaświadczą, jakim drzewem jesteśmy naprawdę: dobrym lub złym. Drzewo bowiem poznaje się po owocach. “Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców” (Mt 7,18). e) Rozliczenie się z naszego miłosierdzia. Ponieważ nieustannie stykamy się z miłosierdziem Boga, z Jego przebaczeniem, dlatego Pan wymaga, abyśmy i my okazywali je innym ludziom (por. Mt 18,23). Na sądzie szczegółowym będziemy musieli rozliczyć się z naszego miłosierdzia okazywanego słowem, modlitwą i czynem. Tak o tym poucza Jezus św. s. Faustynę: “jest potrójne wykonanie miłosierdzia: słowo miłosierne – przez przebaczenie i pocieszenie, drugie – gdzie nie możesz słowem to modlić się – i to jest miłosierdzie, trzecie – uczynki miłosierdzia. A gdy tu przyjdzie dzień ostatni, z tego sądzeni będziemy i według tego otrzymamy wyrok wieczny” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 1158). f) Miłość i miłosierdzie prawdziwe lub udawane. Boga nie można oszukać żadnymi pozorami dobroci. On widzi nasze serce i wie, ile jest w nim autentycznej miłości do Niego i do ludzi. Wie, czy nasze czyny wyrażają autentyczne miłosierdzie, czy też są obłudnym szukaniem własnej chwały (por. Mt 6,1-5). Na sądzie szczegółowym ujawnią się wszystkie pokorne czyny, spełnione w ukryciu, widziane jedynie przez Ojca. Każdy ten czyn otrzyma swoją zapłatę, zgodnie z obietnicą Chrystusa: “A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,4). W świetle Bożej prawdy zdemaskuje się też każda forma obłudy, udawania, faryzeizmu. Ujawnią się czyny pozornie dobre, ale nie wykonane z miłości, lecz na pokaz, dla zdobycia ludzkiej pochwały, dla sławy, dla rozgłosu, dla skupienia na sobie uwagi innych. Wszyscy obłudnicy usłyszą na sądzie słowa, które Jezus wypowiedział do faryzeuszy: “To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16,15). "Sumienie nic mi nie wyrzuca". Sąd szczegółowy może być wielkim zaskoczeniem dla tych, którzy uważają, że nie popełniają żadnych grzechów. Okaże się bowiem, że popełniali grzechy, lecz – aby ich nie dostrzegać i nie odczuwać niepokoju – zniszczyli w sobie to światło, które miało im ukazywać ich grzeszność: sumienie. Można porównać sumienie do oka, które pozwala nam dostrzegać to, co się wokół nas znajduje. Gdy jednak zamykamy oczy, nie widzimy nic. Nie znaczy to, że świat wokół nas przestaje istnieć. Chore oko nie widzi dobrze (por. Łk 11,34-36). Podobnie jest z sumieniem przytępionym przez nieprawość człowieka, które nie ukazuje niebezpieczeństwa zła. g) Sąd nad naszymi słowami. Nie tylko czyny, ale również nasze słowa są wyrazem miłości lub jej zaprzeczeniem. Dlatego też Jezus zapowiada sąd, na którym będziemy musieli się rozliczyć z każdego naszego słowa. “A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12,36-37). To groźne ostrzeżenie Jezusa znajdujemy w następującej formie w Poemacie Boga-człowieka: “Zapewniam was, że za każde słowo wypowiedziane niepotrzebnie zażąda się od ludzi wytłumaczenia się w dniu Sądu. I mówię wam, że ludzie będą usprawiedliwieni dzięki słowom, jakie wypowiedzieli, a także przez [same] swe słowa zostaną potępieni. Uważajcie więc wy, którzy tak wiele ich wypowiadacie, a są one więcej niż zbędne, gdyż nie tylko są niepotrzebne, lecz powodują zło i mają za cel oddalenie serc od Prawdy, która do was mówi.» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część czwarta, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 30). Lepiej więc milczeć niż wypowiadać się niepotrzebnie i złośliwie. Chociaż milczenie może być lenistwem, lepiej je praktykować niż grzeszyć językiem (por. M. Valtorta, jak wyżej). Bezużyteczne słowa. Bezużyteczne słowo to takie, które szkodzi bliźniemu lub nie ubogaca go i nie rozwija duchowo, bo nie zostało wypowiedziane z miłości. Ileż to słów wypowiada się tylko dla własnej przyjemności mówienia, a może nawet dla krzywdzenia innych obmową, krytyką, oszczerstwem! Często też zdarza się, że jeden człowiek przez swoje gadulstwo okrada drugiego z czasu, który mógłby poświęcić na jakieś dobro, np. na cenną lekturę, na modlitwę, na rozmowę z kimś osamotnionym, kto rzeczywiście potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem. h) Wierność lub niewierność w małym. Blask Bożej prawdy ukaże wierność lub niewierność w najdrobniejszych sprawach (por. Łk 16,10). Będziemy się więc musieli rozliczyć nie tylko z każdego czynu i słów, ale z myśli i najbardziej ukrytych w głębi naszego serca pragnień, zamiarów, planów. Wszystko bowiem – nawet najdrobniejsze drgnienie serca – mogło stać się w nas wyrazem miłości, której Bóg od nas oczekuje. Ale też wszystko – nasze myśli, uczucia, słowa i działania – możemy naszą złą wolą zamienić w przejawy nienawiści, niechęci, obojętności i egoizmu. Na sądzie ujawni się, czy ktoś przez swoje czyny, słowa, modlitwy był sługą troszczącym się o dom Boży, o dobro innych. Ale może się też okazać, że zamiast pomagać, jadł on tylko, pił, upijał się i krzywdził tych, o których z polecenia Pana miał się troszczyć (por. Łk 12,41-46). Za swoją wierność i za niewierność każdy otrzyma też zapłatę (por. Mt 25,21). i) Rozliczenie się z talentów. W przypowieści o talentach (por. Mt 25,14-30) Jezus przypomina nam, że w dniu sądu będziemy się musieli rozliczyć z każdego otrzymanego daru. Takim talentem domagającym się pomnażania i służenia nim innym jest każde nasze uzdolnienie naturalne. Jest nim również słowo Boże, które ma w nas wzrastać i przez nas docierać do innych. Każda łaska talentem do dobrego wykorzystania. Tym talentem jest też każda łaska, każde poruszenie nas przez Ducha Świętego. Za każdy talent naturalny i nadprzyrodzony jesteśmy odpowiedzialni. Z każdej więc łaski, z każdego natchnienia Ducha Świętego trzeba nam będzie się rozliczyć na sądzie. Odpowiemy za to, co z naszego powodu stało się z łaskami Bożymi w nas i w ludziach, którzy się z nami spotykali. Słowo Boże talentem, który trzeba pomnożyć. Każde usłyszane słowo Boże jest jakby talentem, który można – przez medytację, modlitewną refleksję, przez prośbę skierowaną do Ducha Świętego – pomnożyć i przekazać innym. Kto tak postępuje, otrzyma nagrodę od Pana, dawcy słowa Bożego. Kto zaś zakopie otrzymany talent Bożej prawdy, nie pomnoży go i nie da innym, ten zostanie ukarany, jak uczy o tym Jezus w przypowieści o talentach (Mt 25,14-30) i o minach (Łk 19,11-27). "Ducha nie gaście". Ktoś słusznie stwierdził, że podejście do dzieł Ducha Świętego w wielu wypadkach można by nazwać “duchową aborcją” i “duchową eutanazją”. “Aborcją” – bo zabija się nadprzyrodzone życie, rozbudzane przez Ducha Świętego, Jego dary i charyzmaty, zanim się jeszcze rozwiną. “Eutanazją duchową” – gdyż zabija się dzieła Ducha Świętego, zanim jeszcze osiągną pełną dojrzałość. Niszczenie dzieł Ducha Świętego to Jego gaszenie w sobie lub w innych, przed czym przestrzega św. Paweł słowami: “Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1 Tes 5,19-21) Wiele jest przeszkód stawianych dziełom Bożym w świecie. Nie trzeba się lękać trudności, lecz ufać Bogu. Biada jednak temu, kto wznosi przeszkody działaniu Ducha Świętego w sobie lub w innych. Będzie musiał za to odpowiedzieć przed Panem w Dniu Sądu (por. Vassula Ryden, Prawdziwe Życie w Bogu, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, Oby nikomu Chrystus nie musiał powiedzieć w dniu sądu: “ty byłeś jednym z tych Moich prześladowców, którzy burzyli, kiedy Ja budowałem” (Vassula Ryden, jak wyżej, Kto pomnożył otrzymane za życia talenty-łaski i służył nimi innym, ten otrzyma od Pana nagrodę. Będzie nią wieczne szczęście nieba. j) Sąd zdaniem sprawy z naszego apostolstwa. Człowiek ma nie tylko przyjmować słowo Boże i nim żyć, lecz również – przekazywać je innym, aby ono każdego doskonaliło, ubogacało, uszczęśliwiało i aby każdemu pomagało w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Na sądzie będziemy musieli się i z tego rozliczyć. 3. Kto będzie nas sądził? Do sprawiedliwego Boga należy sąd. Ale naszym sędzią będzie też prawda Boża, z którą zetknęliśmy się, czyli słowo Boże. a) Bóg Sędzią. Objawienie poucza nas, że “Bóg sądzić będzie ten świat” (Rz 3,6). Św. Jakub mówi: “Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić” (Jk 4,12). To Bóg “odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie. (Rz 2,6-8). Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22) Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22). “Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym” (J 5,27). Jego to ustanowił “sędzią żywych i umarłych” (Dz 10,42). Będziemy więc musieli kiedyś stanąć przed Sędzią - Bogiem, naszym Stwórcą i naszym Odkupicielem. Zobaczymy Tego, który jako pierwszy wziął nas w Swoje Ręce; Oczy, które jako pierwsze nas ujrzały. Zobaczymy Ręce Tego, który ukształtował nas i pobłogosławił... Zobaczymy najbardziej czułego Ojca, naszego Stwórcę, przyobleczonego w przerażającą wspaniałość, Pierwszego i Ostatniego, Tego, który jest, który był i który ma przyjść, Wszechmogącego, Alfę i Omegę: Władcę (Vassula Ryden, Staniemy przed Bogiem-Synem Człowieczym, który oddał za nas życie na krzyżu. Patrząc na ślady ran, które pozostały w Jego ciele po zmartwychwstaniu (por. J 20,27), zrozumiemy, co zrobiliśmy z łaskami wysłużonymi nam przez Jego drogocenną krew (por. 1 P 1,18). Będziemy patrzeć na ślady straszliwych ran Jezusa Chrystusa, które pozostały w Jego chwalebnym ciele jako wieczne przypomnienie, komu zawdzięczamy ocalenie. b) Zlekceważone słowo Boże naszym sędzią. Jezus Chrystus poucza nas, że naszym sędzią stanie się wzgardzona przez nas prawda Boża, czyli odrzucone przez nas Jego słowo: “Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,48). Zastanówmy się nad tym pouczeniem Chrystusa. Odpowiedzialność za usłyszane słowo Boże. Otóż na sądzie szczegółowym zdamy sprawę nie tylko ze słów wypowiedzianych przez nas, lecz i z usłyszanych. Przede wszystkim trzeba nam będzie rozliczyć się z tego, co zrobiliśmy z każdym usłyszanym słowem Bożym, gdyż można je potraktować w różny sposób. Można przyjąć lub odrzucić ten cenny dar udzielony nam przez Bożą miłość dla uformowania naszego życia i przemienienia nas na wieczność. Można według każdego usłyszanego słowa Bożego ukształtować swoje myślenie, mówienie, czyny, ale można też je zlekceważyć i nie liczyć się z Bożą prawdą w swoim postępowaniu. “Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4) – przypomniał Jezus nie tylko szatanowi, ale też każdemu z nas. Słowo Boże jest pokarmem niezbędnym dla każdej duszy. Każde słowo pochodzące od Boga jest ważne. Chrystus nie powiedział: “niektórym słowem”, lecz: “każdym słowem”, a więc każde odżywia naszego ducha, umacnia życie Boże w nas, jest dobrodziejstwem dla człowieka. Nie ma zatem znaczenia, kto nam przekazuje słowo Boże, ani to, w jaki sposób do nas dociera. Wielość głosicieli słowa Bożego. Tak samo powinno być przyjęte i zamienione w czyn, gdy dociera do nas przez tekst Pisma Świętego, jak i wtedy gdy je słyszymy głoszone przez papieża, biskupów, świeckich, małe dzieci czy też przez orędzia autentycznych objawień. Głosiciel słowa Bożego narzędziem Ducha Świętego. Każdy autentyczny głosiciel słowa Bożego jest narzędziem Ducha Świętego, który – jak zapowiedział to Jezus – będzie przypominał prawdę. “A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26). Przypominanie prawdy, by zmieniło się nasze życie. To przypomnienie Ducha Bożego ma być przyjmowane po to, by zmienić życie. Nie wolno mu się więc opierać ani też go pozbawiać innych. Na sądzie szczegółowym będziemy musieli zdać sprawę z tego, jak traktowaliśmy to stałe przypominanie Bożej prawdy przez Ducha Świętego i tych, którymi On kierował. Ta przypominana wciąż prawda jest ogromnym skarbem dla każdego. Dzięki niej umysł może osiągnąć prawdziwą Mądrość, dojść do głębokiej przyjaźni z Bogiem (por. Vassula Ryden, i do panowania wraz z Nim. Dar przypominanej prawdy Bożej można wykorzystać lub zmarnować. Na sądzie szczegółowym poznamy, co z nią zrobiliśmy. W Bożym świetle poznamy wtedy, czy przyłączaliśmy się do dzieła przypominania prawdy Bożej czy też je hamowaliśmy, pozbawiając innych pokarmu dla ducha. Biada temu, kto będzie musiał wtedy usłyszeć słowa Pana: “Ja, jako Sędzia, przypomnę wam krew, jaką nosicie na rękach z powodu tego, że zabroniliście tak wielu duszom otrzymać Moje łaski poprzez to Przypomnienie Mojego Słowa. Jesteście jak Rzymianie, którzy codziennie koronują Mnie cierniem. Czy powiecie Mi jak Piłat: «Nie jestem winien tej krwi» i obmyjecie ręce w wonnej wodzie? Odmawiacie przyjęcia środka chroniącego przed śmiercią. Odmawiacie uznania Mojego Słowa, danego przez Mojego Ducha Świętego w waszych dniach. Zamiast przyjmować Moje Słowo, podchodzicie do Niego z lekceważeniem. Ludzie pozbawieni wszelkiej wiary! Słuchacie wiele, wiele razy – bez zrozumienia. Patrzycie wiele, wiele razy – a nie udaje się wam dostrzec Mojej Chwały i Mojego Nieskończonego Miłosierdzia, które się na was wylewa!” (Vassula Ryden, Tak więc za wszystko, co uczynimy z Bożą prawdą – która na różne sposoby i różnymi drogami do nas docierała – będziemy musieli odpowiedzieć przed Panem na sądzie. Odpowiedzialność za owocowanie prawdy. Bez względu na sposób, w jaki do nas dociera, słowo Boże zawsze jest słowem Boga i musi być przyjęte z szacunkiem i z wdzięcznością. Żadne nie może być odrzucone. Każde słowo Dobrego Pana, jak ziarno, powinno wyrosnąć na dobrej glebie naszego serca (por. Mt 13,3-23). Jeśli nie wzrasta, to znaczy, że serce ludzkie jest złe i nie pozwala na owocowanie w nim prawdy, dobra i miłości. Każde usłyszane przez nas słowo Boże stanie się naszym sędzią. Wyraźnie uczy o tym Jezus mówiąc: “A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,47-48). “Każda dusza odrzucająca lub co gorsza potępiająca zbawcze orędzie Boże skierowane do człowieka będzie musiała stawić Mu czoła w Dniu Sądu, będzie musiała się przed Nim rozliczyć i zostanie osądzona surowo” (Vassula Ryden, Bóg nie daje bowiem słów Swojej prawdy po to, by je lekceważyć, odrzucać lub potępiać. Kiedy Bóg mówi, człowiek ma upaść na kolana i z wdzięcznością przyjmować każde słowo życia. "On będzie świadczył o Mnie". Kto przyjmuje słowo Boże, ten przyjmuje zapowiedziane przez Chrystusa świadectwo Ducha Świętego. Kto zaś odrzuca to słowo i jego autentycznych głosicieli, ten odrzuca obiecane przez Zbawiciela dzieło Ducha Bożego. Przed odejściem z tego świata Jezus Chrystus zapowiedział bowiem Pocieszyciela, który ujawni się między innymi w dawaniu świadectwa o Zbawicielu. Powiedział: “Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie” (J 15,26). Potrzeba słuchania świadectwa o Chrystusie. Obietnica Chrystusa spełniła się. Ten Duch posłany i ciągle obecny daje ustawicznie – przez poddane Mu osoby – świadectwo o prawdziwym i jedynym Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. To świadectwo ma być przyjmowane. Kto bowiem je odrzuca, ten daje dowód, że nie wierzy w prawdziwość słów Chrystusa zapewniającego, że Duch Święty ciągle będzie wzbudzał świadków Boga żywego, aby przez nich w każdym wieku świadczyć i przypominać o Jezusie Zbawicielu. Odpowiedzialność za lekceważenie świadków Chrystusa. Za ten brak wiary będziemy musieli odpowiedzieć na sądzie. Kto odrzucał autentyczne świadectwo wzbudzone przez Ducha Świętego, ten spotka się na sądzie z oskarżeniem Pana: “W Dniu Sądu powiem wam: nie wierzyliście Mi, uważaliście Mnie za kłamcę, bo nie uwierzyliście danemu przeze Mnie świadectwu o Pocieszycielu, Przypomnieniu Mojego Słowa, tak, o Świętym Duchu Prawdy, Tym, którego nigdy nie przestaliście lekceważyć i prześladować, któremu nigdy nie przestaliście zaprzeczać i niszczyć Go. Zamiast przyłączyć się do świętych – którzy wołali i wychwalali Mojego Świętego Ducha błogosławieństwami i okrzykami radości – wy bez przerwy wyganialiście ich i prześladowaliście, przywiązani do waszego pozoru pobożności” (Vassula Ryden, 4. Wieczna nagroda lub kara po sądzie szczegółowym Sąd szczegółowy wiąże się z otrzymaniem wiecznej zapłaty za swoje czyny. Tę naukę objawioną przypomina nam Katechizm słowami: “Każdy człowiek w swojej duszy nieśmiertelnej otrzymuje na sądzie szczegółowym, bezpośrednio po śmierci, wieczną zapłatę od Chrystusa, Sędziego żywych i umarłych” (KKK 1051). Tą zapłatą jest wieczna nagroda lub wieczna kara za to, jak człowiek żył na ziemi: to nagroda za jego miłość i dobroć albo kara za grzech, egoizm i nienawiść. Pismo Święte o nagrodzie i karze. Według nauki Kościoła – bazującej na objawieniu – los duszy po śmierci jest wieczny i zróżnicowany. Przypominają nam to słowa Katechizmu, w którym czytamy: “Przypowieść o ubogim Łazarzu (Por. Łk 16,22) i słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra (Por. Łk 23, 43), a także inne teksty Nowego Testamentu (Por. 2 Kor 5, 8; Flp 1, 23; Hbr 9, 27; 12, 23) mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy (Por. Mt 16, 26), które może być odmienne dla różnych ludzi” (KKK 1021). Sąd szczegółowy – jak o tym będzie jeszcze mowa później – kończy się zbawieniem duszy lub jej wiecznym potępieniem. Może on też rozpocząć oczyszczenie nazywane czyśćcem. Zbawienie lub potępienie możliwe zaraz po śmierci. A więc wieczne niebo lub wieczne piekło rozpoczyna się zaraz po śmierci i po sądzie szczegółowym, a nie dopiero po zmartwychwstaniu ciał u kresu historii. Tę tradycyjną naukę Kościoła przypomina Katechizm: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa, i albo dokonuje się przez oczyszczenie (Por. Sobór Lyoński II: DS 857-858; Sobór Florencki II: DS 1304-1306; Sobór Trydencki: DS 1820), albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1000-1001; Jan XXII, bulla Ne super his: DS 990), albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; KKK 1022). 5. Sprawiedliwość sądu Bożego a) Osąd Boży słuszny. Nieraz mówimy: “Historia to oceni”. Doświadczenie bowiem uczy, że historia często dochodzi do prawdy. W pewnej mierze ukazuje nam więc to fakt, że na sądzie ujawni się wszystko, co wydawało się starannie ukryte, zatuszowane. Wiele razy bowiem w historii ludzkości było tak, że ukrywało się różne zbrodnie albo też gloryfikowało się je dla zatuszowania ich prawdziwego oblicza. Jednak po dziesiątkach lub setkach lat prawda się ujawnia. Zbrodnia ukazuje się jako zbrodnia, choć może była ukrywana lub otaczana nimbem wielkości. Ale i z dobrem bywa podobnie. Często jest ono ukryte w życiu ludzi pokornych i świętych, którzy niczego nie robią na pokaz, lecz dla Ojca, który widzi w skrytości (por. Mt 6,1-6). Nieraz dobro tych ludzi świętych ujawnia się już tu na ziemi przez beatyfikowanie ich lub kanonizowanie, aby wszyscy znali i naśladowali ich dobre czyny. Każde dobro znane jest sprawiedliwemu Bogu, który każdemu udzieli za nie nagrody. Najbardziej skryte dobro zostanie ujawnione przez Sędziego, który widzi wszystko i zna wszystko. Ziemska historia jest w pewnym sensie obrazem Sędziego nieprzekupnego, sprawiedliwego, którego słusznego wyroku nie można zmienić. “Sąd historii jest straszny. Daremnie ludy usiłują go zmienić dla [jakichś] korzyści. Wydarzenia bowiem i ludy przyszłe doprowadzą go do pierwszej, straszliwej prawdy. Jednak jeszcze gorszy jest sąd Boży. Nie dopuszcza on nacisku przez cokolwiek i nie jest podatny na zmiany humoru i osądu, czemu zbyt często [ulegają] ludzie. Jeszcze mniej jest on podatny na błędy osądu” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część trzecia, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, s. 138-139). b) Boga nie można oszukać. Bóg nie sądzi z pozorów. On zna czyny człowieka ukryte przed ludźmi. Dzięki wszechwiedzy i prawości Boga Jego sąd jest absolutnie sprawiedliwy. Z całą słusznością osądzi On, jak posługiwaliśmy się darem wolności za życia ziemskiego. Ważne pouczenie na ten temat można znaleźć w Poemacie Boga-Człowieka: “Jak człowiek posługuje się wolnością udzieloną mu przez Boga? Większa część ludzkości – w taki sposób, jak mogłoby się nią posługiwać dziecko. Reszta zaś tak, jak czyni to głupiec lub przestępca. Potem przychodzi śmierć i człowiek podlega Sędziemu, który pyta go surowo: "Jak używałeś i nadużywałeś tego, co ci dałem?" Straszliwe pytanie! Wtedy dobra ziemskie, dla których tak często człowiek staje się grzesznikiem, będą wyglądać na mniej [warte] od źdźbeł trawy! [Człowiek] – biedny wieczną nędzą, pozbawiony szaty, której nic nie może zastąpić – będzie [stał] upokorzony i drżący przed Majestatem Pana. Nie znajdzie ani jednego słowa na swe usprawiedliwienie. Na ziemi łatwo jest się usprawiedliwiać, zwodząc biednych ludzi. Jednak w Niebie nie można oszukać Boga. Nigdy. I Bóg nie zniża się do kompromisów. Nigdy” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 263). c) Sędzia znający serce człowieka. Bóg potrafi osądzić sprawiedliwie, bo znane Mu są nie tylko zewnętrzne czyny, lecz również serce ludzkie. Tam zaś dokonują się decyzje ludzkie. On zna nie tylko upadki, ale i walkę wewnętrzną, jaką toczy człowiek, zanim upadnie. Zna ograniczenia człowieka, jego słabości, wpływ środowiska i obciążenia genetyczne. Jemu znane są też sposoby kuszenia przez szatana, z których sam człowiek nieraz nie zdaje sobie w pełni sprawy. d) Sędzia, który wie, komu wiele dano. Sprawiedliwy Bóg wie jednak i to, w jaki sposób przez całe życie pomagał człowiekowi w dojściu do zbawienia, jak mu towarzyszył w każdej sekundzie jego życia, jakie dał mu łaski, jakimi środkami zbawczymi obdarowywał, ile razy pobudzał do nawrócenia, które w każdej chwili życia było możliwe. Bóg osądza sprawiedliwie nie wymagając nigdy od człowieka rzeczy niemożliwych. Chce on tylko tego, by człowiek wykorzystał dane mu talenty i nimi się posługiwał. “Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą (Łk 12,48). Bóg dający hojnie Swoje łaski potrafi dobrze ocenić każdego człowieka, bo wie, że nawet największy grzesznik w każdej chwili swojego życia – a nawet w momencie śmierci – może się zmienić, jeśli wykorzysta pomoc ofiarowaną mu przez miłosierdzie Boże. e) Nie ma względu na osobę. Bóg jest wolny od stronniczości. Nie ma względu na osobę w udzielaniu nagrody i wymierzaniu słusznej kary. Ze względu na swoją wszechwiedzę i brak jakichkolwiek uprzedzeń do człowieka Bóg potrafi wszystko ocenić obiektywnie i sprawiedliwie. Dlatego Jego osąd jest zawsze słuszny. Nikt nie może liczyć na przywileje u Boga – jak to ma miejsce często na ziemi – ze względu na swoje stanowisko, pozycję społeczną, uznanie, jakim się cieszy u ludzi, itp. Nic nie może skłonić sprawiedliwego Boga do wydania stronniczego wyroku. Liczy się tylko prawość lub nieprawość człowieka. Nikt też nie zostanie skrzywdzony przez niesłuszny sąd Boży dlatego tylko, że jest biedny, bez wykształcenia, itp. Sąd Boży wolny jest od takiej stronniczości. “Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,34-35). 6. Miłosierdzie poprzedzające sprawiedliwość Bóg nie jest samą sprawiedliwością. Jest On przede wszystkim Miłosierdziem. Miłosierdzie to miłość, która pochyla się nad słabością, niedolą materialną i duchową, nad cierpieniem. Na ziemi bez przerwy doznajemy różnych przejawów bogactwa Bożego miłosierdzia. Ujawnia się ono między innymi w tym, że Bóg daje łaskę wystarczającą do zbawienia każdemu człowiekowi. Pragnie On, aby sąd był dla nas jak najłagodniejszy i zakończył się otrzymaniem jak największej nagrody. Bogaty w miłosierdzie Bóg niechętnie posługuje się karą, jest cierpliwy, przebacza nam grzechy, daje czas na nawrócenie, na duchowe dojrzewanie i na naprawianie wyrządzonego zła. Pozwala nam też wynagradzać tym, których dotknęło spowodowane przez nas zło. Wyrazem Bożego miłosierdzia jest też surowe prorockie ostrzeganie nas przed konsekwencjami naszych złych czynów a także bolesne działania, mające na celu ocalenie nas od wiecznego potępienia. Powyższe zagadnienia będą przedmiotem rozważań tego podrozdziału. a) Bogactwo Bożego miłosierdzia. Bóg dał nam i ciągle daje nam dowody Swego wielkiego miłosierdzia. Pan Stworzenia nie jest samą tylko sprawiedliwością, która za każdy zły czyn od razu zsyła karę. Objawił się nam jako Bóg „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4), jako „Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3). Miłosierdzie Boże ujawniło się w tym, że postanowił uratować człowieka, który zasłużył na wieczną karę potępienia. To wypływające z Bożego miłosierdzia dzieło ratowania człowieka dokonało się i nadal realizuje się przez Jezusa Chrystusa i zesłanego nam Ducha Świętego. Jezus Chrystus, który będzie naszym Sędzią, jest też naszym Obrońcą, naszym Rzecznikiem. Kto w Nim szuka oparcia, znajdzie je, wejdzie na drogę dobra i osiągnie zbawienie. Św. Jan poucza nas: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2,1). Ten Rzecznik bronił nawet swoich oprawców, którzy drwili z Niego, gdy konał na krzyżu. Modlił się do Ojca, usprawiedliwiając ich straszliwe czyny i prosząc o miłosierdzie dla nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Ten Jezus Zbawiciel i Obrońca, wstawia się ciągle za nami w świątyni niebieskiej (por. Hbr 7,25; 9,24). On pragnie nas ocalić na zawsze, dlatego towarzyszy nam Jego ustawiczna modlitwa i Jego błogosławieństwo, którego udzielił swoim uczniom, kiedy „został uniesiony do nieba” (Łk 24,51) Miłosierdzie i sprawiedliwość. Dobry Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie na całym świecie poznali nie tylko Jego sprawiedliwość, ale przede wszystkim – Jego miłosierdzie. Kiedy bowiem człowiek poznaje życzliwość, dobroć i miłosierdzie Boga, wtedy idzie do Niego z ufnością. W Nim znajduje Ojca, który kocha, przebacza, umacnia w walce z grzechem i pomaga Swoją wszechmocą osiągnąć wieczne zbawienie. Znajomość samej sprawiedliwości Bożej jest czymś pożytecznym, ale może się też okazać niebezpieczna. Czymś pożytecznym jest wtedy, gdy rodzi obawę przed karą wieczną i pobudza do zmiany życia. Poznanie samej tylko sprawiedliwości Bożej może jednak rodzić w człowieku tak wielki lęk przed Bogiem, że nie tylko będzie się bał szukać u Niego pomocy, ale w końcu Go znienawidzi. Obawianie się bowiem kogoś, strach przed kimś jest czymś tak przykrym i uciążliwym, że może łatwo przekształcić się w nienawiść, w chęć ucieczki od tego, kogo się boimy. Przez św. Faustynę Jezus poucza nas, że bardzo pragnie, abyśmy znali Jego miłosierdzie: „Pragnę, aby cały świat poznał Moje Miłosierdzie. Niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu Miłosierdziu” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 687). Boga rani nasz brak wiary w Jego dobroć i miłosierdzie: „O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy – skarżył się Jezus s. Faustynie – Taka dusza wyznaje, że jestem Święty i Sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem Miłosierdziem; nie dowierza mojej dobroci. I szatani wielbią moją Sprawiedliwość, ale nie wierzą w Moją Dobroć. Moje serce raduje się tym tytułem Miłosierdzia. Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła Moich Rąk są ukoronowane Miłosierdziem” (Dzienniczek, p. 299-301). Z miłosierdzia Bożego otrzymaliśmy czas ziemskiego życia, aby zasługiwać na wieczność. W tym czasie spotykamy się ciągle z Bożym miłosierdziem. Autorka książki „On i ja”, Gabriela Bossis, zapisała taką rozmowę z Jezusem: „Przed Komunią mówiłam: Chciałabym widzieć, jaka jest moja dusza, kiedy może podobać się nie miłosierdziu, lecz sprawiedliwości. – „Ależ na tej ziemi jest tylko Moje miłosierdzie. Sprawiedliwość będzie później." (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, p. 831) Bóg chce, abyśmy nie tylko poznali Jego miłosierdzie, lecz abyśmy się stali jego głosicielami. To bowiem również innym ludziom pomoże poznać miłosiernego Boga, który uwalnia z jarzma ciążącego na nich grzechu. Przeanalizujmy teraz bardziej szczegółowo, w jaki sposób bogaty w miłosierdzie Bóg pomaga każdemu człowiekowi się zbawić. Ta pomoc ujawnia się między innymi w udzielaniu każdemu łaski wystarczającej do zbawienia i w trosce, by człowiek doszedł do jak największej miłości, gdyż otrzyma ona wielką nagrodę w niebie. b) Udzielanie przez miłosiernego Boga każdemu człowiekowi łaski wystarczającej do zbawienia. Bogactwo Bożego miłosierdzia ujawnia się między innymi w tym, że każdy człowiek na ziemi otrzymuje tyle łask, ile mu potrzeba do zbawienia. O nikim Bóg nie zapomniał, nikogo nie pozbawił łaski, bez której nie można osiągnąć nieba. Stwórca człowieka „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4). Aby każdy mógł osiągnąć zbawienie, Jezus Chrystus „za wszystkich umarł” (2 Kor 5,15), „wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,6). Miłosierny Pan chce zbawić każdego człowieka, dlatego też – na tyle sposobów, ilu jest ludzi – powołuje każdego jak Lewiego (por. Mk 2,13), by szedł za Nim drogą prowadzącą do szczęścia wiecznego. Bóg w swojej miłości nie opuszcza nikogo, choćby nam się wydawało, że jest inaczej: że o niektórych ludziach na tym świecie zapomniał. Stwórca nie może zapomnieć o żadnym Swoim stworzeniu. Gdyby tak się stało, przestałoby ono istnieć. Wszystkie byty istnieją bowiem dlatego tylko, że Bóg bez przerwy i całkiem świadomie podtrzymuje je Swoją wszechmocą w istnieniu. Nigdy nie zapomina On o nas, ludziach (por. Mt 10,30n), których stworzył na Swój obraz i na Swoje podobieństwo (por. Rdz 1,26). Każdy człowiek zaproszony przez hojnego Pana na ucztę (por. Mt 22,2) otrzymuje odpowiednią szatę weselną, którą jednak musi nałożyć na siebie i zachować czystą i piękną (por. Mt 22,12). Tą szatą jest łaska konieczna do zbawienia. Każdemu też człowiekowi Bóg daje odpowiednie dla niego znaki (por. Mt 12,38), aby mógł uwierzyć i przyjąć ofiarowane mu zbawienie. Miłosierny Bóg podobny jest do gospodarza, który o różnych porach dnia wychodzi, aby zatrudnić robotników w swojej winnicy (por. Mt 20,1-16). Chce bowiem wszystkim dać zapłatę, nawet tym, którzy będą pracować tylko pod koniec dnia. Miłosierdzie Boga jest tak wielkie, że może On dać zbawczą łaskę nawet w ostatniej chwili życia. Dlatego też trzeba się modlić za konających i prosić Boga o dobrą śmierć dla siebie. c) Miłosierdzie Boże pomagające nam w osiągnięciu jak największej wiecznej nagrody. Bogaty w miłosierdzie Bóg nie tylko tego pragnie, by każdy człowiek był w niebie, ale aby – dzięki jak najwyższej miłości – osiągnął najpełniejsze podobieństwo do Boga i cieszył się tym przez całą wieczność. Dobry Bóg woli wynagradzać niż karać. Pragnie być sędzią sprawiedliwym, który nie będzie musiał wymierzać kary, lecz hojnie i z radością wynagrodzi wiecznym szczęściem. Jest On bowiem dobrym Ojcem, który przez udzielanie Swoich łask pragnie uszczęśliwić Swoje dzieci – całkowicie i na zawsze. Ten dobry Bóg chce dać każdemu wieczną nagrodę za dobro najdrobniejsze, skryte przed innymi, dostrzegane tylko przez Niego: Ojca, który widzi w ukryciu (por. Mt 6,4). Pragnie odpłacić nam wieczną nagrodą za każdy najmniejszy nawet czyn miłości, taki jak podanie kubka wody spragnionemu bliźniemu (por. Mk 9,41), za każdy nasz uśmiech, za dobre słowo, za ofiarowywane Mu cierpienia i trudy życia – nawet za samą tylko życzliwą myśl, która zamieniła się w modlitwę. Aby móc nam dać wielką wieczną nagrodę w dniu sądu szczegółowego, Bóg bez przerwy pomaga nam czynić dobrze. Chce, by jak największa była w wieczności nasza miłość, bo ona będzie źródłem naszego szczęścia. Dlatego też w ciągu całego życia miłosierny Pan nie odstępuje od człowieka, umacnia go swoją łaską, pobudza do czynienia dobra. Zachęca nas do wytrwałego kroczenia drogą dobra, gdy przychodzi zniechęcenie. Nagrodę w wieczności otrzymamy za naszą miłość. Ta jednak, nawet jeśli istnieje w nas, często jest skażona naszą słabością, egoizmem, miernotą. Dlatego też Bóg okazuje nam miłosierdzie i pomaga nam Swoim światłem stale oczyszczać motywy naszego działania, aby wyrażały jak najczystszą i bezinteresowną miłość. Ponieważ tylko ona spotka się w wieczności z nagrodą, dlatego Bóg pielęgnuje ją i oczyszcza w nas. Czyni to jak dobry ogrodnik, który troszczy się o każdą powierzoną mu roślinkę. Bóg czyni to, ponieważ pragnie, aby wielki plon dobra i miłości stał się przyczyną naszego wiecznego szczęścia po śmierci. Przejawem miłosierdzia Boga jest to, że ciągle udziela nam Swoich łask i nie zniechęca się faktem, iż ogromną ich część marnujemy albo też przyjmujemy bez wdzięczności, jako coś, co nam się słusznie należy. Miłosierdzie Boże nie zniechęca się w udzielaniu nam pomocy, gdyż chce, aby sąd szczegółowy zakończył się dla nas niepojętą i wieczną radością. Miłosierny Bóg zawsze ma na uwadze tylko nasze dobro oraz dobro innych ludzi. „Kiedy zatem Bóg wam nakazuje coś lub radzi albo kiedy daje natchnienie do jakiegoś działania, – czytamy w Poemacie Boga Człowieka M. Valtorty – nie czyni tego z egoistycznych powodów, lecz z myślą altruistyczną, z miłości, dla waszej pomyślności. Oto przyczyna, dla której Wola Boga nigdy nie jest egoistyczna, lecz jest Wolą całkowicie altruistyczną, o nastawieniu uniwersalistycznym. Jedyna i prawdziwa Siła całego świata, mająca na względzie dobro powszechne.” (M. Valtorta, Poemat... Księga IV, 107). Obrazem Chrystusa pomagającego nam przynosić obfite owoce dobra, które staną się przyczyną wiecznego szczęścia człowieka, jest winny krzew (por. J 15,1-11) i każde drzewo przynoszące piękne i zdrowe owoce. Latorośl może przynieść owoce, gdy tkwi w winnym krzewie. Kiedy jest odcięta, nie może owocować. Podobnie jest z nami. Owoce dobra będą się w nas pojawiać, gdy będziemy wszczepieni w Jezusa Chrystusa. Bez zjednoczenia z Nim nie możemy przynosić obfitego plonu dobra, nie będziemy go czynić wytrwale, bez zniechęcenia, w różnych trudnościach. Pouczył nas, że jak winorośl odcięta od winnego krzewu nie może owocować, tak też nie przyniesie owocu dobra ten, kto nie trwa w Jedności z Nim. Miłosierny Pan stał się dla nas winnym krzewem (por. J 15,1-11), który zapewnia wszystkim tkwiącym w nim latoroślom przynoszenie licznych owoców prawdy, miłości, dobra i miłosierdzia. Pozwala się coraz pełniej wszczepiać w Siebie przez każdą Komunię św. Daje nam też Swojego Ducha, który pomaga nam przynosić najpiękniejsze owoce miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowania (por. Ga 5,22n). Każdy ten owoc jest nam dawany po to, aby trwał w nas również po śmierci, przez wieczność, i napełniał nas niepojętą radością. Pomagający nam Pan i Stwórca podobny jest do bardzo hojnego siewcy, który rozsiewa ogromne ilości ziaren, aby plon był jak największy, nawet gdyby jakaś część zasiewu się zniszczyła. Tym rozsiewanym ziarnem jest hojnie dawane słowo Boże (por. Mt 13,3-9) a także różne inne łaski, dobre natchnienia, rady. Wszystko to jest zasiewem dobra, które ma zakiełkować dzięki naszej dobrej woli i współpracy na glebie naszego serca. Bóg rozsiewa Swoje łaski obficie, abyśmy mogli się cieszyć w wieczności z tego, że przyczyniliśmy się do ogromnego plonu. Pragnie dać nam wielką i trwałą nagrodę za współpracę z otrzymanymi łaskami. Bardzo często w obdarowywaniu nas swoimi ziarnami-łaskami Bóg posługuje się siewcami-pomocnikami. Są nimi ludzie, cały Kościół, aniołowie, Maryja, święci. Jedną z wielu form zasiewania dobra i prawdy są też prawdziwe objawienia. Miłosierdzie Boże znajduje sobie różne drogi działania i różnych pomocników, aby trafić do nas, pobudzić nas do miłości i nagrodzić w wieczności pełnią szczęścia. d) Miłosierdzie powstrzymujące się przed karaniem i dające czas na duchowe dojrzewanie. Wielkim przejawem miłosierdzia Boga jest to, że On nie chce nas karać zaraz po popełnieniu grzechu. Nie spada od razu na człowieka kara za każdy jego grzech, gdyż Pan nie ma upodobania w zadawaniu cierpień. Przede wszystkim zaś nie karze nas zaraz, aby dać nam czas na usunięcie z naszego życia grzechu, który sam nieubłaganie ściąga na nas karę. Miłosierny Bóg nie tylko nie zsyła kary za każdy grzech, ale przebacza, uwalnia od win tych, którzy żałują i chcą się poprawić. Umacnia ich też w dobru, w ich walce z grzechem. Daje czas na poprawę. Miłosierny i dobry Bóg daje każdemu z nas tyle czasu, byśmy mogli na ziemi dojść do jak największej dojrzałości duchowej i cieszyć się z osiągniętej świętości na zawsze w niebie. Bóg jest inny niż my, grzeszni ludzie, którzy najchętniej ukaralibyśmy zaraz i bez miłosierdzia każde zło, każdą zbrodnię, a często – najmniejsze nawet wykroczenie bliźniego. Warto uświadomić sobie fakt, że jeśli domagamy się szybkiej i bezlitosnej kary Bożej, to pragniemy jej zwykle dla innych. Chcemy, żeby zło popełniane przez innych było natychmiast surowo ukarane. Niektórzy wyrażają nawet swoje zdziwienie lub niezadowolenie z tego, że Bóg nie karze od razu, jakby się ociągał lub nie widział zbrodni tego świata. Dla siebie jednak nie pragniemy surowości Bożej ani szybkiego karania. Liczymy raczej na miłosierdzie Boga, na Jego litość, pobłażliwość. Bóg nie jest jak ci, którzy przyprowadzili do Jezusa kobietę pochwyconą na cudzołóstwie i chcieli ją zaraz ukamienować (por. J 8,3-11). Zbawiciel nie pozwolił na to. Nie chciał bowiem jej śmierci, lecz przemiany życia. Pragnął jej żalu, skruchy, wzrostu w prawdziwej miłości. Na ten wzrost człowiekowi potrzeba czasu, dlatego Bóg daje mu go tyle, ile trzeba. Miłosierny Bóg podobny jest do ogrodnika z przypowieści Jezusa, który nie chciał wyciąć nieurodzajnego figowca. Pielęgnował go, żeby przyniósł owoce (por. Łk 13,6-9). Postępowanie ogrodnika – który nie zrażał się brakiem owoców na figowcu i pielęgnował go – jest obrazem cierpliwej miłości Boga. Pan, podobnie jak ten ogrodnik, troszczy się o każdego grzesznika, aby przyniósł w końcu owoce nawrócenia i dobra i aby dzięki temu uniknął wiecznego potępienia. Nie chce, aby spotkał go los podobny do nieurodzajnego figowca, który z powodu braku owoców trzeba spalić, bo nie nadaje się do niczego innego (por. Mt 18,8; Mt 25,41). Jeśli jednak człowiek chce osiągnąć zbawienie i uniknąć wiecznego potępienia, musi się autentycznie zmienić: musi przez nawrócenie się wejść na drogę miłości. W przeciwnym razie – pomimo Bożej pomocy, dobroci i miłosierdzia – ściągnie na siebie karę za swoje grzeszne czyny. Taki człowiek poniesie śmierć wieczną tak, jak zabije się dziecko, które biegnie w stronę przepaści pomimo rozpaczliwego i ostrzegającego wołania rodziców, z których chroniących ramion się wyrwało. Miłosierdzie Boże przypomina miłość ojca syna marnotrawnego, który ciągle miał nadzieję, że jego dziecko jeszcze powróci. Nie zapomniał o nim, nie powiedział: „Niech tylko się tu pokaże, to odpowie za zmarnowany majątek, za zlekceważenie mnie, za wszystko”. Jako dobry ojciec gotów był przyjąć do domu swoje marnotrawne dziecko. Dał synowi czas na duchowe dojrzewanie w trudach, cierpieniach, niedostatkach, aby wreszcie przypomniał sobie, że ma dom rodzinny, że ma ojca do którego może zawsze wrócić (por. Łk 15,11-32). Bóg daje nam czas na duchowe dojrzewanie. Jesteśmy bowiem jak dzieci, które ciągle się uczą, które nie znają jeszcze niepowodzeń i życiowych rozczarowań. Przypominamy dzieci noszące w sobie wiele złudnych oczekiwań, wiele marzeń, których nie można zrealizować w tym świecie, wiele iluzji, które je pociągają. Podobni jesteśmy do niedoświadczonych dzieci, które lubią bawić się w niebezpieczne zabawy: „w wojny”, „w Indian” – bez zdawania sobie sprawy, że może się to skończyć kalectwem lub śmiercią. Dobry Ojciec cierpliwie poucza Swoje dzieci, wyjaśnia, prowadzi, ostrzega. e) Miłosierdzie pragnące sądu jak najłagodniejszego. Bóg dobry i bogaty w miłosierdzie pragnie, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem się z nieubłaganą sprawiedliwością karzącą nas za grzechy, lecz z dobrocią naszego Ojca, który pragnie z miłością przygarnąć do siebie na zawsze nas, Swoje dzieci. Miłosierny Bóg nie tylko daje każdemu człowiekowi tyle łaski, aby mógł się zbawić, ale ustawicznie pomaga mu, aby sąd po śmierci był dla niego jak najłagodniejszy. Śmierć zatem nie musi być zetknięciem się z bezwzględną Sprawiedliwością, z surową Prawdą o naszych złych czynach. Może ona być spotkaniem z kochającym i miłosiernym Ojcem, gdyż Bóg chce nam okazać miłosierdzie także w godzinie naszej śmierci. Gabriela Bossis patrzyła kiedyś na wschód słońca i usłyszała zapewnienie Jezusa: "Światłość moja wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jakiż będzie wtedy twój zachwyt... Poznasz dobrodziejstwo zbawienia. Ogarnie cię i jakby zaleje Moje Miłosierdzie. Już teraz przez wiarę (w życie przyszłe) śpiewaj swą wdzięczność" (On i ja, I, 820). Co należy czynić, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem z karzącą sprawiedliwością, lecz z Bożym miłosierdziem? W Piśmie św. możemy znaleźć odpowiedź na to pytanie: należy okazywać miłosierdzie innym, siebie zaś osądzać w całej prawdzie, bez okazywania sobie szkodliwej pobłażliwości. Przez św. Faustynę Chrystus poucza nas, że nie podlega sądowi ten, kto wypełnia wolę Bożą, i że na miłosierdzie Boże w chwili śmierci może liczyć każdy, kto w ciągu życia uciekał się do tego miłosierdzia i pomagał je poznać innym ludziom, aby ich przyciągnąć do dobrego Boga, który zbawia. Zastanówmy się nad zasygnalizowanymi prawdami. – Miłosierdzie dla miłosiernych. Okazywanie miłosierdzia innym to jeden z podstawowych warunków, aby spotkać się z Bożym miłosierdziem i uniknąć surowego sądu potępiającego na wieki. Jezus zachęca nas do okazywania miłosierdzia, bo wtedy sami go dostąpimy: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Nasze miłosierne czyny wobec bliźnich, nasze zrozumienie ich, współczucie, pomoc okazywana potrzebującym – wszystko to ściąga na nas Boże miłosierdzie. Miłosierny człowiek jest prawdziwym obrazem i podobieństwem dobrego Boga. Kto nie kieruje się miłosierdziem w swoim życiu, ten nie może liczyć na miłosierdzie Boże. Dlatego św. Jakub mówi o surowym sądzie, który spotka ludzi pozbawionych miłosierdzia wobec innych: „Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,13). Mamy traktować innych z taką miłością, cierpliwością i miłosierdziem, jakiego oczekujemy od Boga w odniesieniu do nas samych. Miłosierdzie wobec bliźnich polega między innymi na powstrzymywaniu się od wydawania na nich sądów potępiających. Bóg nie chce sądzić nas za nasze osądzanie innych ani też nas potępiać za nasze potępianie bliźnich (por. Mt 7,1; Łk 6,37). Dlatego też nie powinniśmy się stawać dla naszych bliźnich sędziami, którzy – swoimi słowami lub tylko w myślach – ustawicznie ich potępiają, oskarżają, obwiniają o złe intencje, przypisują grzech. „Nie sądźcie – mówi Jezus – abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. (Mt 7,1-2) Sądem są nasze bezpodstawne wewnętrzne oceny oraz wypowiadane słowa. Każda obmowa i nieuzasadniona krytyka jest takim sądem. Często, zamiast leczyć ludzi z choroby zła, oceniamy ich. Zamiast wzbudzać naszymi słowami miłość do bliźnich, współczucie i chęć udzielania im pomocy, nierzadko naszymi słowami krytyki, obmowy lub nawet oszczerstwami wzbudzamy niechęć do nich. W ten sposób niszczymy w innych miłość do bliźniego. Chrystus mówi, że taką miarą będzie nam odmierzone, jaką sami mierzymy: albo spotkamy się ze sprawiedliwością karzącą, jeśli będziemy dla innych bezwzględni i bez litości, albo z – wyrozumiałą miłością i miłosierdziem, gdy będziemy okazywać litość innym. Bóg nie chce wymierzać nam kary tak surową miarą, jaką nieraz my posługujemy się wobec innych ludzi (por. Mt 7,2). Dobry Bóg za nasze dobro pragnie dać nam nagrodę odmierzoną miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą (por. Łk 6,38), bo daną przez nieskończoną Miłość i Miłosierdzie. Przejawem miłosierdzia jest też przebaczanie bliźnim. Kto przebacza, ten okazuje miłosierdzie i sam dostąpi miłosiernego przebaczenia swoich win. Kto nie przebacza, ten nie ma miłosierdzia, dlatego nie może liczyć na miłosierdzie Boże i Jego przebaczenie, jak o tym poucza Jezus Chrystus w przypowieści o dłużnikach (por. Mt 18,24-35). O konieczności okazywania innym miłosierdzia przez przebaczanie przypominają nam też słowa modlitwy Ojcze nasz. Mówimy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Prosimy więc Boga, aby zastosował wobec nas taką miarę, jaką my się posługujemy. Jeśli przebaczamy, prosimy: przebacz nam; jeśli zaś nie przebaczamy, mówimy, choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy: nie przebaczaj nam, tak jak my nie przebaczamy bliźnim. Kto więc nie przebacza innym, ten gotuje sobie surowy sąd w chwili śmierci. – Nie będziemy sądzeni, gdy sami siebie osądzamy. Św. Paweł poucza nas, co powinniśmy czynić, aby uniknąć surowego wyroku sprawiedliwego sądu, który odbędzie się w godzinie śmierci, i doznać Bożego miłosierdzia. Mówi: „Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni” (1 Kor 11,31). To określenie: „nie będziemy sądzeni”, nie oznacza, że nie będziemy podlegać sądowi szczegółowemu ani ostatecznemu. Znaczy tylko, że jeśli człowiek w ciągu życia sam osądzał siebie i swoje czyny po to, aby stale się nawracać, nie spotka się na sądzie z wyrokiem potępiającym go na wieki. Okazją do takiego ocalającego nas osądu siebie jest sakrament pojednania. W nim – przez żal za grzechy, postanowienie poprawy i wyznanie naszych win – stajemy się sędziami i oskarżycielami dla samych siebie. Bóg zaś ujawnia się jako Sędzia pełen miłosierdzia, gdyż Jego odpowiedzią zawsze jest przebaczenie, przywrócenie nam pokoju. Katechizm Kościoła Katolickiego zachęca nas do poddawania się temu miłosiernemu sądowi, jakim jest sakrament pojednania: „W sakramencie pokuty grzesznik, poddając się miłosiernemu sądowi Boga, uprzedza w pewien sposób sąd, któremu zostanie poddany na końcu życia ziemskiego. Już teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem a śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia, możemy wejść do Królestwa, z którego wyklucza grzech ciężki (por. 1 Kor 5,11; Ga 5,19-21; Ap 22,15). Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi ze śmierci do życia i "nie idzie na sąd" (J 5,24) (KKK 1470). – Nie podlega sądowi ten, kto wypełnia Bożą wolę. Któregoś dnia św. s. Faustyna napisała w swoim Dzienniczku: „Od dziś nie istnieje we mnie wola własna... Od dziś pełnię wolę Bożą, wszędzie, zawsze, we wszystkim”. Otrzymała zapewnienie Pana: „Od dziś nie lękaj się sądów Bożych, albowiem sądzona nie będziesz” (Dzienniczek, p. 374). Tak więc nie musi obawiać się potępienia człowiek, który jak bł. s. Faustyna pragnie w każdej chwili swojego życia kierować się wolą Bożą, Jego przykazaniami. – Miłosierdzie dla uciekających się do Bożego miłosierdzia i głoszących je innym ludziom. Oprócz okazywania innym miłosierdzia, osądzania siebie – zwłaszcza w sakramencie pojednania – oprócz pełnienia woli Bożej istnieje jeszcze inny sposób na to, by w godzinie śmierci spotkać się nie z Sędzią, lecz z miłosiernym Panem. Tym sposobem jest uciekanie się do Bożego miłosierdzia i głoszenie go innym ludziom, aby z ufnością szli do dobrego Boga, który pragnie zapewnić im wieczne zbawienie. Jezus powiedział św. Faustynie: „Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego osłaniam przez całe życie, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego, szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju Miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość. (Dzienniczek, p. 1075) f) Miłosierdzie Boże ostrzegające przed konsekwencjami grzechu i przed szatanem. Kolejną formą miłosierdzia, którą Bóg okazuje nam, kiedy jeszcze jesteśmy w drodze na sąd (por. Mt 5,25),są liczne pouczenia i ostrzeżenia. Na różne sposoby i przez różnych pośredników ostrzega On nas przed grzechem i jego wiecznymi konsekwencjami, przed szatanem. Rozważmy te zagadnienia. Aby nasza nagroda była jak największa w wieczności, a sąd jak najłagodniejszy, bogaty w miłosierdzie Bóg ustawicznie poucza nas i ostrzega przed grzechem i jego konsekwencjami. To ostrzeganie jest nam potrzebne, gdyż grzech sprowadza na nas wielkie nieszczęścia, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Przede wszystkim jest on niebezpieczny dla naszego życia wiecznego. Grzech przypomina niebezpieczne zagubienie się, o którym mówi Chrystus (por. Łk 15,1-7). Grzeszący świadomie i dobrowolnie człowiek podobny jest do owcy, która oddaliła się od owczarni, od pasterza i grozi jej śmierć. Może zginąć z wycieńczenia albo mogą ją rozszarpać wilki lub inne drapieżne zwierzęta. Grzech jest zagubieniem się człowieka. Kto się zgubił, np. w lesie, ten nie zna drogi prowadzącej do właściwego celu. Podobnie ten, kto grzeszy, gubi drogę wiodącą do zbawienia, do domu Ojca. Grzesznik schodzi z jedynej drogi, która prowadzi do zbawienia. Tą zaś drogą są Boże przykazania, wola Boga, nauka Chrystusa, Jego przykład, nakazy sumienia, natchnienia Ducha Świętego. Grzeszący z uporem człowiek zupełnie świadomie nie chce znać tej drogi. Chodzi swoimi ścieżkami. Są to ścieżki egoizmu, na których wyczerpuje się duchowo, tracąc moc miłości. Ścieżki te nie prowadzą do szczęśliwego celu, lecz można na nich znaleźć jedynie śmierć wieczną. Najtragiczniejsze jest to, że grzech – w przeciwieństwie do zgubienia się nierozumnej owcy – jest zagubieniem się wybranym, świadomym. Jest on bowiem rozmyślnym i zupełnie dobrowolnym porzuceniem jedynej drogi prowadzącej do zbawienia, którą są Boże przykazania. Oprócz tego, że człowiek świadomie się gubi, istnieje jeszcze inna różnica między grzesznikiem, który z uporem kroczy drogą grzechu, a nierozumną owcą. Ta bowiem nigdy nie potrafi utrudniać pasterzowi odnalezienia jej. Człowiek zaś po grzechu przypomina Adama i Ewę, którzy ukrywali się w krzakach przed Bogiem (por. Rdz 3, 9-10). Bali się Go, nie chcieli, by ich odnalazł. Grzeszący człowiek często jest podobny do pierwszych rodziców. I on ucieka przed Bogiem, który może go ocalić, chowa się przed Nim. Przez najróżniejsze postawy człowiek po grzechu często unika Boga, czekającego na niego w sakramencie pokuty; ucieka od pouczeń Bożych, bo niepokoją jego sumienie. Unika wartościowych książek, które dla jego ocalenia niemal same wpadają mu w ręce itp. Przez to wszystko nie pozwala się odnaleźć cierpliwemu i wytrwałemu Dobremu Pasterzowi, którzy szuka każdej zagubionej owcy, aby ją ocalić (por. Łk 15,1-7; J 10,1-18). Nieraz może być i tak, że odnaleziony już i niesiony w ramionach Dobrego Pasterza - Chrystusa grzesznik nie pozwala na to. Szarpie się i wyrywa z Jego ramion jak nierozumna owca, która nie pojmuje, że pasterz trzyma ją mocno tylko dla jej dobra, dla jej ocalenia. Chce ją zanieść do bezpiecznej owczarni i opatrzyć jej groźne rany. Pragnie obronić ją przed drapieżnym wilkiem. Jeszcze innym przykładem można zilustrować często niedostrzegane niebezpieczeństwo tkwiące w grzechu. Otóż grzesznik przypomina człowieka biegnącego szybko w stronę przepaści. Słusznie uznalibyśmy za szaleńca kogoś, kto pędzi w jej stronę i zatyka sobie uszy, aby nie słyszeć ostrzegających go okrzyków przyjaciół. Takim szaleńcem jest ten, kto staje się głuchy na głos sumienia, aby go nie niepokoiło, nie mąciło jego pozornego duchowego pokoju. Choć grzech jest bardzo groźny, to jednak często nie dostrzega się tkwiących w nim niebezpieczeństw. Dzieje się tak po części z braku odpowiedniej wiedzy człowieka, a po części dlatego, że woli on nieraz nie widzieć niebezpieczeństwa, aby nie ogarnęło go przerażenie. Istotnie, człowiekowi brak doświadczenia odnoszącego się do konsekwencji grzechu po śmierci. Nie widzi ich. Nie mamy oglądu tego, co jest po śmierci. Dlatego właśnie potrzebujemy światła, pouczenia Kogoś, kto wie wszystko. I dlatego Bóg, przez Swoje objawienie, udzielił nam odpowiedniego pouczenia. Jest On podobny do dobrego ojca lub dobrej matki, która pragnie uchronić dziecko od nieszczęścia. Kiedy rodzice pragną ostrzec dziecko przed jakimś niebezpieczeństwem, wyjaśniają mu, na czym ono polega, pouczają o jego tragicznych skutkach, proszą, by nie robiło tego, co jest dla niego niebezpieczne. Podobnie postępuje Bóg wobec nas. Jego miłosierdzie przejawia się w pouczeniach i ostrzeżeniach przed różnymi grożącymi nam niebezpieczeństwami. Aby nas ustrzec od wyroku potępiającego na wieki, miłosierny Pan bez przerwy poucza nas i uświadamia nam niebezpieczeństwa, z których nieraz nie zdajemy sobie sprawy. Jesteśmy bowiem często podobni do małych niedoświadczonych dzieci, które nie mają jeszcze wiedzy ludzi dorosłych. Nie mamy doświadczenia jak małe dzieci, które nie wiedzą, że można się sparzyć, i nie znają jeszcze bólu oparzenia. Często przypominamy naszym zachowaniem dziecko, które beztrosko biegnie ścieżką, nie zdając sobie sprawy, że prowadzi ona do przepaści. Potrzeba nam więc pouczeń i ostrzeżeń. Nie tylko brak doświadczenia i dziecięca niefrasobliwość naraża nas na niebezpieczeństwa związane z grzechem. Człowiek może całkiem świadomie przestać myśleć o wiecznym zagrożeniu, jakim jest piekło. Jak może do tego dojść? Otóż człowiek często nie chce znać tego, co dla niego niebezpieczne. Woli nie myśleć o czymś groźnym dla niego, przykrym. Dlatego też łatwo wypiera ze świadomości te treści, które go przerażają, a do takich należy prawda o możliwym wiecznym potępieniu. Myśl o nie kończącym się nigdy cierpieniu potępienia jest tak straszna, że wielu ludzi woli ją usunąć ze swojej świadomości. Pocieszają się, że piekła nie ma lub że nie jest wieczne. Tym samym wyrządzają szkodę sobie i innym, gdyż siebie i innych narażają na potępienie, które – niezależnie od tego, co o nim myśli człowiek – jest wieczne. Ludzie nie wierzący w istnienie wiecznego piekła nie zabezpieczają się przed nim swoją niewiarą, tak jak nie uchroniłby siebie przed nieszczęściem szaleniec, który szedłby środkiem ruchliwej ulicy z oczyma zamkniętymi z powodu przerażających go samochodów. Aby zapobiec strasznemu nieszczęściu, Bóg ciągle przypomina nam prawdę o wieczności nagrody i kary po śmierci. Chrystus każe nam się strzec drogi wygodnej i szerokiej, która prowadzi na zatracenie (por. Mt 7,13), a zachęca do kroczenia drogą co prawda wąską, niewygodną, może i kamienistą, ale wiodącą do szczęśliwej wieczności. To ostrzeżenie ciągle powtarza Kościół w swoim nauczaniu. Rozbrzmiewa ono też w autentycznych objawieniach, takich jak np. fatimskie. Objawiająca się w Fatimie Maryja ukazała dzieciom okropność piekła i zachęciła do modlitwy i pokuty za tych, którzy z powodu swoich grzechów mogą się tam znaleźć. Tak więc dzięki Bożemu miłosierdziu docierają do nas ciągłe ostrzeżenia przed przepaścią, która naprawdę istnieje i w którą można wpaść. Swoją prawdą Bóg ukazuje bezpieczną drogę, która prowadzi do wiecznego szczęścia, a nie do wiecznej zguby. Bóg nie ostrzega nas przed karą wieczną – której nic nigdy nie może zmienić – po to, aby nas straszyć i dręczyć. Czyni to w tym celu, aby nas uchronić od tego wiecznego losu. Należy więc przyjąć z wdzięcznością różne Boże pouczenia i nie obrażać się z tego powodu, że są one nieraz bardzo ostre i niepokojące. Człowiek może nie dostrzegać nie tylko niebezpieczeństw, na które naraża grzech, ale może nie widzieć nawet samego grzechu. Dzieje się to z powodu przytępienia sumienia. Nierzadko niszczy się celowo i świadomie wrażliwość swojego sumienia, aby ono nie niepokoiło. Przez to sprawia się, że nie ostrzega ono przed tym groźnym niebezpieczeństwem dla wiecznego zbawienia, którym jest grzech. Szukając fałszywego spokoju, przytępia się sumienie. Skutek tego działania jest taki, że nie ma ani pokoju, ani wołania pożytecznego głosu, który ostrzegał przed zagrożeniem. Sumienie bowiem jest darem Bożej dobroci, wołaniem Boga, który pragnie uchronić człowieka od wiecznej śmierci. Miłosierdzie Boże posługuje się nim, aby człowieka naprowadzić na właściwą drogę zbawienia. W przeciwieństwie do człowieka szatan dobrze wie, do czego prowadzi grzech. Dlatego usiłuje człowieka nakłonić do grzeszenia i do trwania w grzechu. Szatan jest groźny dla człowieka, bo go nie widać i wielu w niego nie wierzy. Potrzebujemy więc pouczenia i ostrzeżenia przed działaniem złych duchów, które usiłują nas doprowadzić do wiecznej zguby. Pismo św. porównuje szatana do groźnego lwa, czyhającego na nasze życie. List św. Piotra ostrzega nas przed nim słowami: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1 P 5,8). Ponieważ szatan jest groźny, trzeba więc ostrzegać przed nim ludzi – zagrożone przez niego owce. Trzeba im stale przypominać, że mają się trzymać blisko Pasterza, który potrafi je obronić. Tym Dobrym Pasterzem, który oddaje życie za swoje owce (por. J 10,11), jest Chrystus i wierni Mu uczniowie. g) Miłosierdzie ostrzegające przed fałszerzami Bożej prawdy. Różne niebezpieczeństwa grożą człowiekowi dążącemu do zbawienia. Do zagrożeń tych należą między innymi błędne nauki, które niszczą wiarę i życie moralne. Miłosierny Bóg różnymi środkami usiłuje obronić nas przed tym niebezpieczeństwem. – Niebezpieczeństwo błędnych nauk. Błędne nauki są niebezpieczne, gdyż niszczą wiarę i w wielu wypadkach mogą też zniechęcać człowieka do uświęcania się. Istnieje też nauczanie, które usypia sumienie ludzkie, a tym samym przeszkadza mu w przemienianiu swojego życia. I tak np. nieraz słyszy się opinie, że człowiek nie jest zdolny do popełnienia grzechu ciężkiego. A gdyby nawet był do tego zdolny, to nie musi się niczego obawiać, bo piekła albo nie ma, albo – jeśli jest – to nie trwa wiecznie. Szerzyciele tych fałszywych opinii zaprzeczają wiecznej odpowiedzialności człowieka za życie ziemskie, za swoje postępowanie. W ten sposób rodzą złudny spokój, poczucie fałszywego bezpieczeństwa bardzo groźne dla zbawienia człowieka. Oszuści ci, aby skutecznie zmylić człowieka, przemilczają niektóre ważne prawdy. I tak np. tłumaczą, że należy kierować się swoim sumieniem, co bez wątpienia jest rzeczą słuszną. Przemilczają jednak fakt, że trzeba ciągle formować swoje sumienie, tak jak sprawdza się i nastawia od czasu do czasu zegarki, aby nie śpieszyły się ani nie chodziły zbyt wolno, lecz aby pokazywały właściwą godzinę. Nie mówią, że sumienie każdego człowieka może ulec zdeformowaniu, że może być stłumione przez pożądliwości i namiętności człowieka, który często głos swoich wad i nałogów bierze za wezwanie sumienia. Fałszerze Bożej prawdy, którzy usypiają czujność i ludzkie sumienia, nie są prawdziwymi pasterzami dla powierzonych im owiec, lecz najemnikami. Nie bronią bowiem przed wilkiem-szatanem, nie uczą ostrożności, lecz uspokajają i usypiają owce, aby stały się łatwym łupem dla wilka-szatana. Inna grupa subtelnych zwodzicieli szkodzi człowiekowi w ten sposób, że zajmują go sprawami drugorzędnymi i marginalnymi, odciągając przez to uwagę od problemów istotnych, takich jak wieczne zbawienie, o które – według św. Pawła – należy zabiegać z bojaźnią i drżeniem (por. Flp 2,12). Aby odwrócić uwagę człowieka od wieczności i zbawienia, zajmują go wyłącznie spawami doczesnymi albo jakimiś drugorzędnymi problemami teologicznymi, które nie mają żadnego wpływu na kształtowanie życia. Takie nauki albo zupełnie zatruwają umysły, albo w najlepszym wypadku odciągają od wysiłku zmieniania swojego życia, od nawrócenia. Człowiek bowiem nie potrafi zrobić na raz wszystkiego i gdy zajmuje się sprawami drugorzędnymi, łatwo pomija rzeczy najbardziej istotne. Inne groźne oszustwo polega na tym, że ukazuje się źródło ocalenia i zbawienia tam, gdzie w rzeczywistości go nie ma, np. w medytacjach wschodnich, w dietach, kontrolowanym oddechu, w przyjmowaniu odpowiednich pozycji ciała, w energiach, w bogactwie, sukcesie ziemskim, w rewolucjach społecznych, w przesadnym zajmowaniu się ekologią, w przekształcaniu samych tylko struktur bez zmieniania serca człowieka itp. Przez to człowiek może zapomnieć o modlitwie, o sakramentach, o potrzebie kierowania się w życiu miłością do Boga i do ludzi. Idąc za głosicielami zwodniczych nauk człowiek może porzucić Boga prawdziwego, jedynego Zbawiciela, i zwrócić się do różnych „zbawicieli”, którzy zamiast zbawienia przynoszą mu tylko rozczarowanie, zgorzknienie, zniechęcenie, rozpacz. Istnieje jeszcze inna grupa oszustów, którzy zdobywają sobie zwolenników pochlebstwami typu: „Jesteście ludźmi dojrzałymi”, „Człowiek dojrzały ma sam o wszystkim decydować w swoim sumieniu, ma liczyć tylko na siebie”, „Nie jesteście dziećmi ani niewolnikami, którzy muszą słuchać”, „Jesteście ludźmi mocnymi, nie potrzeba wam żadnego Boga, żadnej łaski. Sami potraficie wszystko uczynić”, „Bez oglądania się na przykazania, jako wolne istoty, jesteście w stanie zbudować nowy ład, nowe prawa, na których powinien się opierać porządek społeczny”. I tak, bazując na pysze człowieka, pozyskują go dla siebie swoimi naukami. Rozbudzają w nim pychę, przez co przestaje on otaczać Boga należnym Mu dziecięcym szacunkiem; przestaje Go kochać prawdziwą miłością, gotową wypełniać zawsze wolę Bożą. Pyszny człowiek, który uwierzył w swoją rzekomą dojrzałość i wielkość, staje się często bezkrytyczny wobec siebie, nie doskonali swojej miłości i karłowacieje duchowo, kierując się egoizmem, szukaniem swoich przyjemności itp. Fałszerze Bożej prawdy okazują się szczególnie groźni, gdy są z wykształcenia teologami albo – jeszcze gorzej – osobami duchownymi, gdy ze względu na swoje wykształcenie i erudycję cieszą się poważaniem. Łatwo wtedy zdobywają zaufanie i ich zwodzenie staje się naprawdę groźne. Fałszerze objawionej nauki są podobni do wilków w owczej skórze (por. Mt 7,15). Przebierają się za przyjazne owce, noszą ich skóry, aby ich nikt nie rozpoznał. Wchodzą wszędzie, przenikają różne środowiska, aby szerzyć błędy, niszczyć prawdę, utrudniać ludziom zbawienie. To ukryci nieprzyjaciele, którzy udają przyjaciół. To pozorni głosiciele Ewangelii, którzy w rzeczywistości rozgłaszają swoje fałszywe i wymyślone przez siebie nauki. Są fałszywymi prorokami. Ci fałszerze, jak mówi Apokalipsa, są podobni do Baranka, czyli do Chrystusa, ale mówią jak smok-szatan (por. Ap 13,11). Nieraz uchodzą za wybitnych teologów, zdobywają światowy rozgłos, chociaż zamiast Bożej objawionej nauki szerzą swoje nauki, wymyślone dla zdobycia popularności, a w niejednym wypadku – dla usprawiedliwienia swojego grzesznego życia, dla uspokojenia swojego sumienia. – Obrona przed zgubnymi naukami. Jezus Chrystus, który założył swój Kościół, wiedział, że będzie on ciągle zagrożony przez głosicieli fałszywych i zwodniczych nauk. Dlatego też Piotrowi i jego następcom udzielił specjalnego daru nieomylności w tłumaczeniu nauki objawionej. Jeśli więc nie chcemy popaść w błędy, powinniśmy iść zawsze za nauczaniem papieży. Nauczanie Kościoła stoi na straży prawdy objawionej. Autentyczna nauka Kościoła jest dla nas przewodnikiem, który poucza, prowadzi i ostrzega przed niebezpieczeństwami. Powszechna nauka Kościoła zawarta jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego, dlatego stanowi on nieocenioną pomoc w wytrwaniu w prawdzie i w dążeniu do wiecznego zbawienia. Jeśli więc komuś zależy na trwaniu w prawdzie i na zbawieniu, powinien wsłuchać się w nauczanie Kościoła zawarte szczególnie w pouczeniach papieża, soborów, a także w Katechizmie. Kto przyjmuje prawdziwą naukę Jezusa przekazywaną przez Urząd Nauczycielski Kościoła, ten buduje dom na skale (por. Mt 7,24-27). Domu tego nie zburzą wichury błędu. Oparta na prawdzie Chrystusowej – przekazywanej przez Kościół – budowla życia ocaleje na wieczność i przyniesie nie kończącą się radość jej budowniczemu. Abyśmy nie ulegli różnym błędom, miłosierny Bóg – zwłaszcza w chwilach szczególnych zagrożeń prawdy i życia moralnego – posyła swoich posłańców, którzy powtarzają na różne sposoby słowa św. Pawła: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4). Czasami ci posłańcy – tacy jak np. św. Katarzyna ze Sieny – otrzymują wyjątkowe światło, a nawet objawienie Boże, aby mogli skutecznie wypełnić swoją funkcję ostrzegania i pomagania Kościołowi. Kto chce wytrwać w prawdzie ten przede wszystkim powinien przyjmować całe nauczanie Kościoła. Nie powinien się też zamykać na głos żadnego głosiciela Bożej prawdy. Przede wszystkim zaś winien szczerze otworzyć się na Ducha Świętego – Ducha Prawdy. Powinien się poddać działaniu Ducha, który to przenika głębokości samego Boga (por. 1 Kor 2,10) i udziela nam Swojego światła. On poucza nas, gdzie znajdują się niebezpieczeństwa i które nauki są zwodnicze. Daje światło prawdy, które ukazuje drogę nie prowadzącą do przepaści, lecz do pełnego szczęścia. Trzeba więc nam Go prosić o światło, abyśmy umieli wyraźnie odróżniać prawdę od fałszu i zło od dobra nawet w najbardziej subtelnych ich przejawach. Światło Ducha Świętego może nas uchronić przed pójściem za szatanem i za fałszerzami Bożej prawdy. On pomaga nam odróżnić autentycznych głosicieli Ewangelii od zwodzicieli głoszących swoje fałszywe nauki. Duch Święty bowiem udziela cennego daru rozeznania. Dzięki niemu możemy rozpoznać, od kogo pochodzą docierające do nas pouczenia i natchnienia: od Boga czy też od Jego nieprzyjaciela. Samo wykształcenie teologiczne, choć ma swoją wartość, nie chroni nieraz przed błędami, gdyż – nie wiedząc o tym – można już być zarażonym fałszywymi naukami. Aby nie ulec błędom, nie należy iść za każdym usłyszanym zdaniem, za każdą opinią teologiczną, nawet jeśli wydaje się interesująca, oryginalna, zaskakująca itp. Wielką pomocą w odróżnianiu różnych nauk fałszywych od prawdziwych Bożych ostrzeżeń od ludzkich tylko wymysłów może się okazać stosowanie pewnej formy upewniania się. Polega ona na zadawaniu sobie pytanie, jakie dobro wyniknie, jeśli przyjmie się jakąś słyszaną naukę, do jakiego dobra mnie skłania, jak może wpłynąć na moje życie, na jego zmianę, jakie dobro pomoże mi realizować, pod jakim względem stanowi pomoc w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Zadawanie sobie powyższych pytań uwrażliwi nas i na dobro, i na prawdę.
Skieruj się schodami na dół. Za murem, jeszcze przed wyjściem, znajdziesz Listę rycerzy.Następnie przejdź na wprost, gdzie przy krawędzi leży Niknąca dusza. Uważaj, gdyż w pobliżu
Przejdź w nich do dużej sali, widocznej na screenie, gdzie znajduje się kilku stłoczonych w grupie strażników. Omiń środek pomieszczenia i skręć w lewo, gdzie schody zaprowadzą Cię do
WAkzy.